- Przyjaźnimy się od dawna, ale tamten dzień był szczególny, trudny. Julian powiedział mi, że nie zostanie profesjonalnym piłkarzem. Pamiętam, że chociaż był bardzo rozczarowany, to dodał: "Jeśli nie mogę zostać zawodnikiem w Bundeslidze, będę w niej pracował jako trener" - tak o Julianie Nagelsmannie opowiadał w "The Athletic" Christian Traesch, były zawodnik m.in. VfB Stuttgart i VfL Wolfsburg.
Nagelsmann, chociaż zapowiadał się na niezłego obrońcę Augsburga, z powodu poważnej kontuzji kolana piłkarzem nigdy nie został. 33-latek spełnił jednak obietnicę złożoną Traeschowi, zostając jednym z najbardziej utalentowanych trenerów na świecie. To on przemienił Hoffenheim z klubu walczącego o utrzymanie w Bundeslidze w uczestnika Ligi Mistrzów. To on w czwartek poprowadzi RB Lipsk przeciwko Atletico Madryt w ćwierćfinale tych rozgrywek.
Talent i podejście do pracy sprawiły, że o Nagelsmanna pytał już Real Madryt. 33-latek nie chciał jednak wyjeżdżać do Hiszpanii. Jak sam twierdzi, ma jeszcze dużo czasu, a w futbolu nie chodzi tylko o pieniądze, które może zarobić.
Niewiele brakowało, by 13 lat temu Nagelsmann nie tylko zakończył karierę, ale też całkowicie wycofał się z futbolu. Chwilę po tym, jak usłyszał od lekarza brutalną diagnozę, po krótkiej chorobie zmarł jego ojciec. - To wszystko było bardzo trudne. Miałem dość piłki nożnej. Musiałem szybko dorosnąć. Nie chodzi mi tu o gotowanie czy robienie zakupów, bo to robiłem od 15. roku życia, gdy wyprowadziłem się z domu. Po śmierci taty musiałem zaopiekować się mamą, pomóc jej sprzedać dom i kupić nowy. Nauczyło mnie to, że w życiu są sprawy dużo ważniejsze od futbolu. Dlatego uważam, że nie powinniśmy traktować go zbyt poważnie. Wystarczy, że włączę wieczorne wiadomości, by zrozumieć, jak nieistotną rolę odgrywam, będąc trenerem w Bundeslidze - opowiadał w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Nagelsmann studiował administrację biznesową, później przeniósł się na naukę w sporcie i to wtedy zdecydował, że chce wrócić do piłki. Pracę znalazł w klubie, w którym skończył krótką karierę. 20-letni wówczas Nagelsmann rozpracowywał rywali rezerw Augsburga, które prowadził obecny szkoleniowiec PSG, Thomas Tuchel.
- On mnie uratował, bo na myśl o futbolu robiło mi się niedobrze. Poświęciłem mu całą młodość, marząc o tym, by zostać piłkarzem, a wszystkie marzenia runęły w jednej chwili. Nie chciałem mieć nic wspólnego z piłką nożną. Kiedy jednak zadzwonił do mnie Tuchel, nie mogłem mu odmówić. To było bardzo dobre rozwiązanie dla wszystkich stron, bo wciąż miałem ważny kontrakt w Augsburgu - powiedział Nagelsmann w magazynie "11Freunde".
W 2010 roku, w wieku zaledwie 23 lat, Nagelsmann przeniósł się do Hoffenheim, gdzie pracował w zespołach młodzieżowych. Dwa i pół roku później został asystentem w pierwszej drużynie, jednak po sześciu miesiącach wrócił do akademii. W 2014 roku prowadzona przez niego drużyna do lat 19. zdobyła młodzieżowe mistrzostwo Niemiec, rok później skończyła ligę na drugim miejscu.
To wtedy utalentowanym szkoleniowcem zainteresował się Bayern Monachium, który widział w Nagelsmannie trenera drużyny U-23. Chociaż rozmowy z młodzieńcem prowadzili Karl-Heinz Rummenigge i Matthias Sammer, a na spotkanie przyszedł też Pep Guardiola, to ten wolał zostać w Hoffenheim. Nagelsmann wiedział, że tam nikt nie będzie patrzył mu w metrykę, gdy nadarzy się okazja przejęcia pierwszej drużyny.
- Odkąd rozpocząłem pracę trenera, było dla mnie jasne, że szansa na coś dużego pojawi się, gdy będę w bardzo młodym wieku. Prawdopodobieństwo, że zostanę trenerem w Bundeslidze przed 35. urodzinami, było bardzo wysokie. Propozycja przyszła wcześniej niż się spodziewałem, ale nigdy nie obawiałem się, że jestem zbyt młody. Czułem się gotowy - mówił Nagelsmann.
W październiku 2015 roku Hoffenheim ogłosiło, że Nagelsmann przejmie pierwszą drużynę od początku sezonu 2016/17. Cztery miesiące później z powodów zdrowotnych z pracy zrezygnował jednak Huub Stevens, co przyspieszyło awans niespełna 29-letniego szkoleniowca. Nagelsmann został drugim najmłodszym trenerem w Bundeslidze. Rekord należy do Bernd Stoebera, który w październiku 1976 roku poprowadził Saarbruecken w wieku zaledwie 24 lat.
- Mistrzostwo do lat 19. wzmocniło naszą wiarę w niego, ale nie było ono szczególnie ważne. Już wcześniej wiedzieliśmy, że to fenomenalny trener. Od samego początku wiedzieliśmy, że jest wyjątkowy - mówił w rozmowie z "The Athletic" dyrektor sportowy Hoffenheim, Alexander Rosen.
O ile klub był przekonany do Nagelsmanna, o tyle żadnych szans na powodzenie nie dawały mu niemieckie media. "To ruch pod publiczkę. Po prostu szukają sposobu, by o nich mówiono" - pisała lokalna gazeta "Rhein-Neckar-Zeitung". "Szalony pomysł" - dodawał "Frankfurter Rundschau".
Sceptyczne podejście mediów do Nagelsmanna nie mogło jednak dziwić. On nie tylko nie miał doświadczenia w prowadzeniu seniorów, ale nie zdążył też skończyć kursu trenerskiego. Niespełna 29-letni szkoleniowiec wchodził do szatni, gdzie znajdowało się pięciu starszych od niego zawodników. Nagelsmann przejmował zespół znajdujący się w strefie spadkowej, z siedmiopunktową stratą do bezpiecznej pozycji.
- Julian wszedł do szatni zrelaksowany i szczęśliwy. Powiedział zawodnikom, że nie oczekuje od nich większej walki na boisku, a tego, by zaczęli grać w piłkę. Przekonał ich do siebie swoim podejściem - powiedział Rosen.
Nagelsmann: Musiałem się zastanowić nad tym, jak dotrzeć do zawodników, którzy byli starsi ode mnie. Nie mogłem być zbyt autorytarny. Na pewno musiałem być dla nich większym przyjacielem niż starsi szkoleniowcy. Chciałem ich przekonać do siebie. Chciałem, by uświadomili sobie, że mogę im pomóc stać się lepszymi piłkarzami. W taki sposób buduje się zaufanie i autorytet. Piłka nożna to w 30 procentach taktyka, a w 70 umiejętność zarządzania ludźmi.
- Możesz być świetnym taktykiem, ale jeśli nie poprowadzisz za sobą ludzi, nie osiągniesz sukcesu. Taktyczne braki można zawsze nadrobić, dlatego ważniejsze jest to, by tworzyć w drużynie pozytywną energię. To samo jest z zawodnikami. Ten, który będzie robił wszystko dobrze, ale nie będzie wkładał w to serca, nigdy nie zajdzie tak daleko jak piłkarz, który popełnia drobne błędy, ale robi wszystko z pasją i pozytywnym nastawieniem.
Metody Nagelsmanna dały oszałamiające rezultaty. Hoffenheim pod jego wodzą wygrało siedem z pierwszych 14 meczów, zapewniając sobie utrzymanie w lidze. W kolejnych dwóch latach drużyna kończyła rozgrywki kolejno na czwartym i trzecim miejscu, wywalczając awans do Ligi Mistrzów. W 2017 roku Hoffenheim przegrało w eliminacjach z Liverpoolem, rok później zajęło ostatnie miejsce w grupie z Manchesterem City, Lyonem i Szachtarem Donieck.
Co było kluczem do sukcesu Nagelsmanna? Ważną rolę w jego metodach odgrywa innowacyjne podejście do treningów. Niemiec w czasie zajęć używa dronów, ściany wideo w rozmiarze 6x3 metry, dzięki której w trakcie gry może pokazywać swoim zawodnikom błędy, bez konieczności sprowadzania ich przed mniejszy ekran. - Zawsze mam w rękach iPada, który pozwala mi kontrolować kamery. Gdy zatrzymuję obraz, mogę na nim rysować, pokazując zawodnikom możliwe rozwiązania sytuacji - mówił Nagelsmann. Hoffenheim, tak samo jak Borussia Dortmund, korzystało z centrum treningowego Footbonaut, w którym zawodnicy mogli pracować nad kontrolą piłki i podejmowaniem decyzji na boisku.
W Hoffenheim Nagelsmann opierał się też na wysoce wyspecjalizowanych danych. Niemiec wiedział m.in. jak długo jego zawodnicy przebywają w miejscu, w którym przeciwnicy nie pozwalają im na otrzymanie piłki. Metody Nagelsmanna są tak nietypowe, że Roger Schmidt - były trener Bayeru Leverkusen - podczas scysji przy linii bocznej w trakcie meczu pytał go ironicznie, czy wydaje mu się, że wymyślił futbol na nowo.
- Rozwój nauki w sporcie i dostęp do niesamowitych danych sprawia, że trenowanie staje się nauką. Szkoleniowcy potrzebują coraz większego naukowego zaplecza. To nie jest warunek konieczny, by być dobrym trenerem, ale daje to większe możliwości w trakcie analizy gry. Dopiero gdy zetkniesz się z takimi danymi, zrozumiesz, jak ważne one są - mówił Nagelsmann.
- Spotkałem w swojej karierze wielu doskonałych trenerów, jednak doświadczenie, jakie wyniosłem ze współpracy z Julianem, było naprawdę interesujące. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takich treningów. Treningów, które wymagały takiej ilości myślenia. Jeśli nie byłeś maksymalnie skoncentrowany przez dwie godziny, to nie miałeś u niego najmniejszych szans. Jestem przekonany, że pewnego dnia będzie pracował w Bayernie - powiedział o Nagelsmannie były reprezentant Niemiec, Kevin Kuranyi.
- To bardzo ważne, by stymulować zawodników do myślenia i utrzymywać ich w pełnej koncentracji w trakcie treningu. Piłka nożna składa się z czterech faz: kiedy masz piłkę, kiedy ma ją przeciwnik oraz tych, kiedy ją przejmujesz lub tracisz. Możemy powtarzać pewne rzeczy po tysiąc razy, ale najważniejsze jest to, by piłkarz na boisku myślał i wiedział co i kiedy ma robić. Jednocześnie musi to lubić. To klucze do sukcesu - mówił Nagelsmann.
W czerwcu 2018 roku RB Lipsk ogłosiło pozyskanie Nagelsmanna od początku sezonu 2019/20. Przez ostatni rok Niemiec pracował w Hoffenheim, wiedząc, że niezależnie od wyniku, kolejne rozgrywki rozpocznie w nowym miejscu. To nie mogło przynieść nic dobrego. Hoffenheim zajęło dopiero dziewiąte miejsce w lidze, a niemieckie media dużo dyskutowały na temat sensu takiego ruchu klubu i szkoleniowca.
Co ciekawe, chwilę przed telefonem z Lipska, z Nagelsmannem kontaktował się Real Madryt. - Nie otrzymałem propozycji kontraktu, ale nie wyraziłem też chęci pracy tam. Chcieli się spotkać, jednak miałbym tylko dwa tygodnie na przygotowanie i nauczenie się hiszpańskiego. Mam jeszcze czas, wierzę, że jeszcze kiedyś nadarzy się taka okazja. Gdybym miał 50 lat, to na pewno bym nie odmówił, ale ja muszę się jeszcze uczyć i mieć czas na popełnianie większych błędów - tłumaczył Niemiec.
Przejście do Lipska było dobrym wyborem. Zespół Nagelsmanna zakończył ligę na trzecim miejscu, chociaż długo wydawało się, że może on odebrać Bayernowi Monachium mistrzostwo Niemiec. RB zaimponował też w Lidze Mistrzów, gdzie najpierw pewnie wyszedł z grupy, a później w dobrym stylu rozprawił się z Tottenhamem.
Dlaczego Nagelsmann idealnie pasował do RB Lipsk, tłumaczył jego dyrektor Ralf Rangnick. - Chcemy, by potencjał zespołu był maksymalnie wykorzystywany. Chcemy działać, a nie reagować. Chcemy prowadzić grę, będąc przy piłce, ale też i bez niej. Chcemy grać ofensywnie i bezpośrednio. Po stracie piłki chcemy ją odzyskać maksymalnie w ciągu pięciu sekund, a w ciągu kolejnych 10 sekund oddać strzał. Chcemy wykorzystywać słabości zdezorganizowanego przeciwnika - tłumaczył.
I dodał: Julian idealnie pasował do tej filozofii. Uważnie śledziliśmy go w Hoffenheim, które potrafiło strzelać gole już osiem sekund po odzyskaniu piłki. To był oczywisty wybór.
Nagelsmann przyznaje, że równie ważne co wygrywanie meczów, jest dla niego wypracowanie efektownego stylu. 33-latek inspiracje czerpie od najlepszych, regularnie rozmawiając z Guardiolą czy Juergenem Kloppem. - Jestem w ciągłym kontakcie z Pepem, ale oczywiście nie rozmawiamy codziennie. Tematy rozmów są różne: czasem dyskutujemy o ofensywnej roli bocznych obrońców, a czasem po prosrtu gratulujemy sobie zwycięstw. Rozmawiamy jak przyjaciele, ale nigdy o detalach naszej filozofii. Nie znam trenerów, którzy by o tym dyskutowali - mówił Nagelsmann.
- Po takich rozmowach zdarza się, że pomysły nachodzą mnie nawet w łazience. Zawsze mam tam linijkę i ołówek i od razu zapisuję to, co przychodzi mi do głowy. Później sprawdzam, czy pomysł może mieć zastosowanie w rzeczywistości, a jeśli tak to sprawdzam, czy nie ma już jakichś filmików, które byłyby pomocne. Wiem, czasem mam zdecydowanie za dużo energii - żartował.
Nagelsmann nie żyje jednak tylko piłką nożną. 33-latek uwielbia jeździć na deskorolce, na której czasem przyjeżdża do pracy. - Ludzie już nie dziwią się, gdy widzą Nagelsmanna, który w ten sposób omija korki. Wiedzą już, że jestem jednym z nich - tłumaczył. Trener Lipska pasjonuje się też samolotami, zrobił nawet kurs pilota. W wolne dni lubi uciekać poza miasto. - Bez telefonu, bez WhatsAppa, bez spotkań. Wtedy mogę poczuć się wolny i naprawdę odpocząć - mówił.
Właśnie w ten sposób przygotowywał się do czwartkowego meczu Ligi Mistrzów przeciwko Atletico Madryt. Meczu, który będzie najważniejszy w jego dotychczasowej karierze. Meczu, który może jeszcze bardziej przybliżyć go do pracy na najwyższym europejskim poziomie. Ale czy Nagelsmann chciałby już na niego wskakiwać? W końcu ma dopiero 33 lata.