Emma Raducanu (135. WTA) ma za sobą udany Wimbledon. Brytyjka awansowała do czwartej rundy, a po drodze wyeliminowała między innymi Marię Sakkari (9. WTA). Nieoczekiwanie zatrzymała ją kwalifikantka Lulu Sun (123. WTA). Nowozelandka pokonała mistrzynię US Open 6:2, 5:7,6:2.
Za awans do czwartej rundy Wimbledonu Raducanu zarobiła 226 tysięcy funtów (ponad 1,133 miliona złotych). Okazuje się, że na pewno nie otrzyma takiej sumy, ponieważ będzie musiała zapłacić spory podatek. Wynosi on aż 20 procent, co oznacza, że jej wygrana zostanie "obcięta" o lekko ponad 45 tysięcy funtów. W związku z tym Brytyjka dostanie "tylko' 181 tysięcy funtów (908 tysięcy złotych).
- Emma Raducanu, podobnie jak większość sportowców zarabiających pieniądze, zostanie opodatkowana. Będzie płacić, z uwagi na fakt, że mieszka w Wielkiej Brytanii, 20-procentowy podatek do pewnego poziomu, a następnie 25-procentowy, gdy zyski przekroczą kolejny próg podatkowy. Jeśli więc zarobiłaby, powiedzmy, 10 milionów funtów, należałoby się spodziewać, że zapłaciłaby około 2,5 miliona funtów podatku - powiedział ekspert finansowy Rob Wilson w rozmowie z portalem OLBG. Niewykluczone jednak, że Raducanu zapłaci więcej, ponieważ jej zarobki na Wimbledonie nie zostały jeszcze potwierdzone.
- Będzie jednak musiała zapłacić wysoki rachunek za podatki na podstawie zarobków z Wimbledonu, które nie zostały jeszcze potwierdzone. Realistycznie będzie to 20-procentowy podatek - dodał Wilson.
Podczas Wimbledonu Raducanu była również w centrum afery. Brytyjka wycofała się z udziału w turnieju gry mieszanej, gdzie miała rywalizować z Andym Murrayem. W ten sposób odebrała 37-latkowi szansę na należyte pożegnanie z turniejem i kibicami. Powodem takiej decyzji była kontuzja, ale już dzień później rywalizowała z Sun.
- Zlekceważyła króla Wimbledonu, powiedziała, że zagra. Za kogo ona się ma? - grzmiała brytyjska dziennikarka Anne Diamond.