W niedzielę rano polskiej ekipie ratunkowej, udało się sprowadzić ze szczytu Nanga Parbat francuską himalaistkę Elizabeth Revol. Operację przeprowadzili bardzo sprawnie jedni z najlepszych obecnie himalaistów Adam Bielecki i Denis Urubko. O tym jak akcja przebiegała i jakie są dalsze scenariusze rozmawialiśmy z Prezesem Polskiego Związku Alpinizmu, zdobywcą Korony Himalajów i Karakorum Piotrem Pustelnikiem.
Kacper Sosnowski: Ekipa ratunkowa sprowadziła Revol do pierwszego obozu szybko i sprawnie. Na portalach społecznościowych fachowcy zachwycają się ich tempem. To było niemal 1500 metrów w kilka godzin.
Piotr Pustelnik: Spodziewałem się, że nad ranem nasza ekipa dojdzie do bazy. Teren przed nią jest mocno spadzisty. Tempo schodzenia może być szybkie. Nie wiemy też w jakim stanie była Revol. Czy współpracowała z ratownikami, czy trzeba było jej bardziej pomagać. Jeżeli mamy do czynienia ze sprawnymi alpinistami, to wszystko idzie szybciej. Możemy się tylko cieszyć, że nic się jej nie stało.
Możemy powiedzieć, że akcje ratunkowa na Nanga Parbat jest już zakończona?
- Elizabeth na pewno nic nie grozi. Jest między ludźmi, siedzi w cieple, ma pomoc medyczną. W takich warunkach trudno oczekiwać większego komfortu. Jeśli chodzi o akcję ratowniczą, to jest ona skończona. Wiem, że to są diabelskie dylematy i dramatyczne decyzje. Skoro jednak ci, którzy są na miejscu poinformowali, że więcej nie mogą teraz zrobić, to mają to przerobione. Wiedzą jakimi siłami dysponują, znają prognozy pogody, zdają sobie sprawę z sytuacji Tomka Mackiewicza.
Szef Polskiego Himalaizmu Zimowego Janusz Majer przyznał, że trudno mieć co do niego jakieś nadzieje.
-Tego co się dzieje z Tomkiem i w jakim jest stanie do końca nie wiemy. Zasada jest taka, że póki nie jest stwierdzone, że nie ma kogo ratować to się go ratuje.
Tylko, że ratowanie Mackiewicza od początku było zadaniem niezwykle trudnym, bo był w dużo gorszej sytuacji niż Revol. Miał chorobę wysokościowa i ślepotę śnieżną.
Na pewno nie był mobilny. Po drugie rozstał się z Francuzką bardzo wysoko. Myślę, że to była ich wspólna decyzja. Żeby się dostać do niego na te 7000 metrów, dla wypoczętego zespołu potrzeba było całego dodatkowego dnia. Ratownicy wypoczęci przecież być nie mogli. Akcja była taka jaka być musiała. Uratowali tego, kogo dało się uratować. Gdyby była dobra pogoda, pewnie by spróbowali zrobić coś więcej.
Siostra Tomka Mackiewicza podziękowała im za gotowość i wyruszenie z pomocą. Prosiła, by nie komentować decyzji o zakończeniu akcji ratunkowej.
- Ludzie, którzy są na miejscu wiedzą wszystko najlepiej. W górach o wszystkim decyduje pogoda. Trudno sobie wyobrazić, by w takich warunkach wystawiać na niebezpieczeństwo ratowników. To nie byłoby mądre.
Pan miał ostatnio sporo żalu do rządu Pakistanu o brak szybkiej pomocy i zwlekanie z wypożyczeniem śmigłowca. Akcje ratunkowa można było rozpocząć kilkanaście godzin wcześniej.
- Można było nawet ponad dzień wcześniej. Wtedy sytuacja byłaby lepsza. Oni jednak tacy są. Nic się na to nie poradzi. Mówiłem, że mam do nich duży żal, że najpierw patrzą na pieniądze, potem na ludzi. To jest dla mnie niewytłumaczalne. Nie chcę na ten temat jednak więcej mówić. Zresztą teraz to nie ma sensu.
W Publio.pl jest dostępna w formie ebooka biografia Wojciecha Kurtyki