Słynne słowa George'a Besta skierowane po półfinale włoskiego mundialu do Paula Gascoigne'a, że mistrzowie nie płaczą, lecz wygrywają, wydają się dziś szczególnie niesprawiedliwe. W 1990 r. drużyna z Waddle'em, Plattem, Gascoigne'em i Linekerem otarła się o finał mistrzostw świata. Porażka po karnych z Niemcami, którzy z Włoch przywieźli złoto, nie jest już symbolem upadku, ale ostatniego wzlotu angielskiego kadry. Od tamtej pory ojczyzna futbolu nigdy nie włączyła się na poważnie do walki o zwycięstwo w wielkim turnieju, popadając w stagnację i przeciętność. A przecież nie tylko futbolowe mocarstwa docierały od tamtej pory do strefy medalowej mundiali: Bułgaria, Szwecja, Chorwacja, Turcja, Portugalia, Urugwaj, o Korei Płd. nie wspominając, bo w 2002 r. gospodarzy zaciągnęli tam sędziowie.
W czasach, gdy króluje futbol kombinacyjny, gdy różnicę robi wyszkolenie techniczne, a nie siła mięśni i rozmiar płuc, Anglia wygląda jak rodzic, który kompletnie przestał rozumieć własne dziecko. Powołał je do życia, a potem zaniedbał. "Nauczyliśmy innych prowadzić samochody, a teraz sami jeździmy po niewłaściwej stronie. To samo z futbolem" - napisał jeden z angielskich felietonistów.
Dziś Anglików muszą się bać rywale słabi fizycznie i źle zorganizowani. Takich spotyka się jeszcze w kwalifikacjach, ale na wielkich turniejach już nie. Ogromne postępy zrobiły nawet drużyny ze strefy CONCACAF, które jeszcze niedawno przyjeżdżały na mistrzostwa jak turyści. W Brazylii, w grupie najtrudniejszej ze wszystkich, do walki włączyła się Kostaryka. Anglicy zmierzą się z nią w ostatnim meczu - jak to się mówi w Polsce w takich okolicznościach - w meczu o honor. Z turniejem się nim pożegnają.
W drużynie Roya Hodgsona wszystko próbuje się rozwiązać długą piłką do napastników lub skrzydłowych, którzy mają biegać. Na tle dobrze wyszkolonych i zorganizowanych Włochów i Urugwajczyków radził sobie tylko Daniel Sturridge, bo nie przeraża go perspektywa indywidualnych pojedynków. Ogłoszony futbolowym fenomenem w wieku 15 lat Wayne Rooney stracił już nawet tę nadludzką chęć do wypruwania sobie żył na boisku. Można za porażkę z Urugwajem zrównać z ziemią Stevena Gerrarda, ale to jedyny piłkarz starający się kierować grą, pomyśleć, zanim kopnie piłkę na dużą odległość. Zapanować nad żywiołem bezładnego biegania, którego nie ogarnia Hodgson ani nikt inny.
Kogokolwiek Anglicy zechcą obwinić za dwie porażki w Brazylii, nie wyniknęły one wyłącznie z indywidualnych błędów. Nawet bramkarz im tym razem nic nie zawalił. Drużyna gra futbol zbyt przewidywalny, archaiczny, wręcz prymitywny, by nie obrywać od rywali z czołówki. Pokonanie rutyniarzy, spryciarzy i wojowników to wyższa szkoła jazdy. Na to drużynie angielskiej brakuje środków i pomysłu.
W zapowiedzi brazylijskiego mundialu mistrz świata z 1986 r. Jorge Valdano napisał, że o ile Anglia jest matką futbolu, o tyle Latynosi wyobrażają sobie, że są jego ojcem. Mimo porażki Hiszpanów doskonałością w piłce wciąż jest gra w tłoku, na małej przestrzeni, kombinacyjna: zawodnicy perfekcyjnie panują nad piłką, starają się podać ją w sposób zaskakujący, a nie pozbywają się jej jak Anglicy.
Wielbiciele Premier League wyobrażają sobie, że futbol z Wysp wciąż wyznacza najwyższe standardy. Ten wielki produkt Anglicy tworzą już głównie poza boiskiem, na boisku od dawna robią to przyjezdni - tacy jak Luis Suárez. Po wbiciu dwóch goli drużynie Hodgsona napastnik Liverpoolu opowiadał, że na ten mecz czekał z obsesyjną wręcz niecierpliwością. A kiedy z całą mocą uderzał piłkę w 85. minucie na bramkę Joe Harta, była w tym zawarta złość, pragnienie rehabilitacji za to, co przeżywał w ostatnich czasach w klubie (gdy ogłosił, że chce odejść) i już po operacji, trzy tygodnie przed mundialem. Takiej woli zwycięstwa nie było u najlepiej opłacanego gracza Premier League Wayne'a Rooneya. A przecież to symbol najlepszych cech wyspiarskiego futbolu.
Kiedy po losowaniu grup mundialu w Brazylii Greg Dyke wykonał ręką gest podrzynania gardła, w Anglii przyjęto to jako pożałowania godny brak wiary w drużynę. Jak widać prezes FA tylko realnie ocenił jej możliwości.