Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone
Wynik meczu Lakers - Clippers (116:103) to największe wydarzenie pierwszego dnia sezonu NBA. W Miami mistrzowskie pierścienie odebrali gracze Heat, którzy potem pewnie pokonali Chicago Bulls z wracającym po rocznej przerwie Derrickiem Rose'em. Ale to ostatnia kwarta meczu w Los Angeles wygrana przez Lakers aż 41:24 była ciekawsza.
Drogi, którymi idą Lakers i Clippers, w tym sezonie powinny się rozejść w przeciwnych kierunkach. Utytułowani Lakers rok temu po transferach gwiazd mieli zdobyć mistrzostwo, ale przepadli z kretesem w I rundzie play-off. Obecny sezon zaczynają bez największej gwiazdy Kobiego Bryanta. 35-letni rzucający przechodzi ostatni etap rehabilitacji po zerwaniu ścięgna Achillesa, a inni weterani (m.in. 39-letni Steve Nash i 33-letni Pau Gasol) gwarancji sukcesów nie dają. Podobnie jak grupa graczy niechcianych w innych klubach, m.in. Nick Young, Shawnee Williams, Xavier Henry czy Jodie Meeks. - To będzie jeden z najtrudniejszych sezonów, jakich Lakers kiedykolwiek doświadczyli. Mam nadzieję, że uda się awansować do play-off - przewiduje legenda klubu Magic Johnson.
Natomiast Clippers mierzą w finał. Mają czołowego rozgrywającego ligi Chrisa Paula, latających nad obręczami Blake'a Griffina i DeAndre'a Jordana, niezłych zmienników. I od tego sezonu trenera Doca Riversa, który przez ostatnie lata prowadził Boston Celtics, zdobywając z nimi tytuł w 2008 r. Clippers liczą, że Rivers wszczepi im mistrzowskie DNA i zespół bardzo dobry zmieni w najlepszy.
Już w poprzednim sezonie Clippers po raz pierwszy od niemal 30 lat wygrali wszystkie cztery mecze z Lakers, a teraz, na wniosek Riversa, zaczęli zakrywać mistrzowskie banery rywali zza miedzy, które wiszą pod kopułą dzielonej przez oba kluby hali Staples Center. We wtorek zagrali jednak na wyjeździe i mimo prowadzenia po trzech kwartach przegrali.
Przegrali, mimo że w czwartej kwarcie na boisko ani na moment nie wszedł żaden gracz pierwszej piątki Lakers. Gasol, Nash, a także siedzący za ławką rezerwowych Bryant oklaskiwali zmienników, którzy w całym meczu rzucili aż 76 ze 116 punktów drużyny. Najwięcej, 22, zdobył Henry - 22-letni rzucający, który w minionych trzech sezonach bywał rezerwowym w Memphis Grizzlies i New Orleans Hornets. - Wszyscy mówili, że ich nie pokonamy. Pomyśleliśmy sobie: "Dobra, ale jeśli oni chcą pokonać nas, to muszą się postarać" - mówił po meczu Henry, który swoje wpisy na Twitterze oznaczał potem hashtagiem #LakersRunLA, co można tłumaczyć jako "Lakers rządzą w Los Angeles".
Do tego hasła lepiej się jednak nie przyzwyczajać, bo to było dopiero pierwsze z 82 spotkań, a ligowa codzienność Lakers nie będzie wyglądała tak pięknie jak inauguracyjne spotkanie. W nocy ze środy na czwartek zespół z Los Angeles gra na wyjeździe z Golden State Warriors. I znów nie jest faworytem.