MŚ w Lahti. Polacy mocni jak nigdy, a rywale - z problemami jak rzadko. Ale żeby wygrać, trzeba odganiać te myśli, póki się konkurs nie skończy

"Kocham skoki, z każdym scenariuszem, jaki trzeba odegrać" - pisał po konkursie na dużej skoczni Kamil Stoch. W sobotę od 16.15 Polacy odgrywają najtrudniejszy scenariusz: bycia faworytem drużynówki. Opędzania się od myśli: kiedy, jeśli nie teraz?

"Pssst" - Adam Małysz macha rękami, słysząc "złoto". Stefan Horngacher mówi raczej "szansa" niż "medal". Piotr Żyła - że trzeba robić swoje. Kamil Stoch nie znosi wieszania medali na szyjach przed startem. Ale każdy z nich wie to, czego tylko Maciej Kot nie obawiał się powiedzieć głośno: że w sobotni wieczór na placu medalowym w centrum Lahti może być słychać Mazurka Dąbrowskiego. Pierwszy raz tutaj. I podczas ostatniej ceremonii MŚ na placu, bo ta finałowa, po biegu mężczyzn na 50 km, będzie na stadionie.

Jedyny niezdobyty szczyt

Lahti 2017 już prawie minęło. Raczej na smutno, poza niesamowitym wieczorem Piotra Żyły. Kończą się pierwsze od 10 lat mistrzostwa bez polskiego medalu w biegach, pierwsze mistrzostwa, w których Justyna Kowalczyk nawet nie czekała na finałowy bieg na trzydziestkę, bo nie było sensu męczyć się stylem łyżwowym. Kończy się Lahti niedosytu, mnóstwa pytań o przyszłość polskich biegów i dyskusji o notach i wietrze w skokach. Ale najważniejsze ciągle przed nami.

To jest jedyny naprawdę ważny narciarski szczyt niezdobyty jeszcze przez polskich skoczków. I pierwszy raz, gdy to oni przed atakiem na ten szczyt są faworytami. Przyjadą na skocznię Salpausselka wiedząc, ile za nimi przemawia. Z trzech drużynowych konkursów Pucharu Świata w tym sezonie wygrali dwa, w jednym ustąpili tylko Niemcom. Nawet w tym Lahti 2017, pod znakiem niedosytu, byli najmocniejszą reprezentacją w konkursie indywidualnym na dużej skoczni, drugą najmocniejszą na normalnej. Prowadzą w Pucharze Narodów. Są grupą wyrównaną jak nigdy. Od kiedy Dawid Kubacki wskoczył na wyższy poziom - bez słabego punktu. I bez wyraźnego lidera. To lepsza sytuacja niż w igrzyskach w Soczi, gdzie zbyt wiele było przed konkursem na barkach nieziemskiego wtedy Stocha i medal uciekł.

Tylko Polska i Austria z samymi medalistami

Tylko Polska ma w składzie dwóch skoczków, którzy wygrywali konkursy w 2017. Rywale po jednym: Austriacy Stefana Krafta, Niemcy Andreasa Wellingera, Słoweńcy Petera Prevca, Norwegowie Daniela Andre Tande. Tylko Polacy i Austriacy wystawią dziś drużynę złożoną w komplecie ze skoczków, którzy zdobywali już drużynowo medale MŚ. Kolejno: Żyła, Kubacki, Kot, Stoch. Hayboeck, Fettner, Schlierenzauer, Kraft. Dla porównania: u Niemców pozbawionych kontuzjowanego Severina Freunda tylko Richard Freitag zdobył już drużynowy medal MŚ, a Andreas Wellinger - drużynowy w igrzyskach. Norwegom, mistrzom sprzed dwóch lat, drużynie której w ostatnich siedmiu mistrzostwach świata tylko raz zabrakło na podium, został z medalistów jedynie Anders Fannemel. Słoweńcy będą mieli trzech brązowych medalistów z 2011: Petera Prevca, Jerneja Damjana, Jurija Tepesa. Ale lista słoweńskich problemów jest jeszcze dłuższa. Domen Prevc trenuje już w Planicy, a nie w Lahti, i to biegi na nartach, bo od skakania ma na razie odpocząć. Tepes i Anze Lanisek nie awansowali do drugiej serii na dużej skoczni. Peter Prevc w przeddzień konkursu indywidualnego "obudził wspomnienie złotego orła", jak napisała jedna ze słoweńskich gazet. Ale skończyło się dziewiątym miejscem. Choć akurat bardzo dalekie skoki Prevca w drużynówce są bardzo prawdopodobne, tak było w Zakopanem, gdzie nie dał rady w konkursie indywidualnym, ale w drużynówce latał najdalej.

Horngacher - mistrz drużynówek

Dla Polaków to idealny moment: już są świadomi swojej wielkiej drużynowej siły, ale jeszcze nie syci. Po turbulencjach w kadrze w ostatnich dwóch sezonach znów są zgraną grupą, jak wtedy gdy w 2013 w Predazzo pierwszy raz pisaliśmy o czterech muszkieterach. Są wpatrzeni w nowego trenera, a nie ma na wieży trenerskiej nikogo kto znałby chemię konkursów drużynowych lepiej niż Stefan Horngacher. Był z drużyną mistrzem świata z 1991 roku, brązowym medalistą z 1993, 1999, 2001 (z Lahti), brązowym z igrzysk w 1994 i 1998. Jako asystent trenera zdobył złoto igrzysk w Soczi z Niemcami i wywalczył z nimi srebny medal w Val di Fiemme. Nawet trener Austriaków Heinz Kuttin, choć był lepszym skoczkiem od Horngachera, nie zdobył tak wiele z drużyną. A trenerzy Niemców i Norwegów Werner Schuster i Alexander Stoeckl byli zbyt przeciętnymi skoczkami, by mieć miejsce w medalowych drużynach Austrii.

Bezkrólewie po wielkiej Austrii

Czterech austriackich trenerów, ich cztery drużyny, górujące nad resztą (skoczkowie z drużyn Polski, Austrii, Niemiec i Norwegii zajęli w konkursie indywidualnym 16 miejsc w czołowej dwudziestce). Tylko trzy medale do wzięcia. I bezkrólewie w drużynowych skokach po tym, jak skończyły się lata rządów wielkiej Austrii (złotej w MŚ na dużej skoczni i igrzyskach nieprzerwanie od 2005 do 2013). W Soczi 2014 wygrali Niemcy. W Falun 2015 Norwegowie. Jak będzie w Lahti 2017? Wiele o sile Polaków wiemy, poza najważniejszym: jak poradzą sobie z byciem faworytem. I czy będą w stanie odgonić te myśli - Teraz albo nigdy. Muszę. Dla kraju i kolegów - od których uwolnić się w drużynówkach najtrudniej, a które już tyle razy strącały w takich konkursach kandydatów do zwycięstwa.

Żyła królem internetu. Oberwali sędziowie [MEMY]

Copyright © Agora SA