W lutym 2021 roku Patryk Dziczek zasłabł w meczu Salernitany z Ascoli w Serie B. Pół roku wcześniej coś podobnego zdarzyło się na zwykłym treningu. Od tamtego czasu pomocnik odwiedził wielu lekarzy i przeszedł wiele badań oraz testów. Ostatecznie wrócił do gry w sierpniu ubiegłego roku jako piłkarz Piasta Gliwice, który reprezentował przed wyjazdem do Włoch.
Ponad dwa i pół roku po dramatycznych wydarzeniach w meczu z Ascoli Dziczek zaliczył debiut w barwach reprezentacji Polski w wygranym 2:0 meczu z Wyspami Owczymi. Rozegrał w tym spotkaniu 82 minuty, a tak ocenił jego występ Bartłomiej Kubiak ze Sport.pl: "Kolejny debiutant, największa sensacja w składzie i autorski pomysł Probierza. Też nie było po nim widać wielkiej tremy, bo Dziczek potrafił krzyknąć i nie bał się ustawiać bardziej doświadczonych kolegów. [...] Zagrał poprawnie, ale to wszystko" - czytamy w ocenie występu Dziczka.
Po spotkaniu Dziczek rozmawiał z mediami, z którymi podzielił się wrażeniami z debiutu w barwach narodowych. - Moja droga do tego, by się tu znaleźć, była kręta, spowodowana problemami zdrowotnymi. Dzisiaj jestem najbardziej szczęśliwym człowiekiem na świecie. Gdyby powiedzieć mi miesiąc temu, że zagram dla reprezentacji, to sam bym w to nie wierzył - mówił cytowany przez Interię.
- To był ciężki okres. Przez pierwsze pół roku nie mogłem nic robić. Mogłem co najwyżej wyjść na spacer. Można powiedzieć, że prowadziłem życie emeryta. Później zacząłem indywidualne treningi. Przez rok czasu pracowałem z trenerem Michałem Puchałą w Pszczynie i przygotowałem się do tego powrotu. Cały czas wierzyłem, że uda mi się wrócić do gry w piłkę. I udało się, więc ta wiara wyszła mi na dobre - w taki sposób pomocnik Piasta opisywał proces dochodzenia do zdrowia.
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl
W drugim spotkaniu w trakcie przerwy reprezentacyjnej Biało-Czerwoni spotkają się z Mołdawią. Ten mecz zostanie rozegrany w niedzielę 15 października o 20:45 na Stadionie Narodowym w Warszawie. Pierwsze spotkanie między tymi zespołami zapisało się w historii polskiej piłki. Kadra prowadzona wtedy przez Fernando Santosa prowadziła w Kiszyniowie 2:0, żeby przegrać ostatecznie 2:3.
Komentarze (1)
Trudne chwile debiutanta pójdą w niepamięć po meczu z Wyspami. "Życie emeryta"