Lekkoatletyczne MŚ. Artur Partyka: Średni występ lekkoatletów przed igrzyskami jest wskazany

- Dobrze, że takie negatywne niespodzianki wydarzyły się w Daegu, a nie w przyszłym roku w Londynie, który jest przecież priorytetem - uważa legenda polskiej lekkiej atletyki Artur Partyka

Rozmowa z Arturem Partyką*

Damian Bąbol: Jak pan ocenia występ łodzianina Adama Kszczota w finałowym biegu na 800 metrów?

Artur Partyka: Dobrze. Oczywiście Adam mógł pobiec nieco inaczej, ale nie zapominajmy, że ma dopiero 22 lata. Jego udział w finale mistrzostw świata na tak ciężkim dystansie jest jego kolejnym znakomitym osiągnięciem. Miejsce dwóch naszych reprezentantów w pierwszej szóstce oceniam jako naprawdę świetny wynik

Marcin Lewandowski pewnie zdobyłby medal, gdyby na pierwszym okrążeniu, kiedy zaczynał wyprzedzać rywali, Sudańczyk Abubaker Kaki nie wypchnął go łokciem.

- To jest bieg na 800 metrów... W tej konkurencji zawodnicy tłuką się niemiłosiernie. Być może łokieć, którego użył Kaki, miał jakieś znaczenie na ostateczny los biegu Marcina, ale nie sądzę, że akurat kluczowe. Adam też był przepychany, rywale go zamykali. To jest właśnie taktyka. Nasi biegacze zebrali kolejne niezwykle cenne doświadczenie. Jestem przekonany, że w przyszłym roku w Londynie, któryś z nich zdobędzie medal. Oczywiście David Rudisha jest poza zasięgiem, ale Kaki i Jurij Borzakowskij są do pokonania.

W Daegu zawiodły tyczkarki, miotacze nie awansowali do ścisłego finału. Zostajemy tylko z jednym złotem Pawła Wojciechowskiego.

- No cóż, okazuje się, że w Berlinie [na poprzednich mistrzostwach świata w 2009 r., Polska zdobyła osiem medali - red] wystartowaliśmy ponad plan, a teraz wszystko się wyrównuje. Jeśli podzielimy medale z tych imprez na dwa, to wyjdzie nam optymalny wynik dla naszej kadry. Ale były też dobre występy, w których Polacy otarli się o podium, czyli Karolina Tymińska [w siedmioboju - red], tyczkarze, czy Żaneta Glanc [w rzucie dyskiem - red]. Poza tym kilku zawodników jeszcze niedawno zmagało się z ciężkimi kontuzjami. Uważam, że jak na razie ten - średni występ - naszych lekkoatletów przed przyszłorocznymi igrzyskami jest nawet wskazany.

Dwa lata temu brązowy medal w skoku wzwyż zdobył Sylwester Bednarek, który teraz walczy z kontuzjowanym kolanem. Wierzy pan, że zdąży się przygotować do przyszłorocznych igrzysk?

- Oczywiście, że tak. To młody zawodnik, ma dopiero 22 lata. Wielu znakomitych skoczków zmagało się z podobnymi kłopotami, ale kiedy wracało, to w kapitalnym stylu. Jestem pewien, że Sylwek wyjdzie z tego o wiele mocniejszy. Mam nadzieję, że w Londynie będzie nam latał ponad 2.30 m. Trzeba tylko mocno trzymać za niego kciuki i podtrzymywać na duchu. Przeżywa teraz trudny okres, ale wyjdzie z tego - to pewne - i nie raz sprawi nam wielką radość.

Był pan jednym z niewielu fachowców, którzy popierali dopuszczenie do mistrzostw Oscara Pistoriusa, południowoafrykańskiego 400-metrowca biegającego na protezach z włókna węglowego (odpadł w półfinale).

- No właśnie, stało się coś niezwykłego? Wszyscy się bali, że zaraz zacznie dominować i wszystkich pokona. Pistorius udowodnił, że może rywalizować ze zdrowymi sportowcami. Na pewno w tej walce jest pewna granica, której nie można przekraczać. IAAF powinien ją konkretnie określić, aby technika zbytnio nie ingerowała w sport. Występ Pistoriusa traktowałem bardziej jako wzór dla innych ludzi, którzy przeżyli ciężkie wypadki, a mimo to dążą do normalnego funkcjonowania. On pokazał, że można.

* Artur Partyka jest łodzianinem, byłym wybitnym polskim lekkoatletą. W skoku wzwyż zdobył m.in. srebrny i brązowy medal w igrzyskach olimpijskich w Barcelonie i Atlancie

Więcej o: