Monika Skinder 16., Justyna Kowalczyk piąta, Izabela Marcisz czwarta, Urszula Łętocha 13. – takie wyniki na swoich zmianach osiągnęły Polki. Wszystko złożyło się na 13. miejsce. Strata do najlepszych Szwedek ogromna – pięć minut i cztery sekundy. Ale z nimi jeszcze długo nie będziemy mogli się porównywać. Jeśli w ogóle kiedyś będziemy mogli.
Po zmianie Marcisz wydawało się, że możliwe będzie zajęcie 10. miejsca. Zwłaszcza że Łętocha na pierwszych kilometrach swojej „piątki” przesunęła nas z 11. pozycji na 10., zamieniając czterosekundową stratę do Czeszek na nawet ośmiosekundową przewagę. Niestety, później zabrakło jej siły.
- Celem było miejsce do dwunastego. Nie wyszło. Co zrobić? Taki bieg. Dzisiaj był słaby dzień dla Moniki. Myślę, że ja i Iza zrobiłyśmy swoją robotę. Ulka też pobiegła tyle, na ile jest dziś przygotowana. A Monika, jak widać, jest już bardzo zmęczona sezonem, tym wszystkim, co się wydarzyło od listopada [17-latka m.in. zdobyła pierwsze w karierze punkty PŚ, zajmując 20. miejsce w sprincie w Dreźnie i została wicemistrzynią świata juniorek] – ocenia Kowalczyk.
- Po dzisiejszym biegu jest niezadowolenie. Nie jestem dumna z pracy, którą wykonałem. Muszę się pozbierać. Tyle na ten temat – wyrzuciła z siebie Skinder, patrząc w ziemię i nawet na moment nie podnosząc głowy.
Skinder czuje rozczarowanie, a cieszy się Marcisz.
- Błyskawicznie odrabiałaś straty, chyba frunęłaś? – pytamy.
- Tak, jestem bardzo zadowolona ze swojego biegu. Bardzo lubię piątkę „łyżwą”. W ogóle styl łyżwowy bardzo lubię. Myślę, że zrobiłam to, co miałam zrobić. Takie zadanie dostałam od trenerów – odpowiada 18-latka.
Marcisz to czwarta i piąta zawodniczka niedawnych MŚ juniorów. W Seefeld, debiutując w seniorskich mistrzostwach, była m.in. 27. w biegu łączonym i 35. na 10 km „klasykiem”. Po tym ostatnim starcie płakała. – Może gdzieś tam łezka się pojawiła. Byłam przybita, było mi smutno, bo po 27. miejscu w łączonym uważałam, że 35. miejsce to za mało. Ale teraz uważam, że jak na moją „dziesiątkę” to rewelacyjny wynik, bo w zeszłym roku o takim miejscu nie mogłam marzyć na mistrzostwach świata juniorów – mówi Marcisz. - Jestem bardzo zadowolona z tych mistrzostw i zmobilizowana do dalszej pracy. Troszkę się już oswoiłam z tym, że czeka mnie kolejny ciężki okres przygotowawczy, bo czuję, że to przynosi efekty. Latem może było kilka chwil zwątpienia, ale teraz to ja już się pakuję w to wszystko i idę dalej – deklaruje Iza.
Prawdopodobnie największą wygraną w ekipie prowadzonej przez siebie i trenera Wierietielnego bardzo chwali trener Justyna. - Dla nas było pewne, że Izka powalczy bardzo mocno na swojej zmianie. Oczywiście, że do Kalli będzie miała sporą stratę, ale do innych dziewczyn będzie blisko. Przesunęła się o wiele miejsc, co w sztafecie jest ważne, zrobiła dobry czas do tych sztafet, z którymi miałyśmy walczyć. Izka zrobiła fantastyczną robotę – mówi Kowalczyk.
A jeśli ktoś nie wierzy, niech spojrzy w wyniki. Na trzeciej zmianie najszybsza była Charlotte Kalla. Drugi czas - o 20,2 s gorszy od Szwedki – miała Norweżka Astrid Jacobsen, a od Marcisz szybsza była jeszcze tylko Amerykanka Rosie Brennan (45,9 s straty do Kalli). Nasza juniorka uzyskała czas gorszy o 53,8 s od szwedzkiej mistrzyni olimpijskiej i mistrzyni świata. A lepsza była m.in. od Finki Riitty-Liisy Roponen czy Niemki Sandry Ringwald.
Czy Marcisz to kandydatka na liderkę sztafety w najbliższych latach?
- Oprócz igrzysk w Pjongczangu byłam bardzo mocnym koniem pociągowym sztafety. Tam nie byłam koniem, tam pobiegłam normalnie, miałam piąty czas na swojej zmianie. Ale we wcześniejszych latach nadrabiałam bardzo dużo. Jeżeli znów będzie w naszej sztafecie taki koń pociągowy, to na pewno ona do „ósemki” dobiegnie szybciej. Ale jeżeli mają być cztery stabilne dziewczyny, to do wyszkolenia trzech na poziom Izki potrzeba trochę czasu. A Izka też go potrzebuje, żeby biegać jeszcze szybciej – ocenia Kowalczyk. – Czy to mój ostatni bieg w reprezentacji Polski? Ciężko powiedzieć. Za dwa lata na mistrzostwach będę miała 38 lat, za trzy lata na igrzyskach już prawie 40. Mam nadzieję, że będę na tyle skuteczną asystentką trenera Wierietielnego, że dziewczyny mnie wygryzą ze sztafety – dodaje dwukrotna mistrzyni olimpijska i dwukrotna mistrzyni świata.
Swój być może ostatni start w sztafecie w karierze Kowalczyk zaliczyła w dziesiątą rocznicę złotego medalu MŚ, który wywalczyła w biegu na 30 km w Libercu. - Czas płynie szybko. Powtarzam dziewczynom: „Dziewczyny, nie obejrzycie się, a będziecie miały po 36 lat i będziecie się zastanawiały czy jeszcze możecie, czy już nie możecie. Trzeba wykorzystywać to, gdzie się jest i jakie się ma możliwości. Dziewczyny rozumieją w czym rzecz, myślę, że będą się bardzo starać i że kolejne miesiące pracy przyniosą odpowiednie rezultaty – mówi Kowalczyk.
Ważne słowa do młodszych koleżanek kieruje Łętocha. - Dla dziewczyn, które są juniorkami ten nowy skład sztafety to jest wielka szansa. Grzechem by było, gdyby tego nie wykorzystały. Ja mając tyle lat co one miałam zdrowie, siłę, ale warunków, możliwości, sprzętu nie było. Wszystko było pozamykane na kłódki. A jeszcze młode osoby były szczególnie blokowane. Trzeba siły, cierpliwości do siebie i do trenerów. Jest ciężko, ale dziewczyny muszą wykorzystać szansę – mówi 25-latka.
Siebie chyba też w tej sztafecie widzi. - Musimy łapać doświadczenie, obywać się. Wychodzimy ze swojego małego podwóreczka na światowy plac. Musimy walczyć z presją, ze stresem, uczyć się – mówi.
Cieszy, że bardzo ważne rzeczy o dalszej drodze z podwórka na światowe areny mówi Kowalczyk. Justyna potwierdza, że kilka dni temu w Seefeld doszło do spotkania jej i trenera Wierietielnego z prezesem Tajnerem. I że była to owocna rozmowa.
- Wszystko będzie na wiosnę ustalane, bo wtedy głowa będzie działać po to, żeby wszystko układać. Teraz przejmowałam się startami. Na przykład zbiłam swoją wagę do tego, co było w Vancouver [na igrzyskach w 2010 roku], tylko po to, a dla mnie aż po to, żeby pomóc dziewczynom w biegu. Mam głowę jeszcze tym zajętą. Ale mamy już z trenerem mocne plany. Szczerze powiedziawszy, już hotele są porezerwowane na okres przygotowawczy. Zostały do ustalenia takie szczegóły jak transport czy negocjacje z serwismenami. Czyli została poboczna robota – mówi Kowalczyk. - Prezes Tajner podkreślił, żebyśmy mówili w mediach, że potrzebujemy sponsora, więc mówię. Jeśli znajdziemy strategicznego sponsora dla naszych rozwojowych dziewczyn, to będzie pula, żeby zapłacić za nasze dodatkowe potrzeby – dodaje Justyna.
W tym sezonie kadra nie ma już potrzeby wyjeżdżania na Puchar Świata. – Przepraszamy, że nie wystartujemy na 30 km w Seefeld, ale juniorki nie są gotowe, Ula Łętocha i Wera Kaleta jadą na Uniwersjadę, a Justyna Kowalczyk łyżwą nie poleci. Ale w niedzielę wystartuję w Jakuszycach w Biegu Piastów – mówi Kowalczyk. – Trener postanowił, że nasza drużyna do Skandynawii na PŚ już nie pojedzie. Izka Marcisz będzie się uczyła do matury. W sumie maturzystki mamy w grupie aż trzy i one muszą się uczyć, bo to jest teraz najważniejsze – kończy trener Justyna.