Polska na igrzyskach bez dotychczasowego pewniaka? "Absolutnie"

Agnieszka Niedziałek
- Są trenerzy, którzy mają wielkie zaufanie do swoich żołnierzy, nawet jak ci są "pod formą" czy mają lekki uraz. Zabierają ich na ważny turniej, bo grupa tego potrzebuje. Myślę, że z Aleksandrem Śliwką może być podobnie - mówi Sport.pl Daniel Pliński. Wicemistrz świata 2006 i mistrz Europy 2009 za kluczowego pod kątem igrzysk w Paryżu uważa jednak innego polskiego siatkarza. Nie wyklucza też, że trener Nikola Grbić nieco zaskoczy i zrezygnuje z wieloletniego pewniaka.

- Musimy wszyscy na niego chuchać i dmuchać - stwierdza Daniel Pliński, wskazując polskiego siatkarza, od którego on zaczynałby układanie składu podczas igrzysk. Wicemistrz świata 2006 i mistrz Europy 2009 analizuje sytuację ekipy Nikoli Grbicia. Jego zdaniem w Paryżu może zabraknąć gracza, który był w kadrze niemal nieprzerwanie od prawie 10 lat. Odnosi się także do wątpliwości dotyczących Łukasza Kaczmarka, który rok temu stał się bohaterem kadry, ale teraz przy jego nazwisku pojawił się znak zapytania. Grbić planuje wybrać 12-osobowy skład (z 13. rezerwowym) na igrzyska po turnieju Ligi Narodów w Lublanie, w którym Polacy wezmą udział w tym tygodniu, ale zostawia sobie tu furtkę. I zdaniem Plińskiego, trenera PSG Stali Nysa i reprezentacji Polski do lat 22, skorzysta z niej.

Zobacz wideo Julia Nowicka: To wyróżnienie daje mi wiele pewności siebie i sprawia dużo radości

Agnieszka Niedziałek: Trener Nikola Grbić mówił już na początku marca, że mógłby od razu podać skład Polaków na igrzyska, gdyby miał pewność co do zdrowia zawodników. Pan - przy takim samym założeniu - poda teraz swoją wersję?

Daniel Pliński: Myślę, że skład będzie podobny do tego, który był ostatnio u trenera Grbicia w ważnych imprezach. Moim zdaniem weźmie pięciu przyjmujących, trzech środkowych i dwóch atakujących. Ciekawi mnie, czy na rozegraniu postawi na Grzegorza Łomacza, czy też na Marcina Komendę.

Uważa pan, że Komenda ma wciąż realne szanse? Gdy zastąpił ostatnio w składzie Jana Firleja, który zbierał pochwały w drugim turnieju Ligi Narodów, to niektórzy kibice uznali, że to już ostateczne potwierdzenie, iż szkoleniowiec postawi tradycyjnie na parę Marcin Janusz - Łomacz.

Janek i Marcin Komenda w ostatnim sezonie ligowym i tego lata wysyłali sygnał do trenera, że są w stanie grać w reprezentacji i bić się o to miejsce w składzie. Już we wcześniejszych latach pokazywali, że prezentują bardzo wysoki poziom. Jeden niedawno zdobył ze swoim klubem medal mistrzostw Polski, a drugi był blisko awansu do półfinału. To pokazuje, że mamy na tej pozycji z kogo wybierać. Długo mówiliśmy, że nie mamy "rozgrywaczy" - teraz już ich trochę mamy.

Szkoleniowiec kadry stawiał dotychczas na Janusza i Łomacza i to mu się sprawdzało, ale ta rywalizacja na pozycji drugiego rozgrywającego może być ciekawa do samego końca. Osobiście uważam, że Komenda absolutnie może powalczyć z Łomaczem o wyjazd na igrzyska.

Ten ostatni ma bardzo duże doświadczenie, w tym olimpijskie. Serb chyba może na to zwracać uwagę przy wyborze gracza, który ma być ostoją dla debiutującego w tej ważnej imprezie Janusza. A Komenda też nigdy w niej nie brał udziału.

Tylko czy na innych naszych graczy też będziemy patrzeć przez pryzmat tego, że nie grali jeszcze w igrzyskach? Wiem, że to wyjątkowa impreza - inna niż mistrzostwa świata czy mistrzostwa Europy i doświadczenie z niej jest potrzebne. Ale myślę, że nasi debiutanci są w stanie udźwignąć jej ciężar.

Zna pan Komendę z czasów wspólnej pracy w Stali Nysa. Na miejscu Grbicia wziąłby go pan do Paryża w miejsce Łomacza?

Pracowałem z Marcinem, a z Grzegorzem nie i nie jestem tu obiektywny.

Przejdźmy w takim razie do pozycji, na której Serb ma od początku pracy z kadrą największy kłopot bogactwa. W poprzednim sezonie radził sobie z tym tak, że zabierał na kluczowe imprezy tych samych pięciu przyjmujących...

I myślę, że teraz też tak zrobi. To na pewno jest bezpieczna decyzja. Powiedzmy sobie szczerze, każdy z tej piątki aspiruje do tego, by być w 12-osobowym składzie na igrzyska. I każdy z tej grupy sygnalizował, że może grać w szóstce.

W takim razie któremu z nich przypadnie niewdzięczna rola rezerwowego w turnieju olimpijskim?

To już zależy od trenera... W sumie może też postawić na trzech atakujących. Bo nie oszukujmy się, mamy bardzo mocny środek. Jakub Kochanowski, Norbert Huber i Mateusz Bieniek to obecnie najlepsi gracze na świecie na tej pozycji i z nią nie mamy żadnego problemu. Tym trzynastym w składzie będzie więc albo piąty przyjmujący, albo trzeci atakujący.

Piąty przyjmujący byłby nieco bardziej uniwersalnym rozwiązaniem czy niekoniecznie?

Niekoniecznie. Fakt, na atak może zostać przesunięty w razie potrzeby Wilfredo Leon. Ze swoimi warunkami jest w stanie zagrać dobrze na tej pozycji.

O ile będzie w pełni zdrowy. Choć on pewnie i bez tego zrobiłby swoje np. na zagrywce.

Musimy wszyscy chuchać i dmuchać na niego. Bo jak przeanalizujemy wszystkie trzy imprezy z poprzedniego sezonu - turniej finałowy LN, ME i kwalifikacje olimpijskie - to od półfinału we wszystkich meczach Wilfredo był wiodącą postacią. On jest dla mnie kluczowym graczem pod kątem igrzysk.

Dotychczas niezawodnym żołnierzem u Grbicia był Aleksander Śliwka. Tyle że teraz wciąż musi odbudować się po kontuzji, przez którą pauzował ponad trzy miesiące. W pana oczach niezależnie od tego wciąż jest pewniakiem?

Powiem szczerze, nie mam pojęcia. Trener oczywiście ma swoją koncepcję i każdy z kadrowiczów zna swoje miejsce w szeregu. Gigantycznym atutem Grbicia jest to, że rewelacyjnie zarządza tą grupą. Myślę, że każdy zawodnik tam wie, czego trener od niego oczekuje i każdy czuje się potrzebny. Gbrić robi to bardzo dobrze.

Wrócę do wątku Śliwki. Ubiegłego lata można było zaczynać ustalanie wyjściowego składu Polaków w ważnych meczach od niego - nie tylko jako lidera mentalnego, ale też z racji poziomu sportowego. Teraz pod tym drugim względem hierarchia wygląda raczej trochę inaczej.

Ale musimy brać pod uwagę, że w Zaksie nie zdążył się zbytnio odbudować, brakowało mu na pewno grania. W kadrze miał go już trochę więcej i myślę, że to zaowocuje w ważnym występie.

Na kogo by pan postawił na przyjęciu, tworząc wyjściową szóstkę Polaków?

Na pewno na Leona. Bo w każdej chwili może zrobić różnicę w polu zagrywki. To wielki atut.

A obok niego kto?

Cała piątka jest tak wyrównana, że każdy ma prawo czuć, że powinien być na boisku.

Wystawienie Śliwki w podstawowym składzie pierwszego meczu igrzysk w prezentowanej dotychczas formie to byłoby duże ryzyko?

Hmm, on jest też liderem mentalnym tej drużyny i to się rzuca w oczy. W ostatnich latach dojrzał i zrobił gigantyczny postęp. Zarządza linią przyjęcia, w każdej chwili dużo podpowiada kolegom, jest potrzebny na boisku. Ale jak mówiłem, ja bym zaczął od Wilfredo. Jego fizyka jest niesamowita, a widzimy jak wygląda obecnie siatkówka - ten aspekt jest bardzo potrzebny. Ale podoba mi się również to, co daje drużynie Śliwka - to wspomniane wcześniej zachowanie na boisku wobec kolegów. To też będzie potrzebne.

Rok temu szkoleniowiec Polaków odbudował z powodzeniem Kamila Semeniuka. Robi na panu wrażenie, jak przyjmujący Sir Safety Perugii utrzymuje wciąż wysoką formę po świetnym sezonie w klubie?

Fakt, miał bardzo udany rok we Włoszech... Jak tak teraz rozmawiamy, to mam wrażenie, że trener Grbić musi zawsze kogoś odbudować. Wcześniej Semeniuk, teraz Śliwka i Łukasz Kaczmarek. To trochę niebezpieczne, bo reprezentacja nie powinna być od tego, by odbudowywać graczy, tylko powinni w niej być ci, którzy obecnie są najlepsi w Polsce.

Serb powtarza, że nie powtórzy błędu przywiązania do nazwisk, który znamy z przeszłości kadry i wybierze graczy w pełni zdrowych i w formie. Tylko czy, gdy przychodzi moment podejmowania tej trudnej, finalnej decyzji, to nie jest to tylko teoria, bo włącza się chęć bazowania na zawodnikach, z którymi dotychczas się pracowało i odnosiło sukcesy?

To wszystko kwestia spojrzenia trenera. Sam przerabiałem kiedyś podobną sytuację w kadrze. Byłem po kontuzji i daleki od optymalnej formy, ale trener chciał, bym był z drużyną. Uważałem jednak, że nie pomogę jej wtedy na boisku i lepiej, aby poleciał ktoś w pełni zdrowy. Są trenerzy, którzy mają wielkie zaufanie do swoich żołnierzy, nawet jak ci są "pod formą" czy mają lekki uraz. Zabierają ich na ważny turniej, bo grupa tego potrzebuje. Myślę, że ze Śliwką może być w tym przypadku być podobnie. Zobaczymy, co się wydarzy, gdy trener Grbić będzie się musiał zmierzyć z taką sytuacją, bo dziś tylko teoretyzujemy.

Nawiązując do słów o zaufaniu szkoleniowca do swoich żołnierzy i ich znaczeniu dla grupy - uważa pan, że będący poprzednikiem Grbicia Vital Heynen dobrze zrobił podczas igrzysk w Tokio z mającym kłopoty z plecami Michałem Kubiakiem?

Absolutnie. Uważam, że Kubiak powinien był być wtedy w składzie.

Przejdźmy do ataku. Wrócił niedawno do gry po dłuższej przerwie kapitan Bartosz Kurek. Wspomniany już przez pana Kaczmarek to bohater poprzedniego lata, ale po trudnym z wielu powodów sezonie klubowym wydaje się, że przy jego nazwisku w składzie na igrzyska można postawić znak zapytania. Tym bardziej wobec świetnie radzącego sobie Bartłomieja Bołądzia.

Kaczmarek w poprzednim sezonie zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. Był wtedy - i nie ma tu z mojej strony żadnej kurtuazji - najlepszym atakującym świata. Wykorzystał potencjał w stu procentach. Mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie wyglądał lepiej i tej reprezentacji pomoże. On ma tak wiele rozwiązań w ataku - nie wiem, czy ktokolwiek inny na świecie może się z nim pod tym względem równać. Do tego jest jeszcze jedna rzecz. Nikt na to nie zwraca uwagi, ale on w każdym secie wyszarpuje jedną czy dwie piłki w obronie. To jest bardzo cenny dodatek dla drużyny. Łukasz w formie jest tej reprezentacji bardzo potrzebny.

Tylko kluczowe jest tu "w formie".

Ktoś może prezentować się wyśmienicie na treningach, ale w meczach o stawkę tego nie widać. Według mnie decydujący będzie tu aspekt fizyczny - jeśli pod tym względem wszystko będzie ok, to i forma w meczach o stawkę też będzie na wysokim poziomie.

Uważa pan, że - po tym jak Kaczmarek grał w poprzednim turnieju LN - jego powrót do odpowiedniej formy do igrzysk to realna opcja czy myślenie mocno życzeniowe?

Myślę, że to realne. To siatkarz, który nawet jak jest w trochę słabszej dyspozycji, potrafi nadrobić to w innych elementach i ukryć nieco te "ubytki" fizyczne dzięki takiej boiskowej chytrości i odpowiedniemu do sytuacji dobieraniu rozwiązań. To jest kluczowe u niego. Ale podkreślę tu - nie jestem z tą reprezentacją, nie widzę, jak trenuje i jak to wszystko wygląda. Proszę jednak pamiętać też o jednej rzeczy - Janusz z Kaczmarkiem są dobrze dopasowani, mają to "coś". Ta szybka piłka pasuje im obu i na to też trzeba zwrócić uwagę.

Czy wobec tego można powiedzieć, że Bołądź jest w trochę podobnej sytuacji do Karola Kłosa? Obaj prezentują wysoki poziom, ale szanse na wyjazd na igrzyska mają raczej niewielkie?

W przypadku Bołądzia trudno powiedzieć, czy szkoleniowiec postawi na trzech atakujących czy pięciu przyjmujących. Staram się trochę wejść w jego skórę, obserwując dotychczasowe jego ruchy, ale to nie ja będę podejmował tę decyzję.

Jako były środkowy współczuje pan trochę Kłosowi? Od lat gra bardzo dobrze i równo, ale ma pecha, że obecnie na jego pozycji w kadrze jest trzech topowych graczy świata i dlatego raczej zabraknie dla niego miejsca w składzie na igrzyska.

Na pewno on cieszy się, że jest w tej kadrze. To facet z uśmiechem na twarzy, oddany tej reprezentacji. Nie obraża się, zawsze jest dla niej. Nie odkryję tu Ameryki - Karol ma swoje atuty i pokazał, że prezentuje wysoki poziom. Ale tak jak pani powiedziała - trafił na takich trzech gości, z którymi trudno rywalizować. I tak się teraz głośno zastanawiam, czy na świecie jest w ogóle ktoś, kto by mógł.

Roberlandy Simon?

Pięć czy nawet jeszcze trzy lata temu - absolutnie, jak najbardziej. Ale teraz myślę, że ta trójka jest chyba na wyższym poziomie. Choć doceniam i podziwiam Kubańczyka. Wyznaczał trendy, ale ta nasza trójka zawiesiła teraz poprzeczkę bardzo wysoko.

To na koniec mamy tego, który jest najbardziej w cieniu - libero. Będący ostoją od lat Paweł Zatorski rozegra w Lublanie dopiero pierwsze mecze w sezonie kadrowym, a Jakub Popiwczak zbiera pochwały - i tego lata i wcześniej w klubie. Pana zdaniem jest szansa, że Grbić tu zaskoczy?

Kuba od wielu lat gra na bardzo wysoki poziomie. W tym sezonie był zdecydowanie w ścisłym topie w PlusLidze. On poniżej pewnego poziomu nie schodzi. To też dobry duch każdej drużyny, w której gra. Ale myślę, że "Zator" - zdrowy i będący w formie - będzie tu pewniakiem.

W jego przypadku - tak jak i u Leona oraz Bieńka, którzy też po sezonie klubowym dostali więcej czasu, by zadbać o zdrowie - mecze w Lublanie powinny wyjaśnić pewne wątpliwości, bo na razie przy ich nazwiskach siłą rzeczy są pewne wątpliwości.

Trochę czasu mieli, aby dojść do siebie. Zobaczymy, jakie będą efekty. Ale myślę, że jeśli wszystko poszło ok, to powinni pokazać - jak zawsze - wysoki poziom.

Trener Polaków zapowiedział, że skład na igrzyska będzie chciał podać po występie w Lublanie, choć zostawił sobie furtkę w postaci przeciągnięcia tego momentu do czasu turnieju finałowego LN w Łodzi. Której opcji się pan spodziewa? Druga jest bezpieczniejsza z perspektywy szkoleniowca, ale trudniejsza dla siatkarzy.

Myślę, że trener Grbić dba o komfort zawodników, którzy mają jechać na igrzyska. Amerykanie ogłosili skład bardzo szybko - zaraz na początku sezonu. Osobiście uważam jednak, że do Łodzi nie pojedziemy jedynie w czternastu (w LN tyle wynosi limit w składzie meczowym - red.).

Więcej o: