"Szpila. Zawsze ten sam" to biografia w formie powieści o 35-latach życia Artura Szpilki, którą spisał Hubert Kęska.
- Dla mojej mamy będzie to trudne przeżycie. Ta książka budzi skrajne emocje. W paru momentach można się też uśmiać. Ale najważniejsze jest to, że ona pokazuje, że można mieć trudne życie i gdzieś dojść. Wygrać to życie - opisuje to w programie Sport.pl Fight Szpilka.
Szpilka chętnie opowiada o tym, co działo się w więzieniu. Pobytu tam nie żałuje, bo z kilkoma sprawami życie za kratkami mu pomogło, choćby z hazardem, od którego naturalnie się odciął. Czasem zdarzały się tam też wesołe sytuacje.
- Wjechałem na puchę, a chłopaki do mnie mówią: Artur, a masz czepek albo klapki? Ja mówię, po co? Oni na to, że zawsze w niedzielę można chodzić na basen. Pomyślałem sobie, że fajnie, że będę trenował pod wodą. Tylko dodali, że trzeba napisać prośbę do wychowawcy. No to napisałem, na drugi dzień przychodzi wychowawca i mnie pyta, czy ja jestem normalny i o jaki basen chodzi?
W programie Szpilka opowiadał też o czasach, gdy był chuliganem, jak mało brakowało, by zginął z rąk tych, którzy się na niego przyczaili, o narkotykach, które przyjmował w ilościach hurtowych i o chyba najtrudniejszym momencie w sportowej karierze – przegranej z Łukaszem Różańskim. On sam chciał, by przed walką obaj z rywalem przeszli antydopingowe testy, długo o nie zabiegał, a potem... powiedziano mu, że ma wynik pozytywny.
Nie będę nikogo oskarżał, ale... - opowiadał o tym Szpilka w naszym programie.
- Szedłem na badania uśmiechnięty, szczęśliwy i nagle dostałem wynik pozytywny. Wykryli u mnie letrozol, podawany kobietom z nowotworem piersi. Stężenie było bardzo dużo, musiał mi być podany koło testów. To mógł zrobić nieżyczliwy kolega, ktoś, komu bardzo na tym zależało. To mógł zrobić każdy. Tego w książce nie ma, ale wtedy chodziłem na kroplówki. Po tym okazało się, że człowiek, który był jednym z właścicieli tej przychodni, był w sztabie Różańskiego. Wstawił sobie nawet z nim zdjęcie. Nie odzywam się do niego do tej pory, on pewnie nie wie za co. Ja święty nie jestem, ale wtedy nic nie brałem, chciałem testów, krzyczałem o nie publicznie. Musiałbym być idiotą, by coś wziąć. Czułem się wtedy, jakby wyssano ze mnie powietrze. Klęczałem, płakałem pod prysznicem non stop, byłem wrakiem.
Więcej historii od Szpilki w załączonym wideo.