Równo dwa miesiące temu Polki wygrały z mistrzyniami świata Francuzkami 22:16. Na turnieju w Danii pokonały też należące do ścisłej czołówki Dunki 23:21. Czy są gotowe, by w trzecim wielkim turnieju pod wodzą Leszka Krowickiego wreszcie osiągnąć sukces?
Mistrzostwa Europy rozgrywane we Francji ruszyły już w czwartek. Polki swój pierwszy mecz rozegrają w piątek, mierząc się z Serbkami. Pięć lat temu w półfinale mistrzostw świata rozegranym w Belgradzie nasza drużyna uległa temu rywalowi 18:24. Wtedy aż osiem goli rzuciła nam Andrea Lekić, która za tamten 2013 rok została nagrodzona tytułem najlepszej piłkarki ręcznej świata.
Lekić i dzisiaj ma być postrachem naszych bramkarek. – Czekamy też na informację czy zagra Dragana Cvijić, to bardzo ważna zawodniczka Serbii – mówi trener Krowicki. Najlepsza kołowa MŚ 2013 to jeszcze jedna stara znajoma Polek. Ale zawodniczek, które pamiętają tamten turniej i następne MŚ jest w naszej kadrze niewiele. Z 18-osobowego zespołu obecnego teraz w Nantes na obu mundialach na których biało-czerwone otarły się o podium grały tylko Karolina Kudłacz-Gloc i Kinga Achruk.
Krowicki może nie zrobił rewolucji po Duńczyku Kimie Rasmussenie, pod wodzą którego dwa razy zajęliśmy czwarte miejsce na świecie, ale dokonał wielu zmian.
Trener dostał na to czas. ME 2016 skończone na 15. miejscu i MŚ 2017, na których zajęliśmy 17. pozycję, to był okres na przebudowę drużyny narodowej. Teraz mają przychodzić sukcesy. Z najważniejszym – pierwszym w historii polskiego szczypiorniaka występem drużyny kobiet na igrzyskach olimpijskich.
- W żeńskiej piłce ręcznej nie mamy tak ciężkiej sytuacji jak w męskiej. Tutaj uzupełnianie kadry odbywało się na bieżąco, w ostatnich latach wchodziły młode zawodniczki i takie cały czas są poszukiwane, dołączają do zespołu. Mamy też trzy czy cztery bardzo rutynowane dziewczyny, co daje nam pożądany konglomerat doświadczenia i młodości. Tak, tutaj jest lepsza sytuacja niż w zespole męskim – analizuje Zygfryd Kuchta, wiceprezes Związku Piłki Ręcznej, w przeszłości reprezentant kraju, który zdobył olimpijski brąz w Montrealu w 1976 roku, a następnie trener obu kadr – męskiej (m.in. z wywalczonym brązem MŚ 1982) i żeńskiej.
Kuchta przyznaje, że Krowicki dotąd nie pracował pod szczególną presją. Trener od 1990 roku mieszkający w Niemczech przez lata osiągał duże sukcesy z klubami Bundesligi. Wygrał z nimi wszystko, poza Ligą Mistrzyń. - Nieskromnie mówię, że mam w kolekcji wszystkie możliwe trofea poza tym za Ligę Mistrzyń. Dużo przeżyłem, a teraz pora spojrzeć do przodu, bo na mnie jako trenera reprezentacji Polski w końcu nikt nie będzie patrzył przez pryzmat sukcesów w Niemczech, tylko na podstawie tego, co osiągnę z kadrą – zauważa szkoleniowiec.
- Celem jaki postawiliśmy jest awans z grupy. Pewnie, że marzą nam się medale, możliwe, że mamy potencjał, żeby już walczyć o podium, ale mamy też pewne niepokoje co do prezentowanej ostatnimi czasy wartości drużyny – mówi Kuchta.
Konkretnie chodzi o to, że gramy nierówno. Kilka dni przed startem mistrzostw na towarzyskim turnieju w Hiszpanii nasz zespół wypadł bardzo słabo w starciu z Hiszpanią (16:23), następnego dnia spisał się świetnie i pokonał Brazylię (32:26), by na koniec w bardzo głupi sposób przegrać z Niemkami (27:28).
– W tym ostatnim meczu przez 55 minut było wszystko jak trzeba [Polki prowadziły 26:24], a później ogarnęła je totalna niemoc. To niepokoi. Z drugiej strony są takie mecze, kiedy wszystko nam wychodzi i potrafimy wysoko pokonać mistrzynie świata. Możemy sprawić niespodziankę, ale musimy uważać, żeby przykrej nie zrobić sobie – mówi Kuchta.
Podsumowując: potencjał mamy na to, by w grupie A wygrać i z Serbkami, i z Dunkami (mecz 2 grudnia o godzinie 15), i ze Szwedkami (4 grudnia, 18.00), a później, po połączeniu z trzema najlepszymi drużynami grupy B, czyli prawdopodobnie z Rosją, Francją i Czarnogórą bić się nawet o wejście do strefy medalowej (do półfinałów przejdą dwie najlepsze drużyny z tej nowej, sześciozespołowej grupy). Ale brak stabilizacji każe nam raczej ostrożnie stawiać cele. Stąd związek wymaga awansu do drugiej fazy. Znalezienie się w Top 12 turnieju da później łatwiejszego rywala w walce o wejście do finałów MŚ 2019. A w nich trzeba będzie znaleźć się w „siódemce”, by później zagrać w jednym z turniejów eliminacyjnych do igrzysk w Tokio w 2020 roku. – Igrzyska to nasz cel i nasze marzenie. Możliwe, że wcześniej będziemy mieli swoje pięć minut, chcemy tego, ale teraz jeszcze ciągle zbieramy doświadczenie – mówi Krowicki.
- Do igrzysk droga jest długa, ale jak najbardziej możliwa do przejścia. Teraz trzeba zrealizować podstawowy cel i pokazać przy tym dobrą grę, walkę. Jeżeli kibic zobaczy, że jest porażka, ale była determinacja, to nie będzie miał pretensji. Podobnie my chcemy widzieć zaangażowanie w każdej sytuacji – komentuje wiceprezes Kuchta. - Trenerowi Krowickiemu powiedziano, że celem jest wyjście z grupy, ale nie postawiliśmy sprawy tak, że jeżeli awansu nie będzie, to wyciągnięte zostaną jakieś konsekwencje. Wiemy, że na mistrzystowach spotykamy się z silnymi rywalami i różnie może być. Dlatego styl naszego grania będzie ważkim czynnikiem – mówi Kuchta.