Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone
Michał Przysiężny, grając mecz z Bernardem Tomicem, wiedział już, że Polacy przegrywają 0:1 i jego ewentualna porażka postawi nas pod ścianą w pozostałych meczach tej rywalizacji. Niestety, presja nie podziałała dobrze na polskiego tenisistę i ten nie był w wygrać choćby seta. - Średni mecz w moim wykonaniu. Miałem szansę w pierwszym secie, było 5:6, 40:0 i szansa na tie-breaka, ale on strzelił dwa returny od niechcenia i trafił. Potem zrobiła się równowaga, trochę nerwów i niestety... przegrałem. To zaważyło o nastroju w całym meczu, w drugim secie była jeszcze walka... a na początku trzeciego głowa trochę odpłynęła - skomentował.
Sam Australijczyk był bardzo zadowolony ze swojej gry, zwłaszcza w najważniejszych momentach. - Grałem dobrze w kluczowych momentach, szczególnie zadowolony jestem z mojego serwisu, to był chyba mój najlepszy mecz pod względem serwisu w tym roku. Na pewno bardzo mi pomogło zwycięstwo Lleytona w pierwszym spotkaniu, dodało mi to pewności siebie. Prowadzenie 2-0 po pierwszym dniu jest dla nas bardzo ważne, w ostatnich latach, walcząc w barażach o grupę światową, zazwyczaj było 1-1, więc dziś jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni z tego, jak zagraliśmy - powiedział.
Tomic skomentował też nieobecność Jerzego Janowicza, który w wyniku kontuzji musiał zrezygnować z udziału w tej rywalizacji. - Oczywiście dużym ciosem dla Polaków jest brak Jerzego Janowicza. O tym, że nie zagra, dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili, do końca myśleliśmy, że wystąpi, i przygotowaliśmy się do pojedynków z nim. W meczu z Michałem najtrudniejsze było więc dla mnie to, że nie znałem jego tenisa. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. W US Open przegrałem z zawodnikiem, o którym mało wiedziałem [Danem Evansem z Wlk. Brytanii], takie spotkania zawsze są zdradliwe. Michał nie miał nic do stracenia, nieźle serwował, bardzo dobrze grał z głębi kortu, ale tak jak już mówiłem, wyjątkowo dobrze dziś serwowałem, co pomogło mi w kluczowych momentach - dodał.
Także kapitan Polaków Radosław Szymanik nie krył rozczarowania postawą naszych tenisistów. Szymanik przyznał, że przede wszystkim szkoda meczu Michała Przysiężnego, który w pierwszym secie wypuścił szansę na doprowadzenie do tie-breaka. - Ubrałem się dziś inaczej niż zwykle i chyba zapeszyłem, nowy strój, 0-2, jutro pojawiam się w dresie, tak ustaliliśmy już w szatni. A tak na serio - obaj rywale to byli dziś czarodzieje, dużo bocznej rotacji, zwalnianie gry, wciąganie w grę pozycyjną, szachy na korcie. Łukasz zrobił dziś, co mógł, nie grał złego meczu, ale Lleyton nie dał mu przestrzeni, kontrował go za każdym razem. Michał to inna bajka, pierwszy set niefortunny, gdyby doszło do tie-breaka, może inaczej by się to potoczyło. Chyba zabrakło trochę dyscypliny taktycznej, na returnach było słabo, dwa mecze i nie mieliśmy żadnego przełamania. Tych szans było trochę za mało - podkreślił.
Po tak kiepskim występie naszych tenisistów nie dało się uniknąć pytania o wybór nawierzchni, jakiego dokonali Polacy. Wydawało się, że Australijczycy na mączce nie poradzą sobie z Polakami, jednak po pierwszym dniu Polacy nie mają na koncie nie tylko punktu, ale nawet seta. - Czy wybór czerwonej mączki to błąd? Nie chcę się bawić w takie dyskusje, a może trzeba grać na innej wysokości, a może w innej hali? Gramy tu i teraz, tak wybraliśmy, i trzeba walczyć dalej. Trzeba wygrać debla, ten mecz się jeszcze nie skończył - zakończył Szymanik.
Komentarze (1)
Puchar Davisa. Przysiężny z żalem o meczu "Głowa trochę odpłynęła..."
ta totalna niemoc przy serwisie przeciwnika oznaczala ze wygrac sie nie da, ze moze sobie walczyc w swoich gemach i jak najdluzej trzymac sie remisu, ale w koncu set musi byc australijczyka, jak nie w 12 gemie to w tiebreaku.