Lubański usłyszał od Belgów nieprzyjemne słowa. A Cash i Zalewski? "Przesadzamy"

Łukasz Jachimiak
- Usłyszałem dużo komentarzy, które dla mnie, jako Polaka, nie były przyjemne - mówi mieszkający w Belgii Włodzimierz Lubański. Legendarny piłkarz reprezentacji Polski oczekuje, że po 1:6 w Brukseli kadra prowadzona przez Czesława Michniewicza zrewanżuje się Belgom. Mecz Polska - Belgia w 4. kolejce Ligi Narodów we wtorek o 20.45 w Warszawie. Relacja na żywo na Sport.pl

8 czerwca w Brukseli Polska przegrała z Belgią 1:6. To najwyższa porażka naszej reprezentacji od 12 lat - również 8 czerwca, tyle że 2010 roku, kadra prowadzona przez Franciszka Smudę została rozbita przez Hiszpanię 6:0.

Zobacz wideo Dlaczego piłkarze tak dużo zarabiają?

- Na pewno polscy zawodnicy są podrażnieni wynikiem 1:6. To nie ulega żadnej wątpliwości, że taki wynik wpłynął na ambicję każdego naszego piłkarza - mówi Włodzimierz Lubański przed rewanżem. Mecz Polska - Belgia w Warszawie odbędzie się w ramach 4. kolejki Ligi Narodów. Po połowie rozgrywek w grupie 4 dywizji A tabela wygląda tak:

  1. Holandia 7 pkt, bramki 8:4
  2. Belgia 4 pkt, 8:6
  3. Polska 4 pkt, 5:9
  4. Walia 1 pkt, 3:5

Łukasz Jachimiak: Jak trudno się panu żyło dzień po porażce Polski z Belgią aż 1:6? Domyślam się, że belgijscy przyjaciele trochę panu podokuczali.

Włodzimierz Lubański: Dokuczali, oj dokuczali! Usłyszałem dużo komentarzy, które dla mnie, jako Polaka, nie były przyjemne. Szczególnie pośmiali się belgijscy koledzy, z którymi grałem w tutejszej lidze. Ale i koledzy z życia pozapiłkarskiego pożartowali. Wszyscy podkreślali, że spodziewali się o wiele więcej po polskim zespole. Ja oczywiście też. Niestety, nasz zespół rozegrał bardzo słaby mecz. A wynik 1:6 na tym poziomie, w grze o punkty, zdarza się bardzo rzadko. Wszyscy byli zaskoczeni.

Teraz zaskoczony jest Louis van Gaal. Trener Holandii dziwi się, że Polacy cieszyli się po remisie 2:2. Mówi, że nie rozumie polskich piłkarzy i trenera Czesława Michniewicza świętujących, że udało im się nie przegrać. Pan też się dziwi?

- Van Gaal jest znany ze swoich wypowiedzi, często prowokacyjnych. Na tle Holandii Polska wyglądała troszeczkę bardziej optymistycznie niż w Brukseli.

Tylko troszeczkę?

- Tak, trochę. Nie ukrywajmy, że Holendrzy byli wyraźnie lepszym zespołem. Z wyższą kulturą gry, z lepszym rozprowadzaniem akcji. My mieliśmy więcej szczęścia. Przede wszystkim jeśli chodzi o wykańczanie akcji, w czym okazaliśmy się bardzo skuteczni. Ale na pewno zespół polski w mecz w Rotterdamie włożył więcej sił niż w ten w Brukseli. Więcej było zaangażowania, więcej ambicji. To się opłacało. Remis to dla nas bardzo korzystny wynik.

Jaka jest prawda o Polsce? Pewnie wielu się nabrało, że już stać nas na walkę z najlepszymi, gdy Robert Lewandowski strzelił gola i prowadziliśmy z Belgami. Później po porażce 1:6 wszyscy poczuliśmy, że do czołówki brakuje nam ogromnie dużo. A teraz, po remisie w Holandii, pewnie wielu nie wie, co myśleć.

- Trzeba na sprawę patrzeć realnie. Zespół belgijski jest dużo, dużo lepszy. Zespół holenderski również. Oczywiście ułożyło nam się tak, że pierwsi strzelaliśmy bramki i do pewnego momentu mogliśmy myśleć, że to będzie ładnie wyglądało przez cały czas. Ale zwłaszcza Belgowie pokazali wszystkim, jaka jest różnica w klasie zespołów.

Spodziewa się pan, że różnica w klasie będzie widoczna również w rewanżu w Warszawie?

- Na pewno polscy zawodnicy są podrażnieni wynikiem 1:6. To nie ulega żadnej wątpliwości, że taki wynik wpłynął na ambicję każdego naszego piłkarza. A do tego zagramy w domu, przed publicznością, która na pewno będzie wspaniała. Chłopcy na Stadionie Narodowym będą pchani do maksymalnego wysiłku i muszą zagrać o jak najlepszy wynik.

U Belgów nie zagrają m.in. De Bruyne, Lukaku i Carrasco, ale pewnie na to nie powinniśmy zwracać zbyt wielkiej uwagi, bo Belgowie mają wartościowych zmienników, którzy mecz w Warszawie potraktują jako swoją szansę.

- Tak, ale nie ulega wątpliwości, że brak akurat tych graczy oznacza obniżenie poziomu belgijskiego zespołu. To jest dla nas szansa. Brak trzech piłkarzy światowej klasy musimy wykorzystać. Oni robią różnicę. Ale oczywiście szansę dostaną zawodnicy, którzy od tych nie są dużo słabsi. Spodziewam, się, że nieobecność De Bruyne będzie miała wpływ na ofensywę Belgów, ale to absolutnie nie znaczy, że nagle będzie nam łatwo.

Czeka pan szczególnie na występ któregoś z Polaków? Po meczu z Holandią wiele pochwał zebrali zwłaszcza Nicola Zalewski i Matty Cash - podkreśla się, że dają nową jakość, że po nich widać, że byli wyszkoleni na Zachodzie. Zgadza się pan z tymi opiniami?

- Jak zwykle przesadzamy. Ci chłopcy muszą potwierdzić to wszystko, co już się o nich mówi. Natomiast oczywiście po 1:6 w Brukseli w Rotterdamie zawiał dla nas wiatr optymizmu. Charakterystyczna była większa szybkość naszych piłkarzy, większa agresywność - to trzeba pokazywać zawsze. Musi być walka, musi być maksymalne zaangażowanie. To tym młodym chłopakom rzeczywiście dobrze wychodziło.

Myśli pan, że Belgom trzeba od pierwszej akcji pokazać, że nie odpuścimy żadnej piłki? Trzeba nie dać im złapać rytmu, nie pozwolić się rozkręcić?

- Już przed meczem w Brukseli mówiłem, że najsłabszą stroną zespołu belgijskiego jest defensywa. I że jeżeli podejdziemy wyżej i odważnie spróbujemy odbierać piłkę, jeżeli będziemy przeszkadzać obrońcom w rozgrywaniu, to będziemy mieli szansę stworzyć sobie sytuacje bramkowe, zaskoczyć ich. Okazało się, że myśmy się ustawili 30 metrów od bramki i czekaliśmy aż oni podejdą pod nasze pole karne. To nie było najlepsze rozwiązanie. Utrzymuję, że najsłabszą formacją Belgów jest defensywa. Należałoby to wykorzystać.

Potrafimy wykorzystywać słabości tak mocnych drużyn? Po meczu w Brukseli pojawiły się opinie, że mniej więcej to samo czeka nas na mundialu w starciu z Argentyną.

Nie przesadzajmy, nie ma sensu robić aż takich porównań. Natomiast na pewno wiadomo, że jeżeli będziemy grać w taki sposób, to na mistrzostwach świata będziemy tylko uczestnikiem, a nie zespołem, który o coś powalczy. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że w Katarze będzie się grało jeszcze trudniej niż to było w Belgii i Holandii.

Jaki wynik uznałby pan za rehabilitację po 1:6?

- Niech chłopcy powalczą od pierwszej do ostatniej akcji. Wynik to sprawa otwarta, mogą być momenty szczęśliwe, które nam pomogą. Jak w Rotterdamie, gdzie Depay zmarnował rzut karny w ostatniej minucie. Oczekuję jednego - rewanżu, jeśli chodzi o zaangażowanie całego zespołu.

Na wszelki wypadek wyłączy pan telefon, żeby belgijscy koledzy nie dzwonili?

- Umówiłem się z nimi na wspólne oglądanie tego meczu. Spodziewam się odpowiedniego zaangażowania naszego zespołu. Nie może być inaczej. I naprawdę bardzo też liczę na duże wsparcie publiczności. To pchnie chłopaków do najwyższego wysiłku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.