Z cyklu "Nieznani, a szkoda": Ivan Putski

Finały NBA z Polakiem w roli chciałoby się powiedzieć głównej, ale poprzestaniemy po prostu na ''roli'' (to i tak dużo) właśnie się zaczęły. Marcin Gortat i Orlando Magic są teraz na ustach wszystkich, którzy wiedzą czym jest ''trumna'' i ''rzut z półdychy'' Postanowiliśmy zatem przerwać nasz minicykl o polskiej prehistorii NHL i zaprezentować Wam dziś sylwetkę człowieka, który ''Polski młot'' popularyzował w Stanach na długo zanim Gortat zaczął się tam popularyzować sam. Oto Józef Bednarski aka Ivan Putski.

Nasz mały bohater na świat przyszedł w Krakowie 21 stycznia 1941 roku, co czyni go rówieśnikiem Placido Domingo i nieudanego zamachu stanu w wykonaniu rumuńskiej Żelaznej Gwardii. Na zwiedzanie Wawelu za dużo czasu jednak nie miał, bo już w wieku dziewięciu lat ruszył z rodziną za Wielką Wodę. Przybycie na amerykańską ziemię dziecka zdolnego zjeść nawet traktor musiało wzbudzić poruszenie nawet w teksańskim Austin.

O tym jak wielkie było to poruszenie nie wiadomo, bo dzieciństwo i młodość Bednarskiego są owiane mgłą skuteczniej niż goryle . Bogusław Wołoszański wysłany wyjaśnić tę białą plamę w historii, zanim został połknięty zdołał tylko wykrztusić z siebie ''Jesteśmy teraz naprzeciw człowieka, we wnętrzu którego znajdują się klucze do rozwiązania wielu zagadek i tajemnic III Rzeszy oraz Martin Bormann''. Wszyscy pozostali świadkowie młodych lat naszego małego bohatera również zostali bezceremonialnie pochłonięci i to bez przypraw i przystawek. Inaczej pewnie napisaliby, co działo się z Józkiem przez pierwsze blisko dwadzieścia jego życia.

Bednarski, posługujący się ringowym pseudonimem Ivan Putski, objawił się na dobre światu w roku 1970, kiedy to zdobył dwa najważniejsze drużynowe tytuły wrestlerskie w swoim stanie - NWA American Tag Team Championship (z Missouri Maulerem) oraz NWA Teras Tag Team Cahmpionship (z Jose Lothario). Mimo nie powalających na kolana warunków fizycznych (zaledwie 178 centymetrów wzrostu) Bednarski vel Putski dorobił się z czasem imponującej muskulatury i wagi dochodzącej do 129 kilogramów. Zaczęto go cenić za unikatowe połączenie niesamowitej siły, szybkości i trudnego do wymówienia nazwiska, którymi przez szczęki przeciwników torował sobie drogę do sławy na lokalnych ringach.

Wreszcie w 1976 roku, porzucając za plecami stosy zwłok swoich wrogów, kurhany ogryzanych przez szakale kości i zgubiony niegdyś zegarek Putski trafił do WWWF (Word Wide Wrestling Federation), ojca słynnego WWF (nie mylić z inną sympatyczną organizacją , która nie zajmuje się uśmiercaniem, a wręcz odwrotnie) a dziadka rządzącego dziś WWE. Tam udowadniał nie tylko, że jest najbardziej polski, ale także najszerszy w barach i w nich najmocniejszy. Tym ostatnim często musiał się wykazywać podczas pojedynków stricte siłowych, na które wyzywali go jego główni rywale z WWWF - Bruiser Body czy Jesse Ventura, późniejszy gubernator Minnesoty (swoją drogą jak można powierzyć taki urząd komuś, kto zarobił na emeryturę bieganiem w złotych majtkach ?).

Putski tyle razy wykazywał się nieprzeciętną i niespotykaną siłą, że w 1978 wystartował jako pierwszy Polak w mistrzostwach świata strongmanów, co sprawia, że dziś Mariusz Pudzianowski mógłby mu mówić per ''mistrzu Yoda''. Prepudzian zajął w nich ósme miejsce na dziesięciu uczestników. Rozwijała się także jego kariera ringowa, a jego konflikty z innymi zapaśnikami (m.in.Stanem Hansenem, Ivanem Koloffem i wspomnianym Bruiserem Brody) rozpalały publiczność do czerwoności. Nie było jednak tak, że nikt naszego przerośniętego Józka nie lubił. Lubił go na przykład Tito Santana, który stworzył z Polakiem duet. Duo wrestlerów zdobyło w 1979 roku drużynowe mistrzostwo WWF. Putski i Santana utrzymali je przez sześć miesięcy - aż do czasu ataku ''Dzikich Samoańczyków'', czego nazwa brzmi jak coś, przed czym WHO może wprowadzić 6. stan zagrożenia pandemią, a w rzeczywistości było parą braci Anoa'i - Afą i Siką, Co zresztą wcale nie brzmi dużo lepiej. Mimo utraty tytułu, wciąż jednak Putskiemu powodziło się nie najgorzej. Swoich kolejnych rywali wykańczał oburęcznym uderzeniem z góry w klatkę piersiową zwanym ''Polskim młotem'' lub gustem muzycznym i talentem wokalnym

W okolicach 1980 Polish Power najwyraźniej pod wrażeniem własnego muzycznego talentu zaczął myśleć o tym, by zostać drugim Krzysztofem Krawczykiem, trzecim bratem Blues albo nawet 31. sekundą do Marsa, jego ringowa kariera zaczęła bowiem przygasać. Przygasanie to było jednak dla niektórych bolesne - na przykład dla duetu Dory Funk Jr - Larry Lane, któremu Putski i jego nowy kompan - posiadacz

futbolowej przeszłości

i

kulaśnego pióropusza

Wahoo McDaniel odebrali pas SCW World Tag Team Championship. Na koniec kariery Polish Power zebrał jeszcze dwie efektowne nagrody przyznawane przez magazyn Wrestling Observer Newsletter - w 1984 został uznany za ulubionego zapaśnika czytelników oraz... najgorszego zapaśnika (ciekawe połączenie - prawda?). Rok później Putski przegrał z Randym Savage'em i zrobił to, co Bormann (o ile uniknął zjedzenia), Amelia Earhart, Jimmy Hoffa i Bursztynowa Komnata, czyli zniknął. W przeciwieństwie do nich odnalazł się jednak - i to dość szybko, bo w 1987, gdy wrócił na ring, by w pojedynku legend WWF przegrać z innym zapaśniczym emerytem - Danem Spiveyem. Potem wrócił do siedzenia przy kominku, nadrabiania lekturowych zaległości, zastanawiania się nad rozwiązaniem problemów współczesnego świata, czy co tam zapaśnicy robią na emeryturach.

Leniuchowanie przerwano mu w 1995, gdy został wprowadzony do wrestlingowego Hallu Sław. Wprowadzenia dokonał własny jego Scott Putski (w dowodzie ma wpisane James Bednarski), który w międzyczasie też zdążył się zająć zapaśniczą karierą. Po kolejnych dwóch latach Bednarscy doszli do wniosku, że skoro obaj są fajterami, to fajnie byłoby pojawić się drużynowo na ringu i rodzinnie udawać, że obija się komuś paszczękę. Na podobny pomysł wpadła inna wrestlingowa rodzinka - Brian i Jerry Lawlerowie, którzy jednak musieli uznać wyższość 56-letniego Polish Powera i jego 31-letniej napakowanej latorośli.

Z tego co wiemy był to ostatni ringowy popis Józka Bednarskiego, który mieszka sobie obecnie w teksańskim Austin, śledzi ringowe kariery swojego syna i wnuczki Rachel Summerlyn oraz sprzedaje Polish Hammery chłopcom, którzy podkradają mu z ganku gazety. Swoją drogą to zabawne, że cios ten stał się także pseudonimem innych Polaków, którzy wyeksportowali się za ocean, bo prócz Gortata noszą go także Krzysztofa Oliwa i Chris Horodecki z UFC. Z kolei wspomniany Scott Bednarski dorobił się pseudonimu Polish Prince, którym ochrzczono także Mariusza Czerkawskiego, co dowodzi, że Amerykanie nie mają zbyt wielkiego repertuaru w wymyślaniu przezwisk z użyciem przymiotnika ''polski''. Gortat, od którego naszą opowieść o Bednarskim rozpoczęliśmy nie miał więc wiele możliwości i został Młotem. Pewnie bardziej by się cieszył, gdyby został Księciem, ale zawsze mógł trafić

gorzej

.

bazyl&miszeffsky

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.