Nie mam żadnych konkretnych wspomnień o Kamili Skolimowskiej - zdobywania złotego medalu w Sydney nie widziałem, bo żeglowałem wtedy po Bałtyku. Potem była dla mnie zwykłą mistrzynią olimpijską, oczywiście o ile mistrzyni olimpijska może być zwykła. Nie widziałem ani jednego jej występu na żywo, nawet w telewizorze. Śledziłem wyniki, ale tak jak śledzę wyniki wielu innych sportowców.
Najbliżej jej poznania byłem wtedy, gdy organizowaliśmy rajd harcerski. Okazało się, że mój kolega chodził z nią do klasy i będzie próbował namówić ją na spotkanie z dzieciakami. Nie udało się - szał i reżim sportowych zgrupowań nie pozwoliły jej na uczestniczenie w tej imprezie. Takie to są właśnie wspomnienia - nijakie.
Od wczoraj oglądam, słucham i czytam - o tych, których już nie ma z nami mówi się dobrze, ale wszystkim, którzy opowiadają o Kamili mówienie "dobrze" przychodzi bez trudu, naturalnie i szczerze. Wszystkie refleksje wydają się jednak bez znaczenia - prawda jest taka, że umarła 26-letnia dziewczyna, przed którą było jeszcze całe życie i to jest bardzo, bardzo smutne. Jak zwykle w takich wypadkach.
Jacek Wszoła mówił wczoraj, że szkoda, iż tak wiele rozmawiamy o Skolimowskiej dopiero teraz i ma absolutną rację.
Ale jako się rzekło - oglądam, słucham i czytam. Teraz z tych słów tworzę obraz Kamili, osoby ciepłej, optymistycznej, ambitnej i pracowitej. Dziewczyny, która pozostała sobą, będąc jednocześnie mistrzynią. Zostaję z jednym pytaniem (a kto takich spraw nie odnosi do siebie? Jestem tylko rok starszy od niej) które sobie zadaję: a co ty w życiu zrobiłeś?
Bohdan Pękacki
Komentarze (0)
Co myślę, gdy nie ma Kamili Skolimowskiej
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!