Kaja Ziomek to jedna z najlepszych sprinterek świata w łyżwiarstwie szybkim. W 2018 roku, jako 21-latka, wygrała Puchar Świata młodzieżowców na dystansie 500 metrów. W 2022 roku była w tej specjalności trzecią zawodniczką PŚ już w gronie seniorek, wywalczyła też dziewiąte miejsce na igrzyskach w Pekinie.
Po tamtym sezonie Ziomek odeszła ze sportu i urodziła dziecko. Teraz wraca. Z jasnym celem – za nieco ponad rok chce stanąć na olimpijskim podium.
Kaja Ziomek: Właśnie jestem na zgrupowaniu, z córką. Jak na razie tylko na jeden obóz pojechałam bez niej – na trzy tygodnie do Holandii. I to było największe wyzwanie w całym moim życiu. Naprawdę!
Teraz jestem szczęśliwa, bo szykuję się w Tomaszowie Mazowieckim do mistrzostw Polski i mam tu ze sobą i córkę, i męża.
- Już za chwilę faktycznie moim celem będzie zakwalifikowanie się na Puchar Świata i wylot na zawody do Azji. Po to trenuję i wchodzę w to na 100 procent. Dziecko będzie zostawało w domu, ja będę dawała z siebie absolutnie wszystko. Tylko pod tym warunkiem mój powrót do sportu ma sens. Z taką wizją wchodziłam w ten sezon przygotowawczy – Tośka jest moim motorem napędowym, dzięki niej nie poddałam się w żadnym trudnym momencie i dalej tak będzie.
- Zawsze się bardzo starałam, ale okazuje się, że w porównaniu z tym, co jest teraz, wtedy raczej prowadziłam taki styl życia, że jestem zawodniczką kadry, trenuję i startuję, ale nie było w tym takiego zaangażowania, jak teraz. Dziś wybieram między byciem w domu z córką, a byciem gdzie indziej, i jak jestem gdzie indziej, to muszę tam być na 100 procent, bo inaczej bym nie mogła na siebie spojrzeć. Wróciłam z dużo większą motywacją, ale też siłą. Ciąża nauczyła mnie własnego ciała. A to w sporcie daje bardzo dużo.
- Jasne, przez całą ciążę wszyscy mi powtarzali, że wrócę silniejsza, bo jest na to masa przykładów. Myślę, że tak jest nie tylko za sprawą całego układu hormonalnego, ale to jest przede wszystkim kwestia podejścia, odporności. Jakim stresem mogą być zawody przy tym, jak się martwimy o dziecko? Żaden start nie będzie tak stresujący, jak przeżywanie początków macierzyństwa włącznie z oczekiwaniem na narodziny dziecka i porodem. Przeżycie tego wszystkiego bardzo mocno kształtuje kobietę. Ja jestem dziś zdecydowanie inna, niż byłam i jestem też zdecydowanie inną sportsmenką.
- Ada chciała wiedzieć, czy zabieram córkę na zgrupowania, bo jeszcze będąc w ciąży zastanawiała się, jak ona będzie robiła z synem. Ada zapieprzała – widziałam to, rozmawiałam z nią wielokrotnie w jej drodze do igrzysk. I niesamowite jest to, co zrobiła. To jest dowód, że kobiety mają wielką moc, że jeśli nam na czymś zależy, to jesteśmy w stanie zrobić naprawdę wiele. A czy mam wzór, o który pytasz? Nie. Bo chciałabym się móc wzorować na kimś z łyżwiarstwa szybkiego, a u nas w środowisku macierzyństwo jest dość rzadkie. Była Kasia Bachleda, ale przez różnicę wieku krótko razem trenowałyśmy. Choć na jednych igrzyskach byłyśmy razem, w 2018 roku w Pjongczangu. Kasia wtedy już kończyła, ja dopiero zaczynałam i nie byłam w stanie korzystać z tych jej doświadczeń. Ale gdy byłam w ciąży i zaraz po porodzie, to z Kasią rozmawiałam i dostałam kilka fajnych rad, wskazówek, czułam od niej wsparcie, co było bardzo fajne. A teraz mam takie nastawienie, że ja po prostu wiem, co mam robić i idę po to.
- Francesca Lollobrigida urodziła faktycznie niemal w tym samym czasie co ja. I fajnie, bo nawet niedawno byłyśmy w tym samym miejscu na obozie i nasze dzieci się poznały. Ona ma synka.
- Tak, ona się specjalizuje w dłuższych dystansach, a ja w sprincie. Ona wróciła do Pucharu Świata już w zeszłym sezonie. Powrót na wolniejsze, spokojniejsze dystanse jest zdecydowanie łatwiejszy niż do ostrego sprintu. W ciąży też dłużej można trenować dystanse. Ale super jest, że obie pokazujemy w środowisku, że się da. Fajnie, że nie jestem jedyną, która po igrzyskach podjęła decyzję o przerwie, o macierzyństwie. A reakcje innych zawodniczek mnie wzruszają. Jak pierwszy raz po urodzeniu córki przyjechałam do Tomaszowa oglądać Puchar Świata, to dużo zawodniczek do mnie podchodziło, żeby się przywitać, pogratulować i pożyczyć wszystkiego dobrego.
- Myślę, że to mogłoby być trudne, ale u mnie wtedy, w młodym wieku, bo miałam 25 lat, już nastąpiło wypalenie zawodowe. Ten ostatni sezon rozpoczynałam już z jasnym planem. Przed jego startem postanowiliśmy z mężem, jeszcze wtedy narzeczonym, że jadę do igrzysk, a po igrzyskach zakładamy rodzinę. To było tak mocno ustawione w mojej głowie, że odchodząc, zupełnie nie myślałam "Szkoda, jestem w czołówce, żal to zostawiać". Na swoją przerwę patrzyłam wyłącznie pozytywnie – uznałam, że skoro odchodzę, będąc w zasadzie na topie, myślałam, że będę miała do czego wracać. Gdybym odchodziła po słabym czasie, to mogłabym myśleć, czy ja się jeszcze nadaję. A skoro odeszłam, będąc dobrą, to wierzę, że teraz wracam na tamten poziom i że to będzie mój poziom wyjściowy do większych rzeczy.
- Zmuszałam się do chodzenia na treningi. Było coraz trudniej. Ratowała mnie myśl, że po igrzyskach już nie będę musiała. To było bardzo trudne. A teraz? Przerwa pokazała mi, że ja kocham ten sport! Ja znów bardzo chcę to robić!
- Ja się naprawdę bardzo starałam, walczyłam, trenowałam, ale z motywacją było bardzo ciężko, gdy byłam w domu. Na zgrupowaniach zawsze dawałam 100 procent, bo w grupie o motywację było łatwiej. W domu nie. Wtedy nie byłam sportowcem do naśladowania. A teraz zdecydowanie jestem! Teraz mam dużo więcej obowiązków, a daję radę. Mocno wierzę, że będę lepsza niż byłam. Gdybym tak nie myślała, to nie wracałabym do sportu. Moim celem jest medal olimpijski. Wiem, ile mam na to czasu i robię wszystko, żeby ten cel osiągnąć.
- Do najbliższych igrzysk, czyli już mnie niż półtora roku.
- Na razie mam tylko taki plan, że pojadę na najbliższe igrzyska. Ale w życiu bywa różnie. Jak się okaże, że jest dobrze, to może będę chciała kontynuować. Tylko że z drugiej strony mąż bardzo dużo poświęcił temu, żebym mogła wrócić. Pracuje w związku, żeby być bliżej nas, żeby pomóc mi to wszystko ogarnąć. Postanowiliśmy sobie, że igrzyska w 2026 roku będą takim momentem, w którym staniemy razem i zdecydujemy, co dalej.
- Jest asystentem naszego trenera, jeździ z nami na zgrupowania. Korzysta z programu ministerialnego "Super Trener". To jest program dla medalistów Pucharu Świata i innych wysokich rangą zawodów. Pomaga im stać się pracownikami związków sportowych. Mój trener, Artur Waś, zaczynał od tego programu, a teraz jest głównym szkoleniowcem w kadrze.
- Tak to wygląda. Setne sekundy to absolutnie minimalny błąd, a setne sekundy to przecież kilka miejsc w górę albo w dół. Idealnym przykładem, ile kosztuje tu błąd, jest mój mąż. W 2018 roku na igrzyskach w Pjongczangu był w życiowej formie, ale na trzecim kroku się wywalił i wszystko sobie zaprzepaścił. To wydarzenie, które łamie serce. Ja myślę, że mam w życiu dużo szczęścia. Nie, ja wiem, że tak jest! I do tego szczęścia teraz dorzucam ogrom pracy, motywacji, pracy mentalnej. I wierzę, że się uda. A dorzucam sobie też wizję startów na 1000 metrów. Chciałabym się nie zamykać tylko na tym swoim najfajniejszym dystansie. Dobrze jest mieć w głowie, że są dwie szanse. Do tego dążę, choć 500 metrów to zawsze będzie mój ukochany dystans.
- Najpierw to się trzeba na Puchar Świata zakwalifikować. Jako Polska mamy cztery miejsca na dystans, a chętnych jest sześć-siedem dziewczyn. Powalczymy już w piątek, na mistrzostwach Polski.
- Dokładnie tak. Wierzę w siebie - moim celem jest powrót do Pucharu Świata i tam walka ze światową czołówką. Zakwalifikowanie się na 1000 metrów to cel dodatkowy. A ten główny, 500 metrów, będziemy mieli na mistrzostwach Polski już w czwartek. Najpierw tam powalczę, a następnego dnia stanę na starcie 1000 metrów i wierzę, że tam też wywalczę kwalifikację.
- Co prawda wiemy, że życie nie jest sprawiedliwe i nie oddaje tego, co zabiera…
- Ale masz rację, zgadzam się całkowicie, że taki medal byłby absolutnie naszym medalem, a nie moim.
- Na początku tamtego sezonu stałam na podium Pucharu Świata i pamiętałam o tym, gdy zajęłam to dziewiąte miejsce. Myślałam: "No nie, nie tego chciałam". Chciałam tam zdobyć medal, ale z perspektywy czasu wiem, że wtedy nie wierzyłam, że ten medal zdobędę. Dziś jestem pewniejsza siebie i wiem, co było moim błędem.
- Jeżeli nie do końca wierzymy, że coś się wydarzy, to to się nie wydarzy. Teraz już to wiem.
- Myślałam, że chyba nie jestem wystarczająco dobra. Myślałam, żeby przejechać jak najlepszy wyścig, nie nakręcałam się na medal i dobrze, bo trzeba właśnie tak mieć poukładane w głowie. Ale ja się bałam mówić i myśleć, że zdobędę medal, a to już niedobrze, gdy jest aż tak. Miałam tylko takie ciche marzenie. Za ciche – sama sobie je zagłuszałam. Mówiłam sobie: "Czemu miałoby mi się udać? Przecież tylko raz stałam na podium Pucharu Świata, są rywalki szybsze ode mnie". A po wszystkim starałam się myśleć tak, że dziewiąte miejsce jest niezłe, że przecież tylko promil ludzkości dostaje się na igrzyska, a ja się dostałam i jestem w czymś dziewiąta na świecie. Czyli jest dobrze. Ale mojej sportowej duszy to tak naprawdę nie ucieszyło. Chcę więcej!
- To prawda. Szybko się o tym przekonałam. Później podczas mistrzostw Europy specjalnie startowałam w długim biegu drużynowym, bo odpadło nam kilka dziewczyn przez covid i mogłam wejść do składu, więc weszłam, żeby zapewnić sobie jakiekolwiek pieniądze.
- Bez porównania. A teraz to w ogóle ruszam z zerowej pozycji. Muszę dobrze wystartować w imprezie rangi mistrzowskiej, gdzie Puchar Świata się nie liczy, żeby zdobyć jakieś finansowanie. W tym sezonie będą mistrzostwa świata i moją mocną motywacją będzie zdobycie na nich wsparcia, dzięki któremu będę mogła spokojnie się przygotowywać do igrzysk.
- Mam takie szczęście, że jestem w dobrym klubie. MKS Cuprum Lubin to jeden z niewielu klubów płacących za trenowanie. Od zawsze jestem w tym klubie, jestem mu wierna i wierna pozostanę. Ale prawda jest taka, że pieniądze w moim sporcie są małe – nie dostaję nawet minimalnej krajowej. Dobrze, że mam pracującego męża. Moim być albo nie być jest też program z MKOl "Solidarność olimpijska". To wsparcie finansowe idzie u nas na nianię. Dzięki tym pieniądzom niania może z nami jeździć. Bez tego nie dałabym psychicznie rady. Nie zniosłabym tak długich rozłąk z córką, tego, że ona byłaby w żłobku, a ja na zgrupowaniach.
- Kiedy wszyscy szli do wojska, ja się zbliżałam do porodu. Totalnie mnie nabór ominął, a na pewno bym skorzystała. Niestety, teraz nie jestem w stanie tego ogarnąć, bo przeszkolenie wojskowe trwa jakiś czas, a ja nie mam na to czasu – muszę trenować. Chciałabym mieć sponsora, byłoby łatwiej, ale wiem, że jest masa dobrych sportowców, którzy nie mają sponsora. Bardzo głupio byłoby mi pisać do firm czy nie chciałyby mnie wesprzeć w mojej drodze. Robię swoje po cichu, liczę, że ktoś sam mnie zauważy, że kogo zainspiruję i ktoś sam pomyśli: "O, tej dziewczynie chcę pomóc".
- Nikogo nie krytykuję, ale to nie byłabym ja. Na Instagramie chcę być w zgodzie ze sobą, kiedyś pisałam tam o trudnościach, z którymi się mierzę, o radościach, które przeżywam, a teraz tam się pojawia głównie życie sportowe. Na pewno nie będę robiła reklam na córce – takie rzeczy są popularne. Ale, jak już powiedziałam, nikogo nie oceniam, każdy podejmuje swoje decyzje w życiu. Jestem w stanie dużo zrobić, dużo z siebie dać firmie, która złożyłaby sensowną ofertę współpracy. Ale mam swoje wartości, których za nic bym się nie wyrzekła.
- Mieliśmy już niedawno zawody podczas zgrupowania w Holandii, a później też podczas zgrupowania w Niemczech.
- Rozumiem, natomiast dla mnie te wewnętrzne sprawdziany były ważne. Pokazały, że jestem dokładnie tam, gdzie byłam w sezonie olimpijskim.
- Tak, mam dowód, że już się pozbierałam po ciąży, że wróciłam do siebie. To mnie jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że mogę, że jestem mocna.
- Powalczę, tak. Jest teraz znacznie więcej kandydatek do tytułu mistrzyni Polski na 500 metrów niż kiedykolwiek, ale na pewno powalczę. W zeszłym roku w mistrzostwach miałam pierwszy start po urodzeniu córki, bo musiałam wystartować, żeby uzyskać kwalifikację do kadry na ten sezon. Wtedy absolutnie nie byłam w walce o podium. Byłam piąta albo szósta. To był grudzień 2023 roku.
- Do tej pory rozmawiamy o jego występach z wielkim żalem, a z drugiej strony z radością, bo czwarte i piąte miejsce na igrzyskach to świetne wyniki. Co do relacji między nami, dziewczynami, to naprawdę się lubimy. Motywujemy się nawzajem do roboty, wspieramy się, jesteśmy w zdrowych, fajnych relacjach. Dzięki temu też świetnie się czuję z tym, że wracam.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!