Z Marcinem Możdżonkiem rozmawia Piotr Kalisz
Jak wyglądają treningi pod wodzą nowego trenera?
- Jest mnóstwo ciężkiej pracy. Trener daje nam ostro w kość i wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni. Chyba nie ma osoby, której by nic nie bolało. Ćwiczymy dwa razy dziennie. Rano około 2-2,5 godziny, a po południu nawet trzy. Nie ma kopania piłki na rozgrzewkach, gry w kosza czy innych sportów. Od początku do końca zajmujemy się tylko siatkówką.
Coś cię zaskoczyło w metodach Anastasiego?
- Może tylko to, że jest bardzo dużo właściwej gry. To w zasadzie jedyna nowość, od kiedy jestem w reprezentacji. Po południu praktycznie robimy tylko to. Z każdej strony siatki staje po sześciu z nas i gramy.
Trener też czasem z wami odbija, sprawdza, czy nie wypadł z formy? Wszak to były mistrz świata.
- Nie demonstrował jeszcze swoich umiejętności. Na treningach jest między nami wyraźny podział - on jest trenerem, my mamy ćwiczyć.
A poza treningami?
- Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniamy. Anastasi jest otwarty, rozmawia z nami o wszystkim.
W jakim języku?
- Po angielsku.
To chyba też zaskoczenie skoro wcześniej na zgrupowaniach obowiązywał ojczysty język Anastasiego włoski?
- Plus jest taki, że szybciej wszystko łapiemy, bo nikt nie musi tłumaczyć. Każdy rozumie angielski. Nie jesteśmy może na poziomie uniwersyteckim, ale dogadujemy się bez problemu.
Zdarza mu się was pochwalić?
- Jest raczej konkretny. Przekazuje zwięzłe informacje. Wszyscy od ładnych paru lat gramy w siatkówkę, więc każdy wie, co ma robić, co wyszło dobrze, a co źle. My tylko dopracowujemy szczegóły.
A łatwo wytrącić go z równowagi?
- U Anastasiego wszystkiego jest po trochu, wszystko jest wyważone. Nie jest jakimś cholerykiem, ale też nie wychwala nas pod niebiosa. To po prostu trener, który dobrze wykonuje swoją pracę.
- W kadrze nie ma nowicjuszy. Atmosfera jest profesjonalna, każdy zna swoje miejsce, wie, jak ma się zachowywać i przygotowywać do treningu. Nie jest tak, że trener robi nam jakieś naloty i ciągle kontroluje. To nie o to chodzi. Obdarzył nas zaufaniem i jak do tej pory go nie zawiedliśmy. I nie zawiedziemy.
Co dalej z Katarzyną Skowrońską? ?