• Link został skopiowany

Progresywna Europa wymierzyła policzek piłkarkom. Infantino poniósł klęskę

Michał Kiedrowski
Nie pomogły naciski, nie pomogło ultimatum, nie pomogło odwołanie się do progresywnych wartości. Gianni Infantino nie uzyskał w Europie tego, czego chciał dla kobiecych mistrzostw świata.
Fot. Francois Mori / AP
Zobacz wideo

Jeszcze półtora miesiąca temu wydawało się, że do podpisania umowy na pokazywanie kobiecego mundialu w ogóle nie dojdzie. Gianni Infantino szef Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) grzmiał: - Jeśli oferty nadal nie będą uczciwe, będziemy zmuszeni do nietransmitowania mistrzostw świata do krajów europejskiej "Wielkiej Piątki" (Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania).  

Umowy na pokazywanie kobiet 100 razy gorsze niż dla mężczyzn

Aby wywrzeć na opinii publicznej w Europie większą presję, Szwajcar dodał: - Oglądalność mistrzostw świata w piłce nożnej kobiet wynosi 50-60 procent mistrzostw świata mężczyzn, jednak oferty nadawców z "Wielkiej Piątki" są od 20 do 100 razy gorsze. Konkretnie rzecz ujmując podczas gdy nadawcy płacą 100-200 mln dol. za mistrzostwa świata w piłce nożnej mężczyzn, za MŚ kobiet oferują tylko od jednego do 10 milionów. To policzek wymierzony wszystkim wspaniałym zawodniczkom, które wystąpią podczas mistrzostw świata, a nawet wszystkim kobietom na całym świecie. Po pierwsze sto procent wszelkich uiszczonych opłat za prawa trafi prosto do kobiecego futbolu, w ramach naszych dążeń do promowania równych warunków i wynagrodzeń. Po drugie nadawcy, szczególnie publiczni mają obowiązek promowania i inwestowania w sport kobiet. 

Magazyn "Kicker" ujawnił, że publiczne telewizje niemieckie ARD i ZDF zaoferowały jedynie pięć mln euro za transmisje kobiecego mundialu, podczas gdy za męski zapłaciły 214 mln euro. Włosi dawali milion euro, a Brytyjczycy ok. 8 mln funtów. Tu trzeba dodać, że wcześniej FIFA sprzedawała razem prawa do transmisji obu mundiali. Kto kupował prawa do męskich mistrzostw świata, zobowiązywał się do pokazania również kobiecych.

Gianni Infantino upomniał się o równie wynagrodzenia dla kobiet i mężczyzn

Teraz Infantino uczynił z praw do transmisji element debaty nie tylko ekonomicznej, ale też społecznej. "Apelujemy do piłkarek i piłkarzy, kibiców, działaczy, prezydentów, premierów, polityków i dziennikarzy z całego świata, aby przyłączyli się do nas i poparli apel o sprawiedliwe wynagrodzenie kobiecej piłki nożnej. Kobiety na to zasługują! To takie proste" - napisał Infantino na Instagramie. 

 

Można dosadnie powiedzieć, że szef FIFA mocno pojechał po najczulszych strunach w mediach współczesnego zachodniego świata, w którym kwestie równości kobiet i mężczyzn stanowią ważną kwestię publicznej debaty. FIFA idąc w tym duchu, zwiększyła pulę nagród w mistrzostwach świata kobiet z 50 mln dol. do 152 mln w 2023 r. i obiecała, że w 2027 r. premie w obu turniejach będą takie same. Wobec tych obietnic cios ze strony telewizyjnych nadawców był wyjątkowo otrzeźwiający.

Infantino minął się z prawdą, jeśli chodzi o oglądalność kobiecych MŚ

Warto tu jednak zwrócić uwagę, że Infantino w ferworze walki o pieniądze poważnie minął się z prawdą. Otóż oglądalność kobiecego mundialu jest o wiele niższa, niż przekazał to w swojej wypowiedzi. O ile jest gorsza od męskiego, to zależy, na które wielkości zwrócimy uwagę. Jeśli chodzi o tzw. unikalnych widzów, którzy obejrzeli co najmniej minutę przekazu, to różnica jest trzykrotna (1,12 mld widzów wobec 3,57 mld). Ale jeśli chodzi o najważniejszą dla rynku telewizyjnego wielkość, czyli średnią oglądalność meczów na żywo, to różnica rośnie do jedenastu razy (17,27 mln u kobiet i 191 mln u mężczyzn). Gdy spojrzymy na skumulowaną liczbę obejrzanych przez kibiców godzin transmisji, to różnica rośnie do czternastu razy (2,49 mld wobec 34,66 mld). 

Tyle tylko, że kobiecy mundial przed czterema laty odbywał się we Francji i to Europejczycy stanowili największą część jego widowni. Teraz mecze będą się odbywać w fatalnym dla Starego Kontynentu czasie: w środku nocy albo rano. Nie ma więc szans, żeby mistrzostwa świata powtórzyły sukces sprzed czterech lat.

Oczywiście Infantino twierdzi, że to tylko wymówka. Zapomina jednak też o innym fakcie. Ceny praw telewizyjnych mundiali są wyśrubowane do poziomu, który nie pozwala, by na pokazywaniu turnieju ktokolwiek mógł zarobić. No, chyba że pokaże część meczów w płatnych kanałach. Publiczni nadawcy pokazują mecze mundialu przede wszystkim ze względów społecznych i prestiżowych. Zyskiem jest natomiast wysoka oglądalność, która wpływa potem na pozycję stacji w zestawieniach rocznych czy miesięcznych. - Kupują sportowe prawa telewizyjne, choć wiedzą, że stracą na tym pieniądze. Ale tu w grę wchodzi wizerunek i strategia. Widzą, że jeśli nie kupią sportu, to po prostu znikną - mówi w serwisie "The Athletic" Pierre Maes, niezależny specjalista od sportowego rynku medialnego.

Mundial 2023 to dla Europy zły produkt

- Problemem FIFA jest to, że oferuje zły produkt - mówi Maes. - Nie chodzi o to, że kobiecy futbol to zły produkt, ale że akurat te mistrzostwa świata są złym produktem dla europejskiego rynku. Terminarz jest fatalny dla nadawców. Najważniejszą częścią negocjacji jest cena, a wartość praw telewizyjnych wynika z rywalizacji między nadawcami o ich zdobycie. W Europie na każdym z pięciu wielkich rynków nie ma konkurencji. Nazywamy to rynkiem kupującego, bo kupujący decyduje o cenie. Problemem w Europie są oczekiwania FIFA i Infantino. Są to kluczowe rynki dla jego biznesplanu. Tutaj władza należy jednak do nadawców.

Aby zobaczyć, jak bardzo rozmijają się oczekiwania FIFA i Infantino, warto sięgnąć do szacunków firmy Ampere, według której globalna wartość praw telewizyjnych całego kobiecego sportu w 2023 r. wyniesie ok. 350 mln dol. Całego, czyli poza piłką nożną również golfa, tenisa, siatkówki, koszykówki itp. To około jednego procenta tego, co generuje męski sport.

Nie pomogły naciski. FIFA nie osiągnęła swojego celu

Na nadawców naciskał nie tylko Infantino, ale też ministrowie sportu z krajów, które miał być pozbawione transmisji. Wydali oni specjalne oświadczenie, które nawoływało do porozumienia w imię popularyzacji sportu kobiecego.

Ostatecznie porozumienie zawarto w środę i choć nie podano szczegółów, można oczekiwać, że to raczej nadawcy postawili na swoim niż FIFA. Infantino był pod ścianą, bo sponsorzy nie darowaliby mu braku transmisji w największych krajach Europy. 

Umowę podpisała Europejska Unia Nadawców (EBU) i jest to rozszerzona wersja kontraktu, który zwarto już w październiku 2022 r. Wtedy umowa obejmowała 28 krajów, teraz doszło sześć nowych: Wielka Brytania, Francja, Włochy, Hiszpania, Niemcy i Ukraina. Widać więc wyraźnie, że nadawcy postawili na swoim i FIFA nie wynegocjowała z nimi odrębnych porozumień, tak jak chciała. Umowa EBU nie obejmuje Polski, Szwecji, Danii i Norwegii. W tych krajach mundial kobiecy pokaże platforma Viaplay. 

Ostatnim dużym krajem, który wciąż nie zawarł umowy z FIFA na kobiecy mundial, jest Japonia. Tam też negocjacje utknęły w martwym punkcie. Mistrzostwa rozpoczną się 20 lipca. Wezmą w nim udział 32 reprezentacje. 

Więcej o: