Minister sportu wpływał na wyniki badań dopingowych. Agenci służby bezpieczeństwa pojawiali się w laboratorium antydopingowym by pilnować, aby kontrolerzy nie byli zbyt gorliwi. Szef laboratorium zgodził się na zniszczenie ponad 1400 próbek. Obok oficjalnego laboratorium istniało nieoficjalne, do zadań specjalnych: pilnujące by na międzynarodowe zawody jechali tylko sportowcy wypłukani ze śladów dopingu. Lekkoatleci płacili haracze od zarobków w zamian za czyszczenie wyników ich testów. System haraczy rozrastał się w górę sportowej hierarchii, aż do szczytów władzy w Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF).
Tak wygląda rosyjska lekkoatletyka na 350 stronach ogłoszonego w poniedziałek raportu Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Raportu, który nie powstałby, gdyby nie dopingowe śledztwo niemieckiej telewizji publicznej i jej dziennikarza Hajo Seppelta i ich filmy, pokazujące skalę oszustw w rosyjskiej lekkoatletyce. Oni zagonili WADA do działania i tak powstał najważniejszy dokument w światowym sporcie od czasu publikacji trzy lata temu raportu Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) który uzasadniał dożywotnią dyskwalifikację Lance'a Armstronga.
Tamten raport był o dopingowym oszustwie prywatnym: pokazał genialnego psychopatę, który zorganizował wokół siebie wspólników sportowych i biznesowych i stworzył imperium tak wielkie i tak bogate, że przez lata wszystkim opłacało się, by to kłamstwo trwało. Poniedziałkowy raport WADA pokazuje oszustwo państwowe. Oszustwo które, mieliśmy takie złudzenia, miało należeć do przeszłości. Miało upaść razem z końcem zimnej wojny, końcem Stasi, NRD. Ale trwa. W jednym z największych państw świata i jednym z najważniejszych państw sportu.
Rosyjskie władze jedną ręką podpisywały umowy powołujące do życia WADA, agencję, która miała być przełomem w walce z dopingiem, bo powstawała z pomocą rządów, a nie tylko świata sportu. A drugą ręką te władze podtrzymywały system ośmieszający walkę z dopingiem. Mowa o państwie, które organizowało w ostatnich latach mistrzostwa świata w lekkiej atletyce, zimowe igrzyska olimpijskie, a wkrótce organizuje piłkarski mundial. Można powiedzieć, że Rosja z raportu WADA to sportowa wersja takiego państwa, które Amerykanie w geopolityce nazywają państwem zbójeckim. Takiego, które się wypisuje z międzynarodowej wspólnoty zasad i któremu wolno dać po łapach dla dobra nas wszystkich.
WADA w raporcie wezwała IAAF do takiego dania po łapach. Do czasowego zdyskwalifikowania całej rosyjskiej federację, czytaj: wykluczenia wszystkich rosyjskich lekkoatletów ze startu w igrzyskach w Rio. Tak zdecydowanego wezwania jeszcze ze strony Światowej Agencji Antydopingowej nie było. A warto przypomnieć, że WADA ogłosiła też niedawno plany takiej reformy ścigania dopingu, by jak najmocniej oderwać je od światowych federacji sportowych (bo są przekupne i nieefektywne). I że dostała bardzo mocne wsparcie od Interpolu.
To może być zapowiedzią wielkiej antydopingowej zmiany. Bo też obecna afera jest jak skandal Armstronga z turbodoładowaniem. I nie chodzi o porównanie treści raportów o kolarstwie i lekkoatletyce, bo obydwa są straszne, choć akurat dla tych którzy się interesują sprawami dopingu na co dzień, mało szokujące. W ostatnich latach groźba wykluczenia z igrzysk po serii dopingowych wpadek wisiała już nad rosyjską federacją wioślarską, a rosyjska federacja narciarska po podobnej serii była pod kuratelą międzynarodowych służb antydopingowych. A siostra Grigorija Rodczenki, czyli wspomnianego szefa moskiewskiego laboratorium antydopingowego, była zatrzymana pod zarzutem handlu środkami dopingującymi. Tylko naiwni mogli wierzyć, że inne sporty funkcjonują w Rosji na innych zasadach.
Główna różnica w porównaniu z raportem USADA o Armstrongu polega na tym, że tamten dokument był raportem z pola bitwy: tak pokonaliśmy oszusta i jego wspólników. Teraz wasza kolej: zreformujcie władze światowego kolarstwa. Ale my już wam nie pomożemy, bo nie mamy więcej twardych dowodów. A w lekkiej atletyce bitwa ciągle trwa. I to co najbardziej szokujące wcale nie dzieje się w Rosji (ona już i tak właściwie jest wyrzucona poza nawias lekkiej atletyki, w ostatnich MŚ zdołała zdobyć ledwie cztery medale), tylko we Francji, gdzie trwa śledztwo w sprawie korupcji w IAAF. Wynika z niego, że były szef światowej lekkiej atletyki Lamine Diack z pomocą swoich synów zorganizował system wyłudzania haraczy w zamian za tuszowanie dopingu. Raport WADA dla dobra śledztwa w ogóle pominął ten wątek. Nie wiemy, jakie jeszcze państwa zbójeckie zostaną przy tej okazji zdemaskowane, bo jest jasne że Rosja jest tylko jednym z nich. Następnych trzeba pewnie szukać na Karaibach i w Afryce, w świecie sprinterów i długodystansowców. Mogą to być też kolejne państwa prywatne, takie jakimi były demaskowane w ostatnich latach grupy sprinterskie z USA.
Wkroczenie organów ścigania każe wierzyć, że to trzęsienie ziemi na jednym wstrząsie się nie skończy. I blednie przy nim nawet to co się dzieje na szczytach FIFA. Bo afera piłkarska związana z przyznawaniem wielkich turniejów jest jak szwindel w szemranym kasynie. Jak widać po niemieckim wątku tej afery, dotyczącym mundialu 2006, każdy grający próbował wykiwać resztę i trudno współczuć pokonanym. A w aferze lekkoatletycznej przegranymi są ci najszlachetniejsi. Może również ty albo twoje dziecko. Te dziesiątki tysięcy - bo jakoś nie chce się dziś wierzyć że miliony - sportowów, którzy próbowali uprawiać sport uczciwie, wierząc w to, że miliony dolarów wydawane na ściganie dopingu naprawdę sprawiają, że pole walki jest równe. I stawali do walki z tymi, którzy kupowali sobie swobodę dopingowania się, którzy mieli za sobą tarczę władz, służb specjalnych itd. A szef federacji lekkoatletycznej śmiał się tym wszystkim uczciwym w twarz. To tak jakby w FIFA śledczy odkryli, że Sepp Blatter był szefem mafii ustawiającej mecze. Czy można upaść niżej?
Parada piękności, płonący hokej i polowanie na rybę - Igrzyska Ludów Tubylczych [ZDJĘCIA]