W piątkowy wieczór w Paryżu odbędzie się uroczysta i wyjątkowa ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich. Wszyscy zapamiętamy ją dzięki temu, że obiektem wydarzeń stanie się centrum Paryża i przepływająca przez miasto rzeka Sekwana. A na pewno szczególnie dobrze zapamięta to Anita Włodarczyk.
- Przede wszystkim cieszę się, że tu jestem. To moje piąte igrzyska olimpijskie i myślę, że ostatnie, bo – nie ma co ukrywać – lata lecą i nie sądzę, żebym wytrzymała do Los Angeles [tam odbędą się kolejne igrzyska, w 2028 roku]. Chociaż kariery jeszcze nie będę kończyła po igrzyskach w Paryżu. Nie mogę się doczekać ceremonii otwarcia, wtedy na pewno poczuję, że igrzyska się zaczęły – mówi Włodarczyk.
W piątek trzykrotna mistrzyni olimpijska w rzucie młotem złożyła olimpijskie ślubowanie w otwartym tego dnia Domu Polskim w Lasku Bulońskim. A wieczorem czeka ją jeszcze większa i ważniejsza ceremonia.
- Jedyny raz na ceremonii otwarcia byłam podczas swoich pierwszych igrzysk, w Pekinie w 2008 roku. To był dla mnie wyjątkowy dzień, moje urodziny, 8 sierpnia. Nie ukrywam, że kiedyś marzyłam o tym, żeby pójść na czele reprezentacji Polski. To niesamowity zaszczyt i duma, że z Przemkiem będziemy godnie reprezentować nasz kraj. Jestem osobą wrażliwą, to dla mnie dużo znaczy. Takie ceremonie mnie zawsze niosą. Mam nadzieję, że te igrzyska będą udane dla całej naszej reprezentacji – mówi Włodarczyk.
Nasza lekkoatletyczna gwiazda cieszy się, że po pandemicznych igrzyskach w Tokio (2021 rok) wszystko wróciło do normalności i na arenach olimpijskich znów będą kibice. - Oglądałam zdjęcia ze stadionu olimpijskiego z meczów rugby. Serce rośnie, że stadion już był zapełniony. Uwielbiam startować przy ogromnej publiczności, pamiętam publiczność w Pekinie, gdzie stadion mieścił prawie 100 tysięcy ludzi. Wtedy mnie to trochę przerosło, wtedy jeszcze nie byłam gotowa na coś takiego, ale teraz jestem takim typem zawodniczki, że atmosfera na trybunach mnie niesie. I nie ukrywam, że jestem stęskniona takich emocji – mówi.
Podczas ślubowania w Domu Polskim prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosław Piesiewicz życzył Anicie Włodarczyk, żeby zdobyła swój czwarty złoty medal igrzysk i żeby w ten sposób pokazała, że nie ma żadnej klątwy chorążego.
Od lat przesądni kibice i sportowcy twierdzą, że ten, kto niesie polską flagę na ceremonii otwarcia igrzysk, później ma pecha i nie zdobywa medalu. Ostatnim chorążym naszej ekipy, który stanął na podium olimpijskim był Waldemar Legień w 1992 roku (złoto w judo). Włodarczyk wierzy, że w Paryżu powalczy o medal, choć w tym roku ma dopiero 18. Wynik na świecie.
- Przede wszystkim jestem zdrowa. Cieszy mnie, że cały okres przygotowawczy przetrenowałam w zdrowiu. Jestem bojowo nastawiona do walki, chciałabym zdobyć medal. Wiem, że to będzie bardzo trudne, ale ja zawsze sobie wysoko zawieszam poprzeczkę i na pewno będę walczyć – zapewnia.
- Ja już nikomu nic nie muszę pokazywać, udowadniać. To jest fajne, że nie mam takiej presji. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że to by było moje ostatnie igrzyska, a ja nie miałabym jeszcze medalu, zwłaszcza złotego. Na szczęście nie jestem w takiej sytuacji, więc powalczę z uśmiechem na twarzy – dodaje.
Włodarczyk szacuje, że na medal trzeba będzie rzucić powyżej 76 m. W tym roku jej najlepszy wynik to 72.92 m. Czy Włodarczyk rzuca tyle na treningach? – Nie – odpowiada krótko i szczerze. – Ale ja nie jestem zawodniczką treningową – uśmiecha się.
Żadnych treningów czy bardziej prób Włodarczyk nie miała do roli chorążej. – Ja jeszcze nawet nie miałam okazji poznać Przemka. Pójdziemy na żywioł, ja się wyzwań nie boję – słyszymy. – Oby tylko z moją wagą barka się nie zatopiła – śmieje się Włodarczyk.
Dla niej, jak dla nas i dla widzów, wiele rzeczy przed ceremonią pozostaje tajemnicą. - Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądało, bo zawsze ceremonie były na stadionie. Tu na pewno będzie mnóstwo barek. To fajny pomysł, że wyszliśmy do ludzi, do miasta – mówi Włodarczyk.
Sama wyjść do miasta zamierza dopiero po swoim starcie. Najpierw przygotuję paznokcie na zawody [można to zrobić w salonie piękności w wiosce olimpijskiej, jak zawsze biało-czerwone, ale teraz z paryskimi akcentami: z wieżą Eiffla, jakaś bagietka albo croissant. Bo na to czekam w Paryżu, żeby po starcie pójść na espresso i croissanta – kończy Anita Włodarczyk.