Jerzy Brzęczek może mieć najlepsze eliminacje w XXI w.

Nasze batalie w eliminacjach ostatnich trzech dużych turniejów zakończyły się trzema awansami. Różni byli przeciwnicy, różna gra Polaków, ale zostawiając styl i rzeczy subiektywne warto porównać liczby i fakty, które te trzy awanse zapewniły. Wyczyn ekipy Jerzego Brzęczka już wypada dobrze, nawet na tle tego, co w grze o euro i mundiale działo się w całym XXI wieku.
Zobacz wideo

Jaki był najlepszy polski mecz tych eliminacji? Z Austrią w Wiedniu? W tym spotkaniu na pewno najbardziej cieszył nas wynik i kilka fajnych akcji, ale nie było to 90 minut radości z futbolu. Z Izraelem w Warszawie? Wtedy Polska odniosła najwyższe zwycięstwo, ale wygrała z rywalem notowanym w okolicach 80. miejsca rankingu FIFA. Oczywiście rywal był wyposażony w Erana Zahaviego, ale to trochę tak jakby dwa lata temu podczas eliminacji do mundialu wrażenie miało robić zwycięstwo z Armenią 6:1, z racji tego, że w Erywaniu po boisku biegał Henrich Mchitarian. Do najlepszych tegorocznych meczów Polaków o punkty można starać się dokładać ten dający awans – z Macedonią. Kamil Glik oceniający te kwalifikacje nie wykluczał właśnie takiego rozwiązania. Ranking wyraźnego lidera jednak nie ma. Pewnie dlatego, że były to niewdzięczne eliminacje. Stracić można było dużo. Zyskać – coś co z punktu widzenia najwyżej rozstawionej drużyny było obowiązkiem, awans na Euro 2020. Jerzy Brzęczek na konferencji prasowej niemal od wszystkich dostał gratulacje. Zadanie wypełnił, patrząc na niektóre liczby – tak sprawnie jak jego poprzednicy. Swą pracę skończyć może nawet od nich lepiej.

Awans po 8 meczach to rzadkość

Czy to był ładny awans? Styl i walory estetyczne trudno porównywać. Można napisać, że podczas eliminacji Euro 2016 czy MŚ 2018 biało-czerwoni grali bardziej widowiskowo, płynnie, przekonywująco. Zestawienie faktów i liczb daje jednak inny obraz batalii o Euro 2020. Korzystny dla ekipy Brzęczka.

Po pierwsze. Podczas dwóch wcześniejszych kwalifikacji Polska tak szybko nie zaklepała sobie miejsca na docelowej imprezie. Zarówno przy eliminacjach do euro we Francji jaki i mundialu w Rosji rozstrzygający był dopiero ostatni mecz. Najpierw ten z Irlandią, w którym 1:1 zamieniliśmy na 2:1. Dwa lata później z Czarnogórą, kiedy w 84. minucie był remis 2:2, ale Polska wygrała ostatecznie 4:2. Niedzielne starcie z Macedonią gdzieś się w te ciężkie rozstrzygające scenariusze wpisuje. 73 minuty bez gola z rywalem, który nigdy nie był na ME i MŚ też mogło nieco stresować kibiców, którzy odetchnęli dopiero w 80. minucie przy 2:0.

Poprzedni selekcjoner mecze decydujące o awansie miał cięższe, choć zapamiętamy je jako te w których Polska podnosiła się po ciosach i przede wszystkim sama sporo strzelała. Uzupełniając obraz kwalifikacji z XXI wieku komfort awansu dwa mecze przed ich końcem mieliśmy tylko raz. Jeszcze za kadencji Jerzego Engela, gdy po pokonaniu Norwegii 3:0 pakowaliśmy walizki do Korei i Japonii. Potem o takiej sytuacji Paweł Janas, Leo Beenhakker czy Adam Nawałka mogli pomarzyć.

Obrona na rekord

Trudno porównywać zdobycze punktowe poprzednich eliminacji oraz tych jeszcze nie skończonych, chociaż kilka rzeczy już rzuca się w oczy. W 2017 roku o pierwsze miejsce w grupie do końca walczyliśmy z Danią. Tylko pozycja lidera zapewniała bezpośredni awans. Dało go nam 25 punktów, najwięcej w XXI wieku jeśli chodzi o rywalizację w grupie sześciozespołowej. W całych poprzednich eliminacjach przegraliśmy i zremisowaliśmy po jednym meczu. Polska w boju o Euro 2020 cały czas ma szansę na ten sam rekordowy wynik. Musi jednak wygrać dwa ostatnie spotkania. Czy droga do Rosji była dużo trudniejsza? Polska oprócz Danii walczyła wtedy także z Czarnogórą, Rumunią, Armenią i Kazachstanem. Warto jednak odnotować, że z tymi rywalami strzeliła łącznie 28 goli, straciła 14. Była zatem dwa razy lepsza w ofensywie, ale też znacznie gorsza w obronie. Bilans bramkowy kadry Brzęczka na dwa mecze przed końcem kwalifikacji to 13-2. Wrażenie robią tylko dwa stracone gole. Jeśli do końca eliminacji nie stracimy siedmiu bramek, to będzie to nasz najlepszy wynik w kwalifikacjach euro i mundiali w XXI wieku.

Brzęczek wyprzedzi Janasa i Engela?

Batalia o ME we Francji była trudniejsza niż ta o mundial w Rosji. Przynajmniej jeśli chodzi o rywali. Do eliminacji Euro 2016 byliśmy losowani z trzeciego koszyka. W grupie zagraliśmy z Niemcami, Irlandią, Szkocja, Gruzją i Gibraltarem. Z drugiej strony pewny awans dawało zajęcie drugiego miejsca w grupie, a grę w barażach nawet trzecia lokata. Polska po 10 meczach zgromadziła 21 punktów, oczko mniej od Niemców. Awans był możliwy dzięki sześciu wygranym, trzem remisom i jednej porażce. Biało-czerwoni nastrzelali wtedy 33 goli, stracili 10. By poprawić ten punktowy dorobek, wystarczy, że z ostatnich dwóch meczów ekipa Brzęczka wygra jedno spotkanie. Zdobędzie wtedy zresztą również więcej punktów niż drużyna prowadzona przez Engela (21). By pobić wyczyn Pawła Janasa przed MŚ w Niemczech (24 punkty) potrzebne będą dwie wygrane.

Muszą grać do końca

Brzęczek o te zwycięstwa będzie mocno zabiegał. Przypadek ekipy Engela, która po 8 meczach i awansie na mundial wysoko przegrała z Białorusią i zremisowała z Ukrainą, nie powinien mieć miejsca. Nasi w przeciwieństwie do tamtej drużyny mają jeszcze o co grać. Po pierwsze o rozstawienie, czyli losowanie z pierwszego koszyka podczas wybierania grup Euro 2020. Uprzywilejowanie zapewnia tylko pozycja lidera. Po drugie trzeba być mocnym liderem, bo grup jest 10, a tylko zwycięzcy sześciu z nich będą rozstawieni. Mecze z Izraelem i Słowenią będą miały zatem swoją stawkę i mogą pomóc kadrze rozegrać najlepsze pod względem statystyk eliminacje w XXI wieku. Choć jeśli okaże się, że żaden inny trener nie zdobył w nich więcej punktów, nie wygrał większej liczby spotkań, nie stracił tak mało goli, to pytanie o styl i jakość tych sukcesów zapewne i tak powróci. No chyba, że nasze najlepsze mecze tych eliminacji są jeszcze przed nami.

Więcej o:
Copyright © Agora SA