• Link został skopiowany

ME piłkarek ręcznych 2018. Polska - Serbia. U kobiet lepiej niż u mężczyzn. Krowicki celuje w igrzyska

W żeńskiej piłce ręcznej nie mamy tak ciężkiej sytuacji jak w męskiej - mówi wiceprezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Zygfryd Kuchta. Czy już na mistrzostwach Europy we Francji podopieczne Leszka Krowickiego nawiążą do sukcesów z 2013 i 2015 roku, gdy kadra dochodziła do półfinałów mistrzostw świata? W piątek o godz. 18 w swoim pierwszym meczu grupy A Polki zagrają z Serbkami. Relacja na żywo w Sport.pl
Radość Polek po meczu ze Szwecją
MARIJAN MURAT/AP

Równo dwa miesiące temu Polki wygrały z mistrzyniami świata Francuzkami 22:16. Na turnieju w Danii pokonały też należące do ścisłej czołówki Dunki 23:21. Czy są gotowe, by w trzecim wielkim turnieju pod wodzą Leszka Krowickiego wreszcie osiągnąć sukces?

Stare znajome na mistrzostwach Europy. Ale u nas dużo zmian

Mistrzostwa Europy rozgrywane we Francji ruszyły już w czwartek. Polki swój pierwszy mecz rozegrają w piątek, mierząc się z Serbkami. Pięć lat temu w półfinale mistrzostw świata rozegranym w Belgradzie nasza drużyna uległa temu rywalowi 18:24. Wtedy aż osiem goli rzuciła nam Andrea Lekić, która za tamten 2013 rok została nagrodzona tytułem najlepszej piłkarki ręcznej świata.

Lekić i dzisiaj ma być postrachem naszych bramkarek. – Czekamy też na informację czy zagra Dragana Cvijić, to bardzo ważna zawodniczka Serbii – mówi trener Krowicki. Najlepsza kołowa MŚ 2013 to jeszcze jedna stara znajoma Polek. Ale zawodniczek, które pamiętają tamten turniej i następne MŚ jest w naszej kadrze niewiele. Z 18-osobowego zespołu obecnego teraz w Nantes na obu mundialach na których biało-czerwone otarły się o podium grały tylko Karolina Kudłacz-Gloc i Kinga Achruk.

Krowicki może nie zrobił rewolucji po Duńczyku Kimie Rasmussenie, pod wodzą którego dwa razy zajęliśmy czwarte miejsce na świecie, ale dokonał wielu zmian.

Jest lepiej niż u mężczyzn

Trener dostał na to czas. ME 2016 skończone na 15. miejscu i MŚ 2017, na których zajęliśmy 17. pozycję, to był okres na przebudowę drużyny narodowej. Teraz mają przychodzić sukcesy. Z najważniejszym – pierwszym w historii polskiego szczypiorniaka występem drużyny kobiet na igrzyskach olimpijskich.

- W żeńskiej piłce ręcznej nie mamy tak ciężkiej sytuacji jak w męskiej. Tutaj uzupełnianie kadry odbywało się na bieżąco, w ostatnich latach wchodziły młode zawodniczki i takie cały czas są poszukiwane, dołączają do zespołu. Mamy też trzy czy cztery bardzo rutynowane dziewczyny, co daje nam pożądany konglomerat doświadczenia i młodości. Tak, tutaj jest lepsza sytuacja niż w zespole męskim – analizuje Zygfryd Kuchta, wiceprezes Związku Piłki Ręcznej, w przeszłości reprezentant kraju, który zdobył olimpijski brąz w Montrealu w 1976 roku, a następnie trener obu kadr – męskiej (m.in. z wywalczonym brązem MŚ 1982) i żeńskiej.

Może być niespodzianka. Oby nie przykra

Kuchta przyznaje, że Krowicki dotąd nie pracował pod szczególną presją. Trener od 1990 roku mieszkający w Niemczech przez lata osiągał duże sukcesy z klubami Bundesligi. Wygrał z nimi wszystko, poza Ligą Mistrzyń. - Nieskromnie mówię, że mam w kolekcji wszystkie możliwe trofea poza tym za Ligę Mistrzyń. Dużo przeżyłem, a teraz pora spojrzeć do przodu, bo na mnie jako trenera reprezentacji Polski w końcu nikt nie będzie patrzył przez pryzmat sukcesów w Niemczech, tylko na podstawie tego, co osiągnę z kadrą – zauważa szkoleniowiec.

- Celem jaki postawiliśmy jest awans z grupy. Pewnie, że marzą nam się medale, możliwe, że mamy potencjał, żeby już walczyć o podium, ale mamy też pewne niepokoje co do prezentowanej ostatnimi czasy wartości drużyny – mówi Kuchta.

Konkretnie chodzi o to, że gramy nierówno. Kilka dni przed startem mistrzostw na towarzyskim turnieju w Hiszpanii nasz zespół wypadł bardzo słabo w starciu z Hiszpanią (16:23), następnego dnia spisał się świetnie i pokonał Brazylię (32:26), by na koniec w bardzo głupi sposób przegrać z Niemkami (27:28).

– W tym ostatnim meczu przez 55 minut było wszystko jak trzeba [Polki prowadziły 26:24], a później ogarnęła je totalna niemoc. To niepokoi. Z drugiej strony są takie mecze, kiedy wszystko nam wychodzi i potrafimy wysoko pokonać mistrzynie świata. Możemy sprawić niespodziankę, ale musimy uważać, żeby przykrej nie zrobić sobie – mówi Kuchta.

Teraz walka, później igrzyska olimpijskie

Podsumowując: potencjał mamy na to, by w grupie A wygrać i z Serbkami, i z Dunkami (mecz 2 grudnia o godzinie 15), i ze Szwedkami (4 grudnia, 18.00), a później, po połączeniu z trzema najlepszymi drużynami grupy B, czyli prawdopodobnie z Rosją, Francją i Czarnogórą bić się nawet o wejście do strefy medalowej (do półfinałów przejdą dwie najlepsze drużyny z tej nowej, sześciozespołowej grupy). Ale brak stabilizacji każe nam raczej ostrożnie stawiać cele. Stąd związek wymaga awansu do drugiej fazy. Znalezienie się w Top 12 turnieju da później łatwiejszego rywala w walce o wejście do finałów MŚ 2019. A w nich trzeba będzie znaleźć się w „siódemce”, by później zagrać w jednym z turniejów eliminacyjnych do igrzysk w Tokio w 2020 roku. – Igrzyska to nasz cel i nasze marzenie. Możliwe, że wcześniej będziemy mieli swoje pięć minut, chcemy tego, ale teraz jeszcze ciągle zbieramy doświadczenie – mówi Krowicki.

- Do igrzysk droga jest długa, ale jak najbardziej możliwa do przejścia. Teraz trzeba zrealizować podstawowy cel i pokazać przy tym dobrą grę, walkę. Jeżeli kibic zobaczy, że jest porażka, ale była determinacja, to nie będzie miał pretensji. Podobnie my chcemy widzieć zaangażowanie w każdej sytuacji – komentuje wiceprezes Kuchta. - Trenerowi Krowickiemu powiedziano, że celem jest wyjście z grupy, ale nie postawiliśmy sprawy tak, że jeżeli awansu nie będzie, to wyciągnięte zostaną jakieś konsekwencje. Wiemy, że na mistrzystowach spotykamy się z silnymi rywalami i różnie może być. Dlatego styl naszego grania będzie ważkim czynnikiem – mówi Kuchta.

Więcej o: