Cały weekend w Sao Paulo od początku należał do najbardziej szalonych w całym sezonie. Z uwagi na fatalną pogodę i potężne ulewy kwalifikacje udało się pojechać dopiero w niedzielę, ledwie kilka godzin przed wyścigiem. Między innymi dlatego do rywalizacji nie przystąpił Alexander Albon. Kierowca Williamsa rozbił się w trakcie kwalifikacji i to na tyle poważne, że mechanicy nie zdążyli poskładać jego bolidu przed wyścigiem.
Same kwalifikacje też były chaotyczne. W Q2 odpadł Max Verstappen, który zajął dopiero 12. miejsce. Stało się tak głównie przez wypadek Lance'a Strolla w samej końcówce, który spowodował wywieszenie czerwonej flagi i anulowanie Holendrowi czasu na szybkim okrążeniu. Mistrz świata był po wszystkim wściekły, bo dyrektor wyścigu czekał z flagą ponad minutę, co zaważyło o anulowaniu czasu Verstappena, który na dodatek wcześniej otrzymał karę przesunięcia o pięć miejsc do tyłu, więc wyścig zaczynał dopiero z siedemnastej pozycji.
Koniec szaleństw? Skądże znowu. Sam wyścig też dostarczył niemało wrażeń. Jeszcze na okrążeniu wyjazdowym z toru jakimś sposobem wyleciał Lance Stroll, co wywołało spory chaos. Gdy rywalizacja w końcu ruszyła, do boju ostro ruszył Verstappen, który bez większych kłopotów mijał kolejnych kierowców. Z kolei na 27. okrążeniu nad tor nadciągnęła kolejna potężna ulewa, a widoczność była niezwykle ograniczona. Wyścigu jednak nie przerwano.
Najważniejsza rzecz stała się jednak po wypadku Nico Huelkenberga. Niemiec wypadł na pobocze, co doprowadziło do neutralizacji. Większość kierowców zdecydowała się wtedy na pit-stop, ale nie wszyscy. Wśród wyjątków znaleźli się Verstappen oraz obaj kierowcy Alpine, czyli Esteban Ocon oraz Pierre Gasly. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, jak dobrą decyzję podjęli. Dlaczego?
Dlatego, że niedługo później poważny wypadek miał Francisco Colapinto. Na tyle poważny, że sędziowie wywiesili czerwoną flagę i całą trójka mogła bez konsekwencji czasowych zmienić opony. Po lotnym restarcie i kolejnej neutralizacji (tym razem po wypadku Carlosa Sainza), sprawy w swoje ręce na dobre wziął Verstappen. Holender uporał się z obydwoma kierowcami Alpine i pomknął do mety. Wygrał o ponad 20 sekund, choć startował z siedemnastego miejsca. Z kolei Ocon i Gasly zajęli kolejno drugie oraz trzecie miejsce, notując najlepszy wyścig w historii Alpine (pierwsze podia w tym sezonie).
Co z Lando Norrisem? Brytyjczyk wypadł w pewnym momencie na pobocze, tracąc kilka pozycji i kończąc na szóstej lokacie. Z uwagi na to Verstappen na trzy wyścigi przed końcem sezonu ma już 62 pkt przewagi, a biorąc pod uwagę, że do zdobycia jest już tylko 86 "oczek", Holender już praktycznie może się cieszyć z czwartego z rzędu mistrzostwa świata, bo jedynie totalny kataklizm mógłby mu je odebrać.