Narty z dziećmi. Dolina Zillertal - żaba na śniegu, knedel na talerzu

Gdy tylko zaczął padać śnieg, całą rodziną ruszyliśmy na austriackie stoki. Naszym celem była tym razem austriacka dolina Zillertal. Nie byliśmy tu wcześniej, ale opisy ośrodków zachęcały, że prócz bardziej wymagających stoków są i łagodniejsze, akurat dla naszej 9-letniej córki. To zaś ostatnio stało się jednym z najważniejszych kryteriów przy obmyślaniu rodzinnych wyjazdów narciarskich.

Był początek grudnia, więc spodziewaliśmy się fanaberii pogodowych. Zerkaliśmy na termometry z obawą, czy poza lodowcami będzie gdzie jeździć. Jednak strony internetowe ośrodków donosiły, że trasy za chwilę będą gotowe. Dodatkową zachętą były też niższe niż w szczycie sezonu ceny noclegów...

***

Po ponad 10 godzinach jazdy samochodem z Bielska-Białej dotarliśmy do wioski Gerlosberg (ok. 800 km od polskiej granicy). Okazało się, że do naszego pensjonatu Alpin położonego na wysokości 900 m prowadzi stroma serpentyna. Na szczęście droga jest dobrze utrzymana, ale gdyby leżał śnieg, nie obyłoby się bez łańcuchów. Nagrodą za wspinaczkę po stromych zakrętach był przepiękny widok na okoliczne szczyty, dolinę i miejscowość Zell am Ziller, do której przylega Gerlosberg.

Liczące 2 tys. mieszkańców Zell to serce doliny Zillertal, z tyrolską atmosferą. Od wieków słynie z gościnności (zachowały się zapiski, że już w 1482 r. podróżni zmierzający z Włoch do Salzburga chwalili tutejszy zajazd). Wszyscy pozdrawiają się tradycyjnym "Grüss Gott", czyli "Szczęść Boże". Wzdłuż wąskich uliczek stoi sporo alpejskich willi i hoteli (przeważnie murowane), nie brak miłych knajpek, kawiarni i cukierni z przepysznymi ciastami (obowiązkowo strudel jabłkowy i tort Sachera). Jeździ tędy charakterystyczna czerwona kolejka wąskotorowa Zillertalerbahn, która obsługuje większą część doliny. W Zell działa też browar - w centrum znajduje się jego stara część, w której można podziwiać piękne miedziane kadzie. Tutejsze smaczne piwo dostaniemy niemal w każdej knajpce i sklepie.

To jednak dopiero po nartach. A na te wybraliśmy najpierw się do pobliskiego ośrodka Mayrhofen. Patrząc na wciąż zieloną i pełną słońca dolinę, zastanawialiśmy się, co ujrzymy wyżej. Ale już po kilku minutach jazdy kolejką gondolową Horbergbahn zaczęło się robić coraz bardziej biało. Przy górnej stacji na wysokości 1650 m leżało już dużo śniegu, a na okolicznych stokach intensywnie pracowały armatki.

Czteroosobową kolejką Larchwald-Express wyjechaliśmy dalej, na 2000 m n.p.m., i wreszcie mogliśmy puścić się w dół. Na dobrze jeżdżących narciarzy czeka tu ciekawa czerwona trasa nr 3. Ci zaś, którzy się uczą bądź lubią spokojne zjazdy, mogą wybrać niebieską nr 20 zwaną Baby Tour. Ta trzykilometrowa nartostrada przez las bardzo przypadła do gustu naszej Karolinie. Świetnie radziła sobie nawet na dość stromej ściance na środku trasy, choć można ją było ominąć płaskim objazdem, z czego korzystali jeszcze młodsi narciarze. Tu także natknęliśmy się na... żabę. Przechodziła przez środek trasy, nie zważając na lekki mróz. Trzeba było odpiąć narty, by uratować życie stworzeniu, przenosząc je do lasu.

Wymarzona do nauki i łagodnej jazdy z dziećmi jest też szeroka, niebieska ósemka, wzdłuż której kursują szybkie ośmioosobowe kanapy. Bardziej wymagający powinni zaś zjechać widokową czerwoną nr 7 ze szczytu Horberg (2278 m). Żałowaliśmy, że znaczną część tego pięknego ośrodka działającego na zboczach kilku gór (m.in. Ahorn, Eggalm, Rastkogel) dopiero szykowano do uruchomienia. W sumie znajduje się tu ponad 50 wyciągów (m.in. kolej linowa Ahornbahn zabierająca do wagonów 160 osób - najwięcej w całej Austrii) i 159 km tras. W tym aż 45 km niebieskich, dla całych rodzin. Ale jest też Harakiri - najbardziej stroma w całym kraju, o nachyleniu 78 proc.! Z dołu wygląda na niemal pionową ścianę i nie wiem, czy odważyłbym się po niej zsunąć.

***

Po takiej zaprawie wybraliśmy się na lodowiec do ośrodka Hintertuxer Gletscher, 30 km od Gerlosberg. Droga do miejscowości Hintertux położonej 1500 m n.p.m. wiedzie dość ostro w górę, często przez przyklejone do zboczy tunele. Będąc już tam, trzeba wjechać gondolką do stacji Sommerbergalm, skąd biegną dalej kolejne wyciągi. Ci, którzy nie chcą pchać się wyżej, na lodowiec, mogą pojeździć na pięciokilometrowej trasie nr 17 wzdłuż czteroosobowej kolejki Tuxerjoch, która dociera na 2460 m. Siedemnastka jest szeroka i urozmaicona. Ale uwaga - choć zaznaczona jako niebieska, zaczyna się od stromej ścianki, która może sprawić trudność początkującym! Nasza córka część stromizny przez przypadek pokonała na tylnej części ciała i nie chciała próbować drugi raz. Za to świetnie jeździło jej się na dwóch sąsiednich łagodnych trasach obsługiwanych przez orczyki.

My zaś ruszyliśmy na lodowiec, gondolami Gletscherbus 2 i 3 (zabierają po 24 osoby). Po kwadransie byliśmy już na 3250 m. Mimo chmur co chwilę odsłaniała się wspaniała panorama setek poszarpanych alpejskich szczytów. Można stąd zobaczyć Grossglocknera (najwyższa góra Austrii - 3798 m), Zugspitze (najwyższa w Niemczech - 2962 m), a nawet włoskie Dolomity. Gdyby Karolina zabrała się z nami, mogłaby zjeżdżać z niebieskich 9 i 9a, wzdłuż których kursują dwa orczyki. My wybraliśmy czerwone - 4, 3 i 2. To ponad dziesięć kilometrów wspaniałej, nieprzerwanej jazdy (trasy w całym ośrodku liczą 86 km).

Potężny kompleks leżący najbliżej naszego pensjonatu - Zillertal Arena, 160 km tras - dopiero szykował się do otwarcia. Postanowiliśmy więc przetestować nieco mniejszy Hochzillertal, zaledwie kilka minut samochodem od Gerlosbergu. Z braku śniegu dolna część ośrodka ze słynną 8-kilometrową trasą Stephan Eberharter Goldpiste (od imienia austriackiego alpejczyka) była jeszcze nieczynna. Ale już na wysokości ponad 1700 m, gdzie wywiozła nas gondolka, było mnóstwo śniegu. Karnety sprzedawano po obniżonej o blisko 40 proc. cenie, rekompensując narciarzom fakt, że nie mogą jeszcze korzystać z całego ośrodka.

Hochzillertal to głównie trasy czerwone. Warto pojeździć zwłaszcza piątką (8 km), szóstką (7 km) i ósemką (6 km). Są szerokie i wygodne, choć sporo na nich narciarzy. Te niebieskie, dla dzieci i początkujących, znajdują się przede wszystkim przy orczykach Zirbenlift (dół trasy nr 5) oraz Marendalmlift i Übungslift. Na pasażerów ośmioosobowej kanapy Schnee-Express czeka niespodzianka - wielka metalowa figura pająka powyżej górnej stacji, a nieco dalej równie olbrzymia ważka. Zachwycają się nimi zwłaszcza dzieci.

***

Jednak najbardziej przypadł nam wszystkim do gustu Hochfügen w otoczeniu pięknych szczytów: Pfaffenbühel (2431 m), Gilfert (2508 m) i Kellerjoch (2344 m). Do stacji wiedzie kilkunastokilometrowa kręta droga poprowadzona przez malowniczą dolinkę Finsing, odnogę Zillertalu.

Ale dobrzy narciarze dotrą tu i na deskach, bo Hochfügen jest połączony z ośrodkiem Hochzillertal (razem nazywają się Ski-optimal, w sumie 166 km tras, wspólny skipass). Będąc w tym ostatnim, wystarczy zjechać trasą 12 i wsiąść w kolejkę Wedelexpress. Biegnie ona do punktu widokowego na wysokości 2378 m, gdzie stykają się oba ośrodki. Stąd do głównej stacji i parkingu Hochfügen zjedziemy dość trudną czerwoną trasą nr 1 lub gondolami Zillertal Shuttle.

Na dole czekają zaś cztery orczyki i trasy dla początkujących, ale my od razu wsiedliśmy do gondolki 8er Jet. Tuż przy jej górnej stacji biegnie półtorakilometrowa niebieska jedenastka, wymarzona dla naszej córki. Jest szeroka, bez gwałtownych spadków, świetnie można tu potrenować technikę, podziwiając piękne widoki. Wzdłuż niej kursuje czteroosobowa kanapa, z której doskonale widać też śmiałków jeżdżących poza trasami. To narciarze i snowboardziści, którzy wdrapują się w trudno dostępne miejsca, a potem zostawiają w głębokim dziewiczym puchu pofalowane ślady.

By nie jeździć w kółko jedenastką, ruszyliśmy wszyscy wygodną niebieską trzynastką, która wiedzie aż do dolnej stacji gondolki. To ponad 4 km świetnej, spokojnej jazdy dla całej rodziny. Ale nie brak tu i czerwonych tras dla bardziej wymagających - 10, 14 i 8. Na tej ostatniej mogliśmy się sprawdzić w bramkach slalomu giganta.

Choć nie działały jeszcze trzy wyciągi i niektóre trasy były niedostępne, Hochfügen tak się nam spodobało, że jeździliśmy tu aż do końca pobytu.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Fügen, w termalnym aquaparku Erlebnistherme Zillertal. Można tu pływać, korzystać z masaży wodnych, bąbelkowych kąpieli oraz saun. Dla dzieci wielką atrakcją jest zjeżdżalnia "czarna dziura" (całkiem czarna rura, której tylko fragment wykonano z przezroczystego tworzywa) i basen ze sztuczną falą.

***

Na koniec słowo o tyrolskich specjałach. Na pierwszym miejscu jest oczywiście speck, czyli długo dojrzewająca szynka. Niemal każda knajpka na stoku serwuje pyszne knedle nadziewane właśnie speckiem, wołowiną czy szpinakiem i parmezanem (polecam je zwłaszcza w pięknie położonej restauracji Kristallhütte w Hochzillertal). Na deser koniecznie zjedzmy knedle posypane mielonym makiem i polane sosem waniliowym.

Aby choć symbolicznie przedłużyć nasz tygodniowy wyjazd, w drogę powrotną zabraliśmy pyszne pierniki i wino. Dzięki temu Tyrolem pachniało nam w domu jeszcze przez długie zimowe tygodnie...

***

Zillertaler Superskipass na 6 dni - 193 euro dorośli, 154,5 młodzież (urodzeni po 1 stycznia 1991), 88 - dzieci (urodzone po 1 stycznia 1995, urodzone po 1 stycznia 2004 jeżdżą za darmo). Ważny na ok. 640 km tras w całej dolinie (m.in. ośrodki Mayrhofen, Hintertuxer Gletscher, Zillertal Arena, Hochzillertal, Hochfügen, Spieljoch) oraz w skibusach i kolejce Zillertalerbahn. Można też kupić karnety do danego ośrodka, np. na cały dzień lub na trzy dni. Opcji mnóstwo, szczegóły: www.hochzillertal.com , www.ski-optimal.at , www.hintertuxergletscher.at . Erlebnistherme Zillertal - 12,7 euro za trzygodzinną kartę dla dzieci i 15,5 dla dorosłych, www.erlebnistherme-zillertal.at

Kolumber.pl - tu są Twoje podróże!

Copyright © Agora SA