Zaledwie 187 minut we wszystkich rozgrywkach, bez goli i bez asyst. Tak wygląda w tym sezonie smutny dorobek Ansu Fatiego w barwach FC Barcelony. Skrzydłowy dla Hansiego Flicka jest piłkarzem bardzo odległego wyboru, a właściwie to nawet żadnym wyborem, bo w 2025 roku rozegrał ledwie 28 minut w Pucharze Króla przeciwko czwartoligowemu UD Barbastro (4:0). Nierzadko brakowało dla niego miejsca w kadrze meczowej i to nie przez kontuzję.
Nie ma wątpliwości, że jeśli Fati chce ratować swoją karierę, to będzie to musiał zrobić poza Barceloną. Wszak u Hansiego Flicka nie ma już raczej czego szukać, choć wedle doniesień, sam zawodnik mocno stara się zmienić podejście Niemca. Tyle że jak dotąd nieskutecznie. Wydawałoby się zatem, że sam klub powinien chcieć go pożegnać, szczególnie że Fati ma iście gwiazdorski kontrakt. Za kolejne dwa sezony ma zarobić łącznie aż 26 milionów euro.
Jednak właśnie to sprawia, że Fati może z Barceloną... przedłużyć kontrakt. Jak to? Otóż jak informuje dziennik "Sport" kataloński klub ma już w głowie plan, dzięki któremu zyska na przedłużeniu współpracy z Hiszpanem. Co więcej, mają już w tym doświadczenie, bo robili to samo z Samuelem Umtitim oraz Clementem Lengletem w przeszłości.
Jak objaśnia "Sport", obaj Francuzi w przeszłości przedłużali swe umowy z Barceloną, mimo że perspektywy na przyszłość mieli marne. Klub decydował się na to dlatego, że mógł dzięki temu rozciągnąć płatność ich pensji w czasie. Czyli to, co mieli dostać np. w ciągu dwóch lat, zgodnie z nową umową mieli dostać na przestrzeni czterech.
W przypadku Ansu Fatiego piłkarz nadal zarobiłby wspomniane 26 milionów euro, ale nie do 2027 roku (wtedy wygasa jego obecny kontrakt), a do 2030. - Tym sposobem rocznie Barcelona płaciłaby mu ok. 5,2 mln euro brutto + bonus za podpis - wylicza "Sport". Co to zmienia? Otóż dzięki temu klub zmniejszyłby koszty przeznaczane na pensje dla piłkarzy, a to poszerzyłoby opcje w kontraktowaniu oraz rejestrowaniu do gry nowych piłkarzy.