• Link został skopiowany

Koszmar polskiego giganta. Żal było patrzeć. "Nie zasługujemy"

Agnieszka Niedziałek
Nie pomogły ręce składane jak do modlitwy kilku siatkarzy Zaksy ani Bartosz Bednorz, który ofiarnie wylądował tuż pod nogami trenera Jastrzębskiego Węgla. Po przegraniu dwóch setów kędzierzynianie ostatecznie stracili - już wcześniej minimalne - szanse na awans do fazy play off PlusLigi. A że był to ostateczny cios w fatalnym sezonie polskiego giganta, najbardziej widać było po wyrazie twarzy Marcina Janusza przy stanie 1:2 i powstrzymującym łzy po meczu Eriku Shojim.
Zaksa
własne

- Z naszą grą nie zasługujemy na udział w play off-ach. To już trochę nudne, bo powtarzaliśmy to już nieraz, ale tak jest - rzucił samokrytycznie rozgrywający Marcin Janusz po spotkaniu 30., ostatniej kolejki fazy zasadniczej. Przegranym 1:3, choć dla Grupy Azoty Zaksy skończyło się ono właściwie po trzecim secie, kiedy było jasne, że nie ma już szans na zwycięstwo za trzy punkty, a tym samym na awans do ćwierćfinału walki o mistrzostwo Polski.

Zobacz wideo Fabian Drzyzga po wygranej z Lublinem: Nie było ekstramotywacji, że nas wyeliminują

Marzenia Zaksy znów przekreślone w tym samym miejscu. Abstrakcyjny widok i surrealistyczny sezon

10 maja ubiegłego roku siatkarze Jastrzębskiego Węgla w swojej hali przekreślili brutalnie marzenia kędzierzynian o mistrzostwie Polski. W całej finałowej rywalizacji oddali im zaledwie seta, a w ostatnim pojedynku tej serii nie pozwolili rywalom zdobyć więcej niż 16 punktów. Teraz, niemal dokładnie 11 miesięcy później, ostatecznie przekreślili ich szanse na awans do fazy play off. W poprzednim sezonie gracze Zaksy zrewanżowali się im już półtora tygodnia później, w finale Ligi Mistrzów. Teraz takiej szansy nie będą mieli - czeka ich już tylko rywalizacja o dziewiąte lub 11. miejsce w ekstraklasie, a finał LM z udziałem swoich sobotnich rywali mogą co najwyżej obejrzeć w telewizji.

W gronie walczącym o mistrzostwo Polski w fazie pucharowej utytułowanego klubu zabraknie po raz pierwszy w historii jego występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeszcze na początku obecnego sezonu, kiedy wyszarpał zwycięstwo w meczu o Superpuchar Polski (3:2 z jastrzębianami), wydawało się to abstrakcją. Tak samo jak fakt, że w spotkaniu ostatniej szansy poczynania klubowych kolegów z kwadratu dla rezerwowych obserwować będą dwaj liderzy triumfatora trzech poprzednich edycji LM - kapitan Aleksander Śliwka i Łukasz Kaczmarek. Tyle że cały ten sezon z perspektywy fanów ekipy z Kędzierzyna-Koźla jest surrealistyczny.

Rozgrywali oni ostatnio trzy bardzo ważne mecze, w tym dwa właściwie na wagę złota. Wszystkie przegrali, ale dzięki wywalczonemu w pierwszym z nich punktowi (2:3 z Projektem Warszawa) i układowi innych spotkań przed 30. kolejką wciąż mieli szanse na awans do ćwierćfinału. Niemal wyłącznie matematyczne, ale nadzieja się jeszcze tliła. Tyle że warunków było kilka, a już pierwszy był ogromnym wyzwaniem - w pierwszej kolejności w meczu ostatniej szansy musieli zdobyć komplet "oczek", a po drugiej stronie stanął mistrz Polski i ich największy rywal z ostatnich lat.

Pocieszanie i powstrzymywane łzy. Modlitwa o cud, który nie nastąpił

Na tle muzyki puszczanej w hali podczas przedmeczowej rozgrzewki w pewny momencie na pierwszy plan wybiły się okrzyki wsparcia kilkuosobowej grupki fanów Zaksy. Chwilę potem zrobiło się jeszcze głośniej, bo przy dźwięku uderzeń w bębny dołączyło do nich kolejne kilkadziesiąt osób. Powody do radości w trakcie spotkania mieli tylko przez chwilę - w drugiej partii. Po spotkaniu zaś pozostało im pocieszanie zawodników.

Kędzierzynianie od początku mieli duży kłopot z przyjęciem potężnej zagrywki przeciwników Janusz musiał sporo biegać za piłką. Dość szybko na ławkę rezerwowych powędrował Śliwka, który dopiero kilka tygodni temu wrócił do gry po długiej przerwie związanej ze złamaniem palca. Był on jednym z wielu siatkarzy tego zespołu mierzącym się w tym sezonie z kłopotami zdrowotnymi. Z boiska w pewnym momencie zszedł też Kaczmarek, który z powodów osobistych na przełomie lutego i marca nie trenował przez ponad dwa tygodnie, a wcześniej grał na dużym zmęczeniu. Obaj przyzwyczaili do tego, że przez długi czas byli liderami Zaksy, obaj latem byli niezbędnymi postaciami w reprezentacji Polski. Teraz jednak nie byli w stanie pomóc klubowi tak jak wcześniej.

Kaczmarek bardzo przeżywał poczynania kolegów w drugiej partii. Najpierw siedział na krzesełku posępny, potem stał przygnębiony za boiskiem, kucał lub klęczał też za bandą reklamową, a w kolejnej odsłonie siedział z rękami złożonymi jak do modlitwy. Po przegranej pierwszej odsłonie trener gości Adam Swaczyna usiadł obok Śliwki i poklepywał go pocieszająco po plecach. Ten wrócił jeszcze na boisko i razem z kolegami zbudował dużą przewagę. Gdy w pewnym momencie zaczęła topnieć, a kapitan po jednej z akcji - w której został zablokowany - znów został zmieniony, a potem stał za boiskiem, ciężko oddychając.

Z dużym udziałem zmienników kędzierzynianie tę partię jednak wygrali i byli wyraźnie ożywieni. Janusz przyznał potem, że na chwilę może wróciła wtedy nieco nadzieja na upragnione zwycięstwo. Ale jastrzębianie szybko wybili im to z głowy. Na nic była ofiarna obrona Bartosza Bednorza, który rzucił się do piłki i wylądował pod nogami szkoleniowca gospodarzy Marcelo Mendeza. Inni zawodnicy - tak jak Kaczmarek - momentami ściskali ręce, jakby modlili się o cud. Ten jednak nie nastąpił.

Po ostatniej piłce trzeciej partii, która przypieczętowała los Zaksy w tym sezonie, Janusz oparł się z rezygnacją na siatce. W czasie przerwy zaś siedział na krzesełku, a na jego twarzy widać było mieszankę wielkiego rozczarowania, smutku i niedowierzania. Ostatni punkt jastrzębianie zdobyli po nieudanej obronie Bednorza, który wtedy najpierw złapał się za głowę, a potem uderzył w nią kilkakrotnie ze złością. Po chwili zaś libero Erik Shoji, który wcześniej cały czas motywował kolegów, oparł się na bandzie reklamowej i widać było, że z trudem powstrzymuje łzy.

Kędzierzynianom zostały jeszcze do rozegrania dwa mecze, ale nikt nie ma wątpliwości - dla klubu-giganta ten sezon (niepowodzeniem zakończył się także jego udział w LM, jak i Pucharze Polski), tak naprawdę już się skończył.

Więcej o: