Obok mnie Władek Przech, zwycięzca konkursu "Biegiem po słońce", i Marek Jaroszewski, pomysłodawca akcji. Za nami głośna grupa biegaczy ze Szczecina - wyróżniają się w tłumie, bo śmieją się, żartują, jakby znów mieli po piętnaście, a nie pięćdziesiąt parę lat. W sumie pół tysiąca biegaczy.
Władek Przech jest ślusarzem. Ma 54 lata, chociaż nie wygląda. Zawsze był blisko sportu, grał w piłkę we Wrocławiu, później w Jelczu był sędzią piłkarskim. Pięć lat temu wrócił do rodzinnej wsi, podwrocławskich Nadolic Wielkich. Któregoś jesiennego wieczora zagadnął go sąsiad Mieczysław, wtedy już po sześćdziesiątce:
- Idę pobiegać, chodź, Władek, ze mną.
Przech przebrał się w dres i poszli biegać razem. Teraz Władek trenuje dwa razy w tygodniu po dwie godziny, a w weekend jeżdżą ze znajomymi biegaczami spod Jelcza na zawody.
- Lubię rywalizację, satysfakcję, jak się dobiegnie do mety. A na treningach, że zmienia się krajobraz, biega się raz w lesie, raz nad jeziorem. Ale że w styczniu będę trenował na plaży i wbiegał do oceanu, który wcale nie jest zimny, to nie myślałem.
Władek ma szczęście do konkursów, raz wygrał na biegu drukarkę komputerową, ale jej nie podłączył, bo nie ma co drukować. Tym razem skorzystał z nagrody - startu w Gran Canaria Marathon. W styczniu zrobił tylko dwa treningi, ale jesienne przygotowanie zaprocentowało. Władek dobiegł w 4 godz. 18 min, ale co najważniejsze - drugą połówkę przebiegł szybciej niż pierwszą, wyprzedzając słabnących trzydziesto-, czterdziestolatków.
Trasa maratonu w Las Palmas biegnie egzotycznymi uliczkami, między palmami, kaktusami. Odcinek po promenadzie nad zatoką, gdy z drugiej strony wyrasta kilkusetmetrowy klif, zapiera dech w piersiach. Lada dzień zaczyna się tu karnawał, więc przy trasie występują zespoły jak z migawek telewizyjnych z Brazylii.
Atmosfera mnie porywa, zaczynam za szybko. Kończę w 3 godz. 26 min w mękach.
Marek Jaroszewski to prawdziwy zawodowiec w naszej ekipie - wicemistrz Polski w maratonie sprzed czterech lat. Dobiega na czwartym miejscu z czasem 2 godz. 30 min. Teraz już nie trenuje profesjonalnie, jest przedstawicielem firmy Brooks produkującej buty biegowe i prowadzi w Pile biuro turystyczne Itaka. Namówił obie firmy na zasponsorowanie konkursu "Biegiem po słońce".
- Żeby zachęcić ludzi do biegania w zimie - wyjaśnia. - Niech potrenują w Polsce mimo śniegu. I tak jak jedni jadą na narty w Alpy, to inni mogą wybrać wyjazd na maraton na ciepłych wyspach. Takie biegi są zimą na Lanzarotte, na Cyprze, na Teneryfie jest półmaraton.
Jedno Jaroszewskiego na Gran Canarii zaskoczyło - kilkunastu Polaków na liście startowej. I to wcale nie z Londynu czy Madrytu, ale z Polski.
Zygmunt Liszewski (59 lat) ze Szczecina biegał trochę w latach 80. (maraton w 2 godz. 58 min). Do sportu wrócił pięć lat temu, po rozwodzie: - Zabijałem czas siłownią, ale tam nie ma rywalizacji. Więc zacząłem też biegać, startować.
Teraz nie może się doczekać przyszłego roku. Wskoczy wtedy do wyższej kategorii wiekowej i zamierza powalczyć o zwycięstwa wśród biegaczy między 60. a 65. rokiem życia.
- Mam na Gran Canarii siostrę, jak byłem u niej w zeszłym roku, dowiedziałem się o tym biegu. W kwietniu na maratonie w Dębnie zaczęła się tworzyć grupa. Przyjechało nas dziewięcioro.
Najdroższy jest przelot, ale jeśli wcześniej wyszuka się tanie bilety, to można polecieć za 700 zł w obie strony. Nocleg lepiej znaleźć na miejscu, cena ok. 50 zł za dobę od osoby. Wędliny lepiej zabrać z Polski, bo tu są drogie.
Zygmunt prowadził hurtownię odzieży, teraz żyje z oszczędności.
- Dwa lata temu pojechaliśmy w kilka osób na marcowy maraton w Barcelonie. Wyjazd był na pięć dni, żeby coś pozwiedzać, a zamknęliśmy się w tysiącu złotych, i to nawet z wpisowym na bieg. Takie pieniądze można odłożyć.
Zygmunt dobiegł w niedzielę w 3 godz. 38 min. - Trochę żałuję, że nie zszedłem poniżej 3:30. Wiem, że w moim wieku trudno o poprawianie wyników, ale można walczyć o utrzymanie poziomu.
Na Kanarach wystartowała też Ela, młodsza o 17 lat narzeczona Zygmunta. Poznali się na zawodach biegowych w Szczecinie, a zaiskrzyło na maratonie w Dębnie.
Elżbieta Panaszek (42 lata), specjalistka ds. płacowo-kadrowych, zaczęła biegać rok temu w grudniu. Też była po rozwodzie, synowie dorośli i się wyprowadzili, w listopadzie rzuciła papierosy, męczyły ją migrenowe bóle głowy. Rok temu pierwszy raz wystartowała na 5 km i była dumna, że ukończyła bieg w 33 minuty.
Teraz w tym samym tempie przebiegła maraton. Czas: 4 godz. 45 min. O pół godziny szybciej niż jej syn Rafał.
Ela zaplanowała już następny maraton - w Szkocji. Dokładnie w dniu, kiedy skończy 42 lata i 195 dni, odbywa się bieg nad jeziorem Loch Ness.
W biegu Eli towarzyszył Ryszard Kalinowski (52 lata), kierownik apteki: - To mój pierwszy dłuższy wyjazd od maratonu w Barcelonie. Dużo pracuję, regeneruję się, wyjeżdżając na biegi.
Zaczął biegać cztery lata temu: - Odszedł mój brat i młodszy kuzyn, obaj ważyli po sto kilo. Ja ważyłem 110 i zapaliła mi się czerwona lampka, że coś trzeba zmienić. Dowiedziałem się o bieganiu, o grupach trenujących na ścieżkach biegowych. Zobaczyłem tam mnóstwo uśmiechniętych ludzi i zostałem. Dziś ważę 80 kilo, chociaż jem więcej niż kiedyś.
Długie i wolne bieganie to najlepszy sposób na spalanie tkanki tłuszczowej. Należy biegać zdecydowanie powyżej pół godziny - najlepiej półtorej, dwie. Ale w wolnym tempie, takim, żeby można było rozmawiać w biegu.
Do tak długich treningów od zera można dojść w ciągu kilku miesięcy. Najpierw należy maszerować wplatając w marsz jedno-dwuminutowe odcinki spokojnego biegu. Po miesiącu powinno się udać przebiec pół godziny za jednym zamachem. Wtedy należy stopniowo wydłużać dystans.
Nie powinno się biegać codziennie. Czterdziestolatkowi do rekreacji wystarczą cztery treningi w tygodniu, pięćdziesięciolatkowi - trzy. W pozostałe dni można pojeździć na rowerze, popływać, iść na siłownię, porozciągać się albo po prostu wypocząć.
Lekarze zalecają spokojne bieganie na nadciśnienie. Rzeczywiście, kiedy cztery lata temu kardiolog robił Ryszardowi próbę wysiłkową (z EKG), po minucie musiał zdjąć Ryszarda z bieżni: - Teraz po 14 minutach biegu lekarz się znudził i stwierdził, że wystarczy.
W Las Palmas Ryszard biegł spokojnie, o godzinę wolniej od swoich możliwości: - Oglądałem miasto. W takim biegu można je zwiedzić z zupełnie innej perspektywy. Zamykają dla nas ulice, możemy zobaczyć wszystko ze środka jezdni.
Zbigniew Borciuch (49 lat) zaczął biegać cztery lata temu, kiedy okazało się, że ma cholesterol dużo ponad normę. W niedzielę dobiegł w 3 godz. 55 min.
- Pozazdrościłem im tamtego wyjazdu do Barcelony. Nigdy wcześniej nawet nie leciałem samolotem. Pomyślałem, że życie ucieka. Wspólne wyzwania, wspólne cele to jest coś. Z żoną jeździmy tylko po Polsce na narty, kajaki, rowery. Na następny taki wyjazd siłą ją wyciągnę!
Z Jackiem Łabudzkim, lekarzem pediatrą z Sandomierza, nie udało mi się porozmawiać. Widziałem go kilka razy na zakrętach na trasie w biało-czerwonej koszulce, krzyczałem mu "Polska!". Oddalał się coraz bardziej. Z czasem 3 godz., 7 min zdobył w Gran Canaria Marathon trzecie miejsce w kategorii wiekowej pięćdziesięciolatków.