Piłka nożna to najpopularniejszy sport na świecie. Największe kluby piłkarskie mają miliony kibiców. Rozgrywki futbolowe to najbardziej pożądany "content" - jak to się brzydko przyjęło mówić - w płatnych telewizjach. To wszystko powszechnie wiadomo. Dlaczego jednak wciąż w mediach i wśród kibiców powielane są mity o telewizyjnej oglądalności, które dalekie są od rzeczywistości? Dlaczego nikt z działaczy piłkarskich nie wyjaśni kibicom, czym różni się zasięg transmisji od jej średniej oglądalności? Dlaczego nikt z wielkich piłkarskich klubów nie ujawnia najważniejszej na telewizyjnym rynku, bo decydującej o wartość reklamowej, średniej oglądalności meczów, a jedynie skumulowaną, która zawsze będzie gigantyczna z powodu ogromnej liczby transmitowanych meczów?
Dam przykład. Skumulowana oglądalność polskiej ekstraklasy w sezonie 2013/14 to 54 mln widzów. Liczba robi wrażenie! A teraz uwaga - skumulowana oglądalność serialu "M jak Miłość" (tylko premierowe odcinki w jednym sezonie) to 476 mln widzów. A teraz porównanie średniej oglądalności. Ekstraklasa - 183 tys. "M jak Miłość" - 7 milionów.
Jednym z powszechnych mitów wśród kibiców piłkarskich jest ten o setkach milionów Chińczyków co tydzień wpatrzonych w ekran, by podziwiać popisy Lionela Messiego, Cristiano Ronaldo etc. To przekonanie nie ma nic wspólnego z prawdą.
Żeby unaocznić, jak jest tzw. konsumpcja piłki nożnej w Chinach, wystarczy jeden cytat z serwisu Goal.com z listopada 2013 roku. Przytaczam w oryginale:
"Guangzhou's triumph on Saturday attracted the largest TV audience for a sporting event in China this year, with an average audience totaling over 30 million watching as Marcello Lippi's side edged out FC Seoul. With a crowd of 55,847 inside Tianhe Stadium as Guangzhou shared a 1-1 draw to claim the title on away goals following a 3-3 draw on aggregate, the second leg drew an average audience of 23.68 million viewers on state broadcaster CCTV-5. And with several other channels in China also showing the game live, the match attracted the highest average audience in China since the 2004 Asian Cup final at over 30 million viewers".
Tłumacząc w skrócie na polski:
Finał Ligi Mistrzów w 2013 roku, w którym Guangzhou Evergrande zmierzył się z FC Seul, przyciągnął najwyższą widownię spośród wszystkich sportowych wydarzeń w 2013 roku w Chinach. Średnia oglądalność wynosiła ponad 30 mln widzów w państwowej stacji CCTV-5 i telewizjach regionalnych. W dodatku był to najlepiej oglądany (średnia oglądalność) mecz od finału Pucharu Azji w 2004 roku, w którym Chiny uległy Japonii. Wtedy też widownia przekroczyła 30 mln.
Dodam jeszcze, że CCTV-5 to kanał, który ma w swoim zasięgu widownię obliczaną na 460 mln ludzi i pokazuje w Chinach europejską Ligę Mistrzów, ligę hiszpańską, francuską, włoską. W tym samym 2013 roku w CCTV-5 finał Ligi Mistrzów oglądało 2,7 mln widzów.
Dwie trzecie ludzi na świecie ogląda Premier League - ogłosiły cztery lata temu angielskie tabloidy. Powodem były badania firmy Sport+Markt, które głosiły, że skumulowana oglądalność ligi angielskiej to 4,7 mld widzów. Na tej samej zasadzie tabloidy w Polsce mogłyby ogłosić, że więcej niż połowa Europejczyków ogląda "M jak Miłość".
Tyle tylko, że to nie ludzie, a jednostki statystyczne. Firma Sport+Markt dodała do siebie oglądalność meczów i programów o lidze angielskiej. Warto tutaj sięgnąć do źródła, czyli szczegółów owych badań, aby zobaczyć, jak bardzo angielscy dziennikarze wprowadzili swoich czytelników w błąd.
Z owych 4,7 mld ludzi 629 mln mieszka w Wielkiej Brytanii. Tak naprawdę populacja Zjednoczonego Królestwa to 62 mln mieszkańców. Po prostu w badaniu jeden tzw. unikalny widz liczony jest wielokrotnie za każdym razem, gdy ogląda mecz lub program o Premier League.
Sport+Markt dodaje, że 3,9 mld widzów ogląda ligę angielską w domu, a 42,7 proc. tej liczby przypada na mecze na żywo. Wynika więc z tego, że 1,68 mld widzów to skumulowana oglądalność wszystkich transmitowanych spotkań. W Wielkiej Brytanii stacje telewizyjne pokazują jedynie 154 mecze na żywo (168 w nowym kontrakcie), ale za granicą wszystkie - 380. Gdyby podzielić liczbę 1,68 mld widzów przez 380, to mamy: 4,42 mln - średnią widzów jednego meczu. Oczywiście średnia liczba widzów hitów jest prawdopodobnie dwa, a może trzykrotnie większa.
Trzy lata temu Manchester United ogłosił, że na podstawie badań opinii publicznej ma 659 mln kibiców na całym świecie. Cały świat do dziś powtarza tę liczbę. I nikt nie zerknął do źródeł. A przecież wystarczy przeczytać prospekt emisji akcji Manchesteru United w USA, by dowiedzieć się, że owe 659 mln kibiców to liczba mocno nieścisła. Angielski klub pisze bowiem, że spośród owych 659 mln kibiców, 277 mln uważa Manchester United za swoją ulubioną drużynę. Oczywiście wiadomo, że kibice piłkarscy mogą lubić różne drużyny i wielu kibicować. Klub jednak, który przeprowadził taki sondaż i rozpowszechnia wyniki, powinien uczciwie zaznaczyć, że dla 382 mln z tych 659 mln kibiców sympatią darzy Manchester United, ale nie jest to ich ulubiony zespół piłkarski.
Zresztą sondaż został przeprowadzony jedynie w 39 krajach i w dodatku przez internet. Sami autorzy prospektu emisyjnego tłumaczą, że może być obarczony dużym błędem i mają wątpliwości, czy wyniki można rozszerzać na cały świat (co nie przeszkodziło im tak zrobić).
Ciekawa jest jeszcze jedna liczba, którą podaje prospekt emisyjny MU. Ujawnia zasięg transmisji meczów klubu:
"On a per game basis, our 55 games attracted an average live cumulative audience reach of 37 million per game, based on the Futures Data."
Tłumacząc w skrócie: 55 transmisji na żywo meczów Manchesteru United generowało średni zasięg 37 mln widzów. Zasięg to liczba widzów, którzy oglądali choć fragment meczu. Zazwyczaj jest on dwa lub trzykrotnie wyższy od średniej oglądalności w przypadku meczów piłkarskich. Czyli średnia oglądalność meczów Man United - prawdopodobnie waha się między 12 a 18 mln widzów.
Tutaj sam Manchester United dostarczył dowodów, że przekonanie o setkach milionów par oczu wpatrzonych w ekran podczas jednego meczu Premier League to bardzo mocno przesadzony mit.
W 2012 roku światowe media obiegła informacja, że potencjalna widownia El Clasico to 400 mln widzów. Niestety wielu kibiców zinterpretowało to po swojemu i powtarza, że spotkania Real - FC Barcelona ogląda 400 mln ludzi. Oczywiście to gruba nieprawda. To znaczy taka sama prawda jak to, że "M jak Miłość" ogląda 476 mln widzów.
Skąd się wzięła owa liczba 400 mln, przecież tylko stacja CCTV-5 z Chin, która pokazuje mecz, ma potencjalną widownię 460 mln? Otóż przed sezonem 2011/12 liga hiszpańska opublikowała dane na temat oglądalności swoich meczów na świecie zebrane od ośmiu firm badawczych. I tam wśród innych liczb pojawiła skumulowana oglądalność ligi hiszpańskiej - 414 mln widzów.
Tyle tylko, że powoływanie się na tę liczbę przy El Clasico to kompletne nieporozumienie. Powtórzę znów: skumulowana oglądalność to dodane do siebie oglądalności poszczególnych meczów. Dzieląc te 414 mln widzów przez 380 meczów w sezonie, otrzymamy średnią oglądalność na poziomie 1 mln na mecz. To ponad cztery razy gorzej niż w przypadku Premier League.
Ile naprawdę wynosi średnia oglądalność El Clasico na świecie? Nie można znaleźć twardych danych z całego świata. Na pewno nie 400 mln, ani nawet nie 100 mln, czy 50. Przecież mecz pokazywany jest przede wszystkim w płatnych telewizjach, co mocno ogranicza widownię.
Opinię, jak wielka jest oglądalność El Clasico, można sobie wyrobić na podstawie wyrywkowych danych badań średniej oglądalności z niektórych krajów:
Polska - 414 tys.
Wielka Brytania - 700 tys.
Francja - ok. 630 tys.
Włochy - ok. 900 tys.
USA - 1,2 mln
Hiszpania - 1,4 mln
Brazylia - 2,35 proc. dorosłej widowni telewizyjnej
Kolejnym mitem, który warto obalić, to oglądalność mistrzostw świata. Powtórzę jeszcze raz dla jasności: w przekazach medialnych mylone są dwa pojęcia - oglądalność i zasięg transmisji. Oglądalność to średnia liczba osób, które zasiadają przed telewizorem w każdym momencie programu. Zasięg to liczba widzów, którzy oglądali program przez jakiś czas, np. co najmniej minutę. Zdarzają się programy o wielkim zasięgu, ale niskiej oglądalności. Na przykład gdy film, zapowiadany jako wielki hit, zgromadzi na początku milion widzów, a potem - np. po kwadransie - większość tak się znudzi, że zmieni kanał. Z programami sportowymi jest tak samo.
Aby zobaczyć, jaka tak naprawdę jest oglądalność finału mistrzostw świata, najlepiej zerknąć do raportu opublikowanego przez FIFA. Najnowszego z mundialu 2014 jeszcze nie ma, ale jest ten z 2010. Wtedy FIFA już twierdziła, że oglądalność finału to 909 mln widzów. Gdy się jednak spojrzy w raport, jasno wynika, że owe 909 mln to zasięg transmisji, a nie oglądalność. Średnia oglądalność według FIFA to 530,9 mln widzów. Czyli jednak pół miliarda, a nie miliard. Gdy wczytamy się dalej w raport, to okazuje się, że tak naprawdę na żywo spotkanie oglądało jeszcze mniej 489 mln widzów.
Ta liczba i tak jest zawyżona. Raport bowiem tylko w części opiera się na badaniach, a reszta to szacunki FIFA. Dane z badań z krajów obejmujących 60 proc. populacji świata (m.in. Meksyk, Argentyna, Brazylia, Chiny, Indie, Włochy, Francja Hiszpania, Japonia USA) mówią, że finał obejrzało w nich 221,7 mln ludzi (średnia oglądalność). Czyli według szacunków FIFA na pozostałe 40 proc. populacji świata (nieobjętych badaniami) przypadło 266 mln widzów.
Inne niezależne raporty mówią, że tak naprawdę rzeczywista oglądalność mundialu wynosi ok. 350 mln ludzi.
Na koniec warto jeszcze dobitnie zaznaczyć, że milion widzów w płatnej telewizji w kraju o populacji Włoch, Francji czy Wielkiej Brytanii to bardzo dobry wynik. W dzisiejszych czasach widownia telewizyjna jest bardzo rozproszona. Widz ma bowiem do dyspozycji setki kanałów, a do tego jeszcze internet i gry komputerowe, który w dzisiejszych czasach odbierają publiczność telewizji.