Czternasta kolejka Ekstraklasy będzie na pewno pasjonująca i pełna wydarzeń, goli, kartek, fauli, emocji, a jeśli tylko wszyscy weźmiemy się za ręce i zaczniemy o tym myśleć naprawdę intensywnie, tak wspólnie i z głębi szyszynki, to może nasze prośby zostaną wysłuchane i bieżąca kolejka naprawdę taka będzie.
Górnik Zabrze - Korona Kielce (piątek, godz. 20:00)
Przepraszam, wiem, ze jestem nudny, ale czy stacje telewizyjne mogłyby wreszcie przestać ''dbać o wygodę telewidza i troszczyć się o jego komfort'', a zamiast tego ułatwić rzeczonemu telewidzowi obejrzenie w spokoju i na żywo dwóch spotkań jednego dnia? Takie to trudne? Dziękuję za uwagę, a reflektory kierujemy teraz na wybiegających z tunelu piłkarzy Korony i Górnika. Górnik musi uciekać prze nadciągającą strefą spadkową i odzyskać zaufanie kibiców po klęsce we Wrocławiu (napisałbym ''kompromitacji'' ale nie jestem okrutny). Korona Kielce będzie się rehabilitować za punkty stracone z Jagiellonią, a mając świadomość, że ''Jaga'' gra w XIV kolejce z Cracovią, sama musi się sprężyć, żeby nie stracić dystansu do lidera. W Górniku nie zagra Adam Banaś, kontuzji doznał także Michał Bemben, do składu wraca Grzegorz Bonin, w drużynie z Kielc wystąpi Andrzej Niedzielan, mecz prowadzi pan sędzia Siejewicz, imieniny obchodzą Drogosław i Salomea, słońce zajdzie o 15:12 i podobno wieczorem ma padać.
Legia Warszawa - Arka Gdynia (piątek, godz. 20:00)
Obie drużyny mają za co się rehabilitować: Legia dostała łomot w Krakowie, Arka przegrała mecz z Polonią Bytom (a bytomianie, co sobie przypomną, to wybuchają śmiechem). Warunki rehabilitacji na pewno lepsze ma Legia: własny stadion i... yyyy... własny stadion... tego... Tak, własny stadion. No i fakt, że Arka na wyjeździe gra jak Cracovia na wyjeździe. Teoretycznie faworyt jest jedne. Co w sumie jest logiczne, bo w pojedynku dwóch podmiotów wykonawczych raczej trudno o dwóch faworytów. Mecz sędziuje pan Masaaki Toma, więc pewnie najczęstszym obrazkiem będzie Miroslav Radović siedzący na murawie i z osłupiałym wzrokiem rozkładający ręce oraz arbiter z osłupiałym wzrokiem stwierdzający, że już dwieście szesnasty raz pokazuje ''grać dalej'', a Miro-san nadal próbuje go naciągnąć i czy mam to sobie wykataganować na czole?
Śląsk Wrocław - Ruch Chorzów (sobota, godz. 14:45)
''No, ładne cacko...'' - powiedział szyszkownik Kilkujadek, patrząc w program kolejki. Śląsk gra coraz efektowniej i efektywniej, Ruch też potrafi tak zagrać, gdy mu na tym bardzo zależy, a teraz powinno zależeć mu naprawdę bardzo, bo strefa spadkowa wykrzywia się zgryźliwie. Teoretycznie idealny mecz na wczesne sobotnie popołudnie: albo podniesie napięcie poziomem, albo ilością walki wręcz. Ewentualnie solidnie zirytuje, jeśli obie strony ustawią się na grę z kontry, staną we własnym polu karnym i przez pustą przestrzeń w środku boiska będą pokrzykiwać: ''No chodź! Chodź się przytulić''! Tak czy owak, dawka adrenaliny zapewniona, Sebastian Mila podaje, Vuk Sotirović strzela, Łukasz Gikiewicz gra łokciami, a Matko Perdijić łapie wszystko, co przesuwa się mimo. Jeśli złapie któregoś gracza Śląska, sędzia podyktuje... A nie, mecz prowadzi przecież pan sędzia Lyczmański.
Lechia Gdańsk - Widzew Łódź (sobota, godz. 16:00)
Oczywiście, można sobie wyobrazić trudniejszy debiut: mógł to być mecz z Jagiellonią, Koroną Kielce, Bayernem Monachium albo jakimś zespołem z Azerbejdżanu czy innego kraju Tamdalekozamgłą. Ale w ekstraklasowych okolicznościach przyrody wystarczy konieczność zagrania w Gdański przeciwko Lechii zawstydzonej występem w Poznaniu. Trener Kafarski układa linię pomocy (wraca Wiśniewski, wypada Nowak), trener Michniewicz układa przemówienie przed-, w trakcie i po-meczowe, a piłkarze Widzewa oglądają swoje mecze z pierwszych kolejek i pytają: ''Ohohoho, kto to''? Lechia w przypadku przegranej traci kontakt z czołówką, Widzew w przypadku przegranej zyskuje dłuższy kontakt ze strefą spadkową. Żadnych remisów! Nie bierzemy jeńców! Krew, znój, pot i łzy! No, dobra - z krwi mogę zrezygnować.
Lech Poznań - Polonia Bytom (sobota, godz. 17:00)
Sympatii dla Polonii Bytom mam wiele. Któż zresztą nie lubi te drużyny... hej, chwileczkę... HALO! Proszę o spokój! To nie był apel o zgłaszanie się, tylko najzwyklejsze w świecie pytanie retoryczne. Wracając do tematu: nawet z całą sympatią dla Polonii i świadomością, że to mecz naszej kochanej Ekstraklasy, trudno mi uwierzyć, że wynik może być inny niż zwycięstwo gospodarzy. Własny stadion, naście/dzieści tysięcy widzów, widoczne od jakiegoś czasu oznaki wychodzenia z dołka, strzelający z każdej pozycji Artiom Rudniew i raczej wątpliwe jest, by poznańska obrona sprezentowała Mariuszowi Ujkowi takie dary jak obrona Arki Gdynia. Trener Urban będzie miał naprawdę ciężkie zadanie, Szymon Gąsiński pewnie znowu pokaże się z jak najlepszej strony, ale kibice chyba powinni przećwiczyć ''Nic się nie stało! Chłopaki, nic się nie stało''!
Jagiellonia Białystok - Cracovia (sobota, godz. 19:15)
Lider Ekstraklasy gra z Jonaszem, mistrz własnego boiska z dzieckiem we mgle na wyjazdach (żeby tylko na wyjazdach...), drużyna, która nie przegrała u siebie od siedemnastu spotkań gra z drużyną, której jedyne tego sezonowe zwycięstwo sprezentował pan sędzia Lyczmański. To jaki niby może być wynik? Cóż, gdyby to była Bundesliga, odpowiedziałbym, że tylko jeden, ale to jest Ekstraklasa i tu wszystko jest możliwe. Cóż bowiem z tego, że Tomasz Frankowski jest szybki i dokładny, skoro Piotr Polczak ma łokcie i nie waha się ich używać? Cóż z tego, że Kamil Grosicki jest jeszcze szybszy, skoro Sławomir Szeliga nie gra w piłkę, tylko w podwójnego nelsona? Zresztą, ile razy można przegrywać? Przecież to się zaczyna kłócić z rachunkiem prawdopodobieństwa, a niedługo nawet bukmacherzy przestaną przyjmować zakłady na mecze Cracovii. Trener Szatałow odtwarza piłkarzom muzykę z ''Piratów z Karaibów'', piłkarze wyglądają jak piraci z komiksów o Asteriksie, Tomasz Frankowski goni Kazimierza Kmiecika., a w trosce o atrakcyjność widowiska i rozgrywek ligowych poproszę remisik na widelec raz.
Wisła Kraków - Zagłębie Lubin (niedziela, godz. 14:45)
''Naprawdę jaka jesteś - nie wie nikt'' - mógłby zanucić trener Maaskant, gdyby znał piosenkę Włodzimierza Nahornego i Jonasza Kofty. Na pewno jednak nie mógłby zanucić: ''Ta prawda niepotrzebna wcale mi'', bo trenerowi Wisły ta prawda jest wręcz niezbędna do pracy, życia i dalszego pobytu w Krakowie. Która Wisła jest prawdziwa: ta z meczu z Górnikiem czy Cracovią czy może ta z meczu z Legią. W roli królika doświadczalnego wystąpi Zagłębie Lubin i chyba trudno o lepszy zespół do sprawdzenia Wisły: lubinianie grają szybko, technicznie, Szymon Pawłowski i Dawid Plizga pozwolą krakowskiej obronie pokazać, ile jest warta (albo nie pozwolą), Sergio Reina sprawdzi Pawła Brożka, Mateusz Bartczak będzie miał okazję poprzepychać się z Radosławem Sobolewskim, a Mariusz Pawełek też będzie mógł się wykazać umiejętnościami (i zapewne kolejnym ''pawełkiem'' w końcówce). Zagłębie na pewno nie odpuści, bo z szesnastoma punktami na koncie, może po tym meczu znaleźć się w bezpośrednim sąsiedztwie Cracovii - miejmy nadzieję, że Wisła jeszcze nie uwierzyła w swoją wielkość i też się postara.
GKS Bełchatów - Polonia Warszawa (niedziela, godz. 17:15)
Prezes Wojciechowski po ostatnim meczu jest w niezły nastroju, ale jak bywa z prezesem - wszyscy wiedzą. Niech tylko Polonia straci punkty - zaraz na panaprezesowe oblicze wypełznie mars (nie, nie batonik - taka zmarcha nad brwiami). A jeszcze gdyby bramkę strzelił Dawid Nowak... Albo, co gorsza, dwie bramki... Lepiej nie myśleć i może księgowa zgodzi się wypłacić zaliczkowo, bo potem mogą być problemy? Trener Janas wystąpi jak zwykle z miną ''Prawa górna szóstka, chyba trzeba będzie kanałowo'', trener Bartoszek w lepszym nastroju, bo ze składu wypadł Drzymont, komisarz wszedł przez okno, a spod łóżka wylazł... przepraszam, to nie ta piosenka, a Biskup gra teraz w Gliwicach. Fachowcy wyliczają od ilu lat mecze obu drużyn kończą się wynikiem 1:0, Artur Sobiech ćwiczy strzelanie z metra i z podbicia, a sektor szkolny ćwiczy śpiewanie: ''Kto się z nami bawić chce w kasztankową grę?''
''Poligon'' w ''Wygraj ligę''
W KS Poligon zaszła jedna zmiana - po miesiącach wyczekiwania, żeby Grzegorz Fonfara zdobył więcej niż 7 punktów, sztab szkoleniowy sięgnął po rozwiązanie radykalne i sprzedał zawodnika. Znając dobrą rękę zarządu, Grzegorz Fonfara zapewne wyjdzie na boisko, strzeli bramkę i zasłuży na tytuł MVP. Na miejsce Grzegorza Fonfary KS Poligon kupił Wojciecha Wilczyńskiego z Arki - znakomite posunięcie, tuż przed meczem Arki z Legią na wyjeździe. Istnieje teoria, że dowcip o zajączku wchodzącym do sklepu i pytającym o marchewkę i gwoździe powstał na motywach transferowych przygód zarządu KS Poligon. Plan dla drużyny na XIV kolejkę? Awansować. Byłoby miło opuścić dwunasty tysiąc, ale nie jestem pazerny i zadowolę się awansem nawet o trzy pozycje.
FC Obcol też dokonał jednego transferu - Clemence Matawu dawał nadzieje na punkty, ale nie dostał odpowiedniego zezwolenia i przestał dostarczać punkty, za to szybkie przeliczenie pliku zasobów brzęczących i woreczka zasobów szeleszczących wykazało, że FC Obcol stać na Aleksandara Vukovicia. Decyzja była szybka, sprawna, transfer sfinalizowano, a na ławkę rezerwowych powędrował Saidi Ntibazonkiza. Tylko trener FC Obcol chodzi w kółko i mamrocze, że rychło w czas, bo Vuković to przecież w przyszłym tygodniu i zobaczycie, że Saidi jutro strzeli, zobaczycie!
Pozycji lidera w ''poligonowej'' lidze prywatnej broni KS Ziat, Klopsiki Dolne jeśli zaliczą dobrą kolejkę mogą stać się Klopsikami górnymi, Bobrowice CF prezesa Ziutka spadły poniżej Pszczółek prezesa Miodka, Żli Żule z miejsca 69. gonią Szalonych Drwali z miejsca 67., a co to jest Actinophrys - wie tylko prezes berclik, który tak nazwał jedną ze swoich drużyn. No, dobra - też już wiem, bo umiem korzystać z Wikipedii.
Andrzej Kałwa
Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.