Pierwsze rywalki polskich siatkarek to 25. drużyna rankingu Międzynarodowej Federacji Siatkówki (FIVB). Polki są od nich aż 17 pozycji wyżej i zgromadziły ponad dwa razy więcej punktów. Na mistrzostwach Europy w końcówce sierpnia ograły je w trzech setach i w żadnym z nich nie pozwoliły im wyjść z 20 punktów.
To jasne, że faworytkami meczu ze Słowenią na otwarcie kwalifikacji olimpijskich w Łodzi będą zawodniczki Stefano Lavariniego. To jednak turniej, na którym nie wolno zlekceważyć ani jednego rywala. Wpadka, strata choćby jednego seta może się okazać decydująca dla sprawy tego, które dwie drużyny awansują na igrzyska. Zdecydowanej przewagi nie wolno tracić w łatwy sposób na boisku.
Może szanse Słowenek w meczu z Polską i całym turnieju w Łodzi byłyby większe, gdyby kilka miesięcy temu udało im się przekonać Międzynarodową Federację Siatkówki (FIVB) do dopuszczenia do gry Fatoumatty Sillah. To 20-letnia atakująca urodzona w Gambii, której Słowenia dała możliwości rozwoju w Europie. Grała tu w kilku klubach i wtedy dostrzeżono jej ogromny talent. - Ma możliwości Leona i to nie porównanie na siłę, bo naprawdę skacze wyżej niż wielu naszych zawodników. Ma ogromną siłę uderzenia, jej potencjał i możliwości wykraczają daleko poza te u pozostałych słoweńskich zawodniczek - mówił nam o niej kilka miesięcy temu dziennikarz radia Val 202, Bostjan Rebersak.
Porównanie do Leona albo Melissy Vargas z kadry Turczynek pojawiają się także z innego powodu. Sillah grała w reprezentacjach juniorskich Słowenii, ale gdy związek chciał ją wprowadzić o seniorskiej kadry sprawą siatkarki zainteresowała się FIVB. Choć Sillah uzyskała słoweńskie obywatelstwo, to działacze nałożyli nie zgodzili się, żeby grała dla tego kraju. A to dlatego, że kilka lat wcześniej wystąpiła w jednym turnieju w Gambii. Słoweńcy się bronili i twierdzili, że chodzi o siatkówkę plażową, a Sillah powinna móc wystąpić w ih barwach jako seniorka. Teraz, żeby tak się stało, musiałaby odczekać dwa lata karencji. Już przeniosła się do Vasasu Budapeszt i nie gra w Słowenii. A czy największa nadzieja kobiecej siatkówki w Słowenii kiedykolwiek wystąpi w jej kadrze? Lokalni działacze twierdzą, że tak, ale to właśnie ich tamtejsi dziennikarze oskarżają o zbyt delikatne podejście do sprawy, kiedy trzeba było naprawdę zawalczyć o ich własnego "Leona w sukience".
- Nasz kraj jest bardzo mały, więc poziom siatkówki kobiecej nie jest najlepszy. Jest jednak wiele młodych zawodniczek, które zaczynają się rozwijać i idą też do zagranicznych klubów, żeby rozwijać swoje umiejętności już bardzo wcześnie - mówi Sport.pl była reprezentantka Słowenii, Lana Scuka. - Nasza kadra zawsze jest zbudowana w większości z młodych zawodniczek, bo wiele z dziewczyn kończy grać w wieku 25 lat, gdy widzą, że ich kariera nie idzie w dobrym kierunku, a okoliczności nie pozwalają, żeby później było coraz lepiej - wyjaśnia.
Scuka jest jedną z zawodniczek, która najlepiej zna Polskę i Łódź, gdzie zorganizowano turniej kwalifikacyjny. W końcu jeszcze wiosną była zawodniczką mistrzyń kraju, ŁKS-u Commerecon grających w hali kilkaset metrów od głównej areny turnieju, Atlas Areny. - ŁKS to wymarzony klub dla każdej zawodniczki. Wszystko jest świetnie zorganizowane, a kibice niesamowici. Dobrą robotę klubu widać po wynikach. W Polsce podobało mi się, bo natura jest tu bardzo podobna do tej w Słowenii. Świetnie wspominam też piękne kawiarnie, gdzie mogłam się przejś na brunch. Byłam zauroczona także Krakowem. A w drużynie miałam bardzo wspierający mnie sztab i koleżanki z drużyny - wskazuje.
Po sezonie opuściła jednak drużynę. Najpierw jej myśli krążyły nawet wokół zakończenia kariery 26 lat. - Miałam spore wątpliwości co do mojej przyszłości. Kocham siatkówkę, ale w pewnym momencie wszystko zaczęło być bardzo trudne dla mojej psychiki - przyznaje Scuka. W końcu zaakceptowała jednak ofertę z... Wietnamu. - Pozwala mi na więcej czasu dla siebie. To o wiele inna przygoda niż granie w Europie i chcę twego doświadczyć. Będę tam grała od października. Co dalej? Nadal nie wiem - przyznaje przyjmująca.
- Dostałam zaproszenie od trenera Marco Bonitty, ale nie przyjechałam na zgrupowanie. Obecny zespół jest bardzo młody, ale radzą sobie dobrze. Mam nadzieję, że wykorzystają tyle szans, ile pojawi się dla nich na tym turnieju - ocenia Scuka. - Sprawę ich wyniku zostawiam otwartą, bo dziewczyny potrafią grać. Muszą po prostu pokazać się z najlepszej możliwej strony - dodaje.
Trener Bonitta to nazwisko doskonale znane w Polsce. Włoch był ostatnim zagranicznym trenerem kadry przed Stefano Lavarinim i to właśnie wtedy Polki notowały ostatnie występy na podobnym poziomie w międzynarodowych wielkich imprezach - np. szóste miejsce w World Grand Prix w 2006 roku. To za jego kadencji kadra po raz ostatni zagrała na igrzyskach - w 2008 roku w Pekinie. Wydaje się, że Lavarini swoimi wynikami - ćwierćfinałem MŚ i brązem Ligi Narodów - i tak go już jednak przebił.
Bonitta ostatnie wspomnienia z Polską ma jednak z gatunku tych, które raczej chciałby wymazać. Z Polkami żegnał się w słabym stylu, a wiele zawodniczek nie dawało rady się z nim porozumieć. W 2021 roku wrócił o Polski w roli trenera AZS-u Olsztyn, ale opuścił klub po zaledwie kilku miesiącach pracy. Według dziennikarzy "Gazety Olsztyńskiej" w tamtym okresie swoich współpracowników "traktował jak g***o" i w Olsztynie mieli go dość niemal wszyscy.
Teraz zagra ze swoim zespołem w turnieju w Łodzi, ale Słowenki to outsider tej grupy - jeden z dwóch najsłabszych rywali dla Polek obok Kolumbijek. Mecze przeciwko zespołowi Lavariniego, mistrzyniom olimpijskim z USA, czy brązowym medalistkom mistrzostw świata z Włoch mają dać im jednak sporo doświadczenia. Pierwsza lekcja czeka je już w sobotę, 16 września o 17:30, gdy zmierzą się z Polkami. Relacja na żywo na Sport.pl.
Komentarze (1)
Rywalki Polek mogły mieć "Leona w sukience". Nagle wkroczyło FIVB