Polskie siatkarki wygrały 3:0 (25:19, 25:15, 25:22) ze Słowenkami w pierwszym meczu kwalifikacji olimpijskich w Łodzi bez Martyny Czyrniańskiej w kluczowej roli na boisku, ale liczy się, że w ogóle jest drużyną po kontuzji, której doznała przed mistrzostwami Europy. W rozmowie ze Sport.pl opowiada o walce o powrót do treningów, kwalifikacjach olimpijskich i marzeniu o wyjeździe do Paryża, a także o być może kluczowym dla jej kariery transferze do Eczacibasi Stambuł.
Martyna Czyrniańska: Wreszcie mogę powiedzieć, że dobrze. Jestem na kwalifikacjach olimpijskich, więc to też potwierdza, że jest dużo lepiej, niż było. Niestety znowu odezwały się mięśnie brzucha, to powtórka z zeszłego roku. Wtedy nie udało się jednak wrócić na docelową imprezę, mistrzostwa świata. Tym razem zagram o awans na igrzyska i pomogę drużynie tak, jak będę potrafiła.
Mięśni brzucha używa się w każdym ruchu, nawet na siłowni byłam ograniczona. Nawet podczas snu przewracanie się z boku na bok jest bolesne, tak że był to taki ból, który przeszkadzał w codziennych czynnościach. Przez pierwsze dwa tygodnie nie mogłam robić nic, zero siatkówki ani siłowni. Potem przez tydzień wprowadziliśmy lekkie ćwiczenia interwencyjne, doszła siłownia i elementy siatkarskie, ale bez skakania. Wprowadzaliśmy nowe rzeczy krok po kroku. Teraz jestem na etapie, kiedy mogę już wykonywać wszystkie ruchy.
Żal i złość. Bardzo chciałam wziąć udział w mistrzostwach Europy, pomóc dziewczynom i wkurzałam się, że nie mogłam. Zwłaszcza że cały czas ćwiczę i pilnuję, żeby ta kontuzja nie wracała. W świecie sportu mięsień brzucha lubi jednak wracać. Powstają blizny, potem tworzą się nowe. Trzeba na to bardzo uważać.
Najpierw byłam u lekarza w Mielcu, potem dopiero kadrowego. Na początku była szansa: kazał przeczekać trochę czasu i może będę gotowa do wyjazdu na mistrzostwa. Potem okazało się, że ta dziura jest za duża, żeby ryzykować. Rozmawiałam z trenerem i zdecydowaliśmy, że warto odpuścić pierwszy wielki turniej sezonu, bo ważniejsze i tak od początku były kwalifikacje olimpijskie. Cieszę się, że na nie jestem gotowa.
Wtedy kontuzja była większa, to było rozłożone w dłuższym czasie, bo ja i mój mięsień go potrzebowaliśmy. Teraz uraz był mniejszy. Gdyby ta kontuzja była tak rozległa jak rok temu, to pewnie by mnie nie było z dziewczynami w Łodzi. Teraz wiedziałam, więc że powinnam móc tu zagrać, ale w takiej sytuacji nigdy nie ma stuprocentowej pewności, bo mogą pojawić się komplikacje.
Trzeba było się zresetować. Troszkę się odcięłam, od mediów też. Nie chciałam wszystkiego widzieć, choć mecze dziewczyn oglądałam i trzymałam mocno kciuki. Głowa potrzebowała psychicznego odpoczynku od siatkówki, więc skupiłam się na swoim zdrowiu. To był cel: zadbać o siebie jak najlepiej, żeby być w gotowości do gry. Chodziło o wszystko: odżywianie, sen, ten uraz, potem formę. I czuję, że się udało.
W jakiś sposób silniejsza, bo powrót po kontuzji i to, że udało się zdążyć na kwalifikacje olimpijskie, motywuje. Pomogę drużynie w taki sposób, w jaki będę w niej potrzebna: wsparciem z kwadratu, zmianą z ławki czy wyjściem na boisko i dobrą grą.
Na pewno. Najtrudniej było, gdy dziewczyny miały ciężkie momenty, a ja czułam, że mogłabym wejść i w jakiś sposób pomóc. Gdy wygrywały, cieszyłam się z nimi i czułam tak, jakbym tam razem z nimi była. Przeżywałam wszystko razem z nimi. Czułam jednak bezradność, to bolało.
Kibicowałam, wspierałam i z paroma dziewczynami nawet pisałam. Zawsze wysyłałam jakieś "Powodzenia", "Trzymam kciuki" przed meczami. Niestety mecz z Turczynkami nie poszedł po naszej myśli. W jakiś sposób czuję się winna.
Tak, zawsze jest takie poczucie, że należę do drużyny, jestem jej częścią i czułam, że te mistrzostwa nie do końca wypaliły. Może gdybym bardziej zadbała o siebie, to kontuzji by nie było i mogłabym być tam z dziewczynami?
Turczynki zagrały świetnie, ale też wstrzeliły się z formą. Były nie do pokonania, Melissa Vargas pokazała, że jest nie do zatrzymania w kluczowych momentach. Przez to było ciężko. Szkoda, bo graliśmy z nimi sparingi i mecz w Lidze Narodów. Wygrywałyśmy, a jeśli nie, to zacięcie walczyłyśmy. Coś nie wypaliło, może ktoś nie wstrzelił się z formą. Byłyśmy trochę innym zespołem. Teraz zaczyna się już nowy rozdział i myślę, że wracanie do tego, co już było, nie ma sensu.
On cały czas się zmienia. Był inny w zeszłorocznej Lidze Narodów, potem na mistrzostwach świata, tegorocznej Lidze Narodów i mistrzostwach Europy. Za każdym razem to nasza inna wersja, ta drużyna rośnie. Są też inne zawodniczki: w zeszłym roku wielu okazji do gry nie miała Magda Jurczyk, a teraz często jest w pierwszym składzie, na tegorocznej Lidze Narodów nie miałyśmy Asi Wołosz czy Kamy Witkowskiej. Może zabrakło nam czasu do zgrania się? Oby teraz to było już to, co chcemy grać.
Tak, sam na sam. Szczegóły zostawię dla siebie, bo wszystko, co wtedy padło, zostawiłyśmy tam i zamknęłyśmy rozdział mistrzostw Europy.
Gdy wróciłam do zespołu, to z treningu na trening wyglądało to coraz lepiej. Myślę, że większość to potwierdzi. Rośniemy, zgrywamy się coraz bardziej. Jesteśmy bogatsze o doświadczenie z dwóch kolejnych wielkich imprez i myślę, że wykorzystamy to przeciwko naszym rywalom. Mecze na najwyższym poziomie, nawet jeśli przegrane, to w tym kontekście nasz argument i swego rodzaju siła.
Ta decyzja była ważna, wielka. Wiedziałam, że kiedyś będę chciała wyjechać. Cieszę się, że robię to już teraz. Turecka liga jest jedną z najlepszych na świecie, obecnie może nawet najlepszą. Zbiorę wiele doświadczenia, będę miała w drużynie Tijanę Bosković i chcę się od niej dużo nauczyć. Czeka mnie sporo ciężkiej pracy.
Długo o niej myślałam. O Włoszech też, ale padło na nią i tę konkretną ofertę. Nie żałuję, w końcu idę do kraju, który miał ostatnio trzy z czterech najlepszych drużyn w Europie.
Szczerze? Myślę, że nie za wcześnie, a idealnie. Mogłam nawet odejść wcześniej, bo to doświadczenie trzeba zbierać i stawiać sobie nowe wyzwania. Gdy czuję się nawet za dobrze, to czas na zmianę. Takie jest życie sportowca, że nie można zbyt długo przebywać w strefie komfortu.
Zawsze będę mogła wrócić. A teraz chcę się wiele nauczyć - i od dziewczyn, z którymi będę współpracować, i od trenera.
Rozmawialiśmy raczej prywatnie i o mistrzostwach. O klubie i transferze był czas, żeby porozmawiać później, a nie przed sezonem, który i tak na pewno spędziłabym w Chemiku Police. Już rok temu była możliwość, żebym się przeniosła do Stambułu, ale miałam ważny kontrakt i decyzja należała do prezesa.
Tak. Panowie zaczęli ze sobą rozmawiać, w końcu znają się świetnie i mieli wiele tematów, więc potem zostawiłam ich samych.
Nie. Może gdybym podejmowała decyzję sama, to mogłabym go mieć do siebie. A gdy nie miałam na nią wpływu, to po prostu czekałam na chwilę, gdy sama będę mogła zdecydować o przyszłości. Doczekałam się i wtedy podjęłam własną, przemyślaną decyzję.
Może troszkę tak, ale przekonałam się o sile tureckich kibiców, gdy jeździłam tam na mecze. Zwłaszcza gdy zobaczyłam fanów Fenerbahce. Przy ich klubie kibica nie słyszałam własnych myśli. Wiedziałam, że żyją siatkówką, bo wielu fanów z Turcji już wcześniej do mnie pisało.
Dużo było zaczepek, ale wolałam się od tego odciąć i sama podjąć tę decyzję. Nie chciałam, żeby wpływali na moją decyzję.
Tak, to bardzo miłe i próbuję wszystko docenić. Na pewno nigdy nie będę mówiła, że mam tego dość, że to męczy. Ludzie robią to, żeby nam umilić dzień i nas wspierać w zarówno lepszych, jak i tych trudnych momentach, a to bardzo ważne.
Jeszcze się z tym nie spotkałam. Pewnie i takie chwile nadejdą, bo kibice tam są ciekawi. Ale negatywne komentarze pojawiają się i od polskich kibiców, więc tak już chyba jest. Musimy się potrafić o tego odciąć. Jestem do nich nastawiona bardzo pozytywnie.
Tak, ha, ha. Zawsze chciałam je zobaczyć i może jak będę miała chwilę, to kiedyś je zwiedzę. Ale mam nadzieję, że na razie turystyczny potencjał ustąpi temu sportowemu na przyszły sezon.
Mam w planach, ha, ha.
Tak. Coraz więcej grałam w pierwszym składzie w klubie, pomimo kontuzji dostawałam też szanse w reprezentacji. Jestem dojrzalszą zawodniczką, także mentalnie. Każda z nas jest gotowa na spełnienie tego marzenia i zagranie na igrzyskach. Będziemy o to walczyć do samego końca.