Mecz w Glasgow przeciwko Szkocji bez cienia wątpliwości był najsłabszym występem Jakuba Kiwiora w reprezentacji Polski. Co więcej, trudno przypomnieć sobie równie zły indywidualny występ naszego piłkarza na przestrzeni zaledwie 45 minut w ostatnich latach.
Na Hampden Park straciliśmy dwa gole. Paradoksalnie oba padły w drugiej połowie, gdy Kiwior siedział już na ławce. Ale i tak o obronę z Sebastianem Walukiewiczem, który w przerwie zmienił zawodnika Arsenalu, mogliśmy być spokojniejsi.
Bo to Kiwior tworzył w czwartek największe zagrożenie pod naszą bramką. A to podał piłkę pod nogi przeciwnika, a to wyraźnie spóźniony sfaulował Scotta McTominay'a przed naszym polem karnym. - To już trzeci poważny błąd Kiwiora. I zdecydowanie najpoważniejszy - grzmiał komentujący ten mecz Grzegorz Mielcarski, gdy w 37. minucie Kiwior na dwa razy przyjmował proste podanie i ostatecznie zagrał do McTominay'a, który mógł mieć asystę przy golu na 1:1.
- Nie ma co ukrywać, to nasze najsłabsze ogniwo. Kuba nie daje rady ani w kryciu, ani w wyprowadzeniu piłki - mówił Mielcarski pięć minut później, gdy tuż przed naszą bramką zza pleców Kiwiora wyskoczył Lyndon Dyke i strzelił z bliska - na nasze szczęście tylko w boczną siatkę. Zero czucia piłki, zero wyczucia przestrzeni i ustawienia. Zero pewności siebie - taki był w czwartek zawodnik Arsenalu.
- Kubie trzeba pomóc. Ja nie jestem człowiekiem tego typu, że od razu będę obwiniał. Na pewno było to przykre, że musi zejść, bo nie gra też w klubie. Wierzę, że będzie silnym punktem reprezentacji, która go potrzebuje - tłumaczył Probierz po meczu w rozmowie z TVP.
Selekcjoner był wyraźnie zmartwiony występem Kiwiora. Probierz w Glasgow zachował się jak prawdziwy ojciec wobec syna. Najpierw mu zaufał i wystawił w podstawowym składzie, w przerwie był surowy, ale sprawiedliwy, a na koniec przed kamerą objął ojcowskim ramieniem. Pytanie jednak, co dalej.
Bo nie chodzi o to, by nad Kiwiorem się pastwić. Nawet beznadziejne występy zdarzały się dużo lepszym obrońcom. Problem w tym, że perspektywy na rychłą poprawę są marne, co zmusza nas do niepokojącej refleksji nie tylko nad samym zawodnikiem, ale i Probierzem oraz jego drużyną.
Kiwior nie zagrał w tym sezonie Premier League choćby minuty. W pierwszej kolejce nie znalazł się nawet w kadrze meczowej, dwie kolejne przesiedział na ławce rezerwowych. I trudno przypuszczać, by sytuacja się zmieniła. Sezon na lewej obronie w Arsenalu rozpoczął Ołeksandr Zinczenko. Jeszcze w trakcie pierwszego meczu Ukraińca zmienił Jurrien Timber, który cały poprzedni sezon stracił z powodu poważnej kontuzji. Holender znalazł się w podstawowym składzie na kolejne spotkania z Aston Villą i Brighton, w trakcie których na boisko wszedł też Riccardo Calafiori, czyli kolejny obrońca, którego Arsenal kupił za 50 mln euro z Bolonii.
Mikel Arteta, mimo że ostatecznie nie pozwolił Kiwiorowi na zmianę klubu latem, dał do zrozumienia, że Polak jest dla niego obecnie co najwyżej czwartym wyborem na lewej obronie. A w kadrze jest też przecież kontuzjowany obecnie Szkot Kieran Tierney, który ma za sobą niezły sezon na wypożyczeniu w Realu Sociedad. Na środku obrony, gdzie też mógłby grać Kiwior, niepodważalną pozycję mają William Saliba i Gabriel Magalhaes. Bardzo prawdopodobny jest więc scenariusz, że Kiwior straci całą jesień. A nie jest przecież powiedziane, że w styczniu, gdy kluby na całym świecie wydają mniej, Polakowi uda się zmienić klub.
Kiwior ma potężny problem. A problemy Kiwiora to także problemy reprezentacji Polski. Bo w ostatnich latach nie było zawodnika, który w kadrze miałby takie statystyki jak on. Aż trudno to sobie wyobrazić, ale od momentu debiutu w reprezentacji Polski, czyli od czerwca 2022 r., Kiwior nie opuścił ani jednego spotkania!
Mecz w Glasgow był dla 24-latka 27. występem z rzędu w drużynie narodowej. To absolutny rekord naszej reprezentacji. Poprzedni pod koniec lat 80. ustanowił Jan Urban, który zagrał w 25 spotkaniach z rzędu. Kiwior każdy mecz - włącznie z tymi na mundialu i Euro 2024 - zaczynał w pierwszym składzie. Stwierdzenie, że w ostatnich dwóch latach był dla kadry równie ważny jak Wojciech Szczęsny, Piotr Zieliński czy nawet Robert Lewandowski nie będzie przesadą.
Dla Czesława Michniewicza, Fernando Santosa i Probierza Kiwior był i jest piłkarzem absolutnie fundamentalnym. To na nim miała być budowana defensywa reprezentacji Polski i to on miał być jej liderem na lata. Ale na kilka miesięcy przed rozpoczęciem kwalifikacji do MŚ w 2026 r. kariera Kiwiora znalazła się na zakręcie, co jest potężnym problemem dla Probierza i kadry.
Selekcjoner ma dwa wyjścia. Albo zaprzeczy sam sobie i będzie wystawiał zawodnika, który nie gra w klubie, albo odstawi Kiwiora i spróbuje uszyć defensywę inaczej. Choć - mówiąc eufemistycznie - wielkiego pola manewru nie ma. W praktyce niemal żadnego.
- Dla was jest teraz najważniejsze, żebyście zaczęli grać w klubach. To jest klucz. Wiecie, że jeden czy drugi teraz nie gra, ale dostaliście powołanie, bo ta kadra musi wam pomóc, tak jak wy pomogliście jej w trudnych momentach. Ale musicie wywalczyć sobie miejsce w klubach - mówił Probierz na pierwszej odprawie tego zgrupowania, co mogliśmy usłyszeć we vlogu na kanale Łączy Nas Piłka.
Selekcjoner więc albo postawi na Kiwiora i meczami w kadrze spróbuje budować jego pewność siebie, albo zrażony jego występem w Glasgow będzie szukał dalej. A z doświadczenia już wie, że na pozycji środkowego obrońcy nie ma wielkiego wyboru. W końcu jesienią stawiał na Patryka Pedę z trzeciej ligi włoskiej, a jednym z bohaterów marcowego barażu z Walią okrzyknęliśmy 33-letniego Bartosza Salamona.
Chociaż w Glasgow z niezłej strony zaprezentował się Walukiewicz, a w klubie coraz lepiej radzi sobie Kamil Piątkowski, to sytuacja Kiwiora musi martwić. No, chyba że jak w poprzednim sezonie uśmiechnie się do niego szczęście i z powodu kontuzji kolegów zacznie grać w klubie. Na razie jednak nie ma co na to liczyć.