• Link został skopiowany

Dzięki niemu maleńki kraj przeszedł do historii MŚ. Nie żyje "trener wszystkich trenerów"

Konrad Ferszter
Miroslav Blazević nie lubił rozmawiać o taktyce, ale dla Chorwatów był "trenerem wszystkich trenerów". To on sprawił, że maleńki kraj pękał z dumy w trakcie mistrzostw świata w 1998 r. Bez jego nauk nie byłoby też chorwackich sukcesów na dwóch ostatnich mundialach. Blazević zmarł w środę, dwa dni przed 88. urodzinami.
Miroslav Blazević
AP / Sport.pl

Zawsze mówił o sobie, że jest najlepszym trenerem na świecie. - Pewnie wymieniłbym kilku lepszych, ale na pewno był najlepszy dla nas. Dla każdego z nas był jak ojciec. Fabio Capello, Alex Ferguson czy Arsene Wenger nie doprowadziliby nas do trzeciego miejsca na świecie - powiedział Slaven Bilić, były selekcjoner reprezentacji Chorwacji, który w 1998 r. był podstawowym obrońcą rewelacyjnej kadry Miroslava Blazevicia.

Zobacz wideo Pia Skrzyszowska wygrywa rzutem na taśmę! "Ja się nie znam, słucham się mojego trenera"

"Trener wszystkich trenerów", jak nazywają go w Chorwacji, nie był taktycznym geniuszem, choć sam za takiego się uważał. Blazević bazował przede wszystkim na świetnej atmosferze, bliskich relacjach z piłkarzami i miłości do ojczyzny. Dzięki szczególnym więzom i wielkiemu patriotyzmowi Chorwaci odnieśli ogromne sukcesy w zaledwie siedem lat po odzyskaniu niepodległości.

- Nie potrzebowaliśmy kogoś, kto nauczyłby nas grać w piłkę. Mieliśmy wybitnych piłkarzy. Blazević potrafił jednak zmotywować jak nikt inny. Gdybyś miał przed sobą mecz z Estonią, to przygotowałby cię do niego jak do wyjazdowego spotkania z Brazylią. Miał w głowie plan na kilka dni. Codziennie prowokował jakieś małe zdarzenie, by nieco pobudzić każdego z nas, a gdy to zrobił, mówił, żebyśmy poszli do klubu nocnego. Wiedzieliśmy, że bardzo często kłamał, ale na każdy mecz wychodziliśmy jak na wojnę - wspominał Bilić.

- Byliśmy gotowi, mimo że nie kładł wielkiego nacisku na taktykę. Zawodnika rywali potrafił nazwać "kimkolwiek", a mówił o nim takie rzeczy, że mieliśmy pewność, że nigdy go nie widział. Robił to jednak w taki sposób, że nikogo nie lekceważyliśmy - dodał.

Spuścili Niemcom historyczne lanie

Ekscentryzm Blazevicia zaprowadził Chorwatów do jednego z największych zwycięstw w historii. A na pewno największego w tamtym czasie. 4 lipca 1998 r. Chorwaci rozbili 3:0 ówczesnych mistrzów Europy - Niemców - i awansowali do półfinału mistrzostw świata. Drużyna Blazevicia była pierwszą od 1966 r., która dotarła do tego etapu w mundialowym debiucie. Dla Niemców była to najwyższa porażka od 1954 r. i słynnej klęski 3:8 z Węgrami.

- To nie tylko kwestia sportu. Ten mecz miał też swoje reperkusje polityczne. Przed 1/8 finału o Chorwacji słyszało pewnie maksymalnie 5 proc. kibiców. Przed ćwierćfinałem było to może 15 proc. Teraz nie wyobrażam sobie, by ktoś nas nie znał - mówił po meczu Blazević, który chwilę później utonął w ramionach Franjo Tudjmana. Selekcjoner przyjaźnił się z ówczesnym prezydentem Chorwacji, wielkim kibicem, który - według relacji Bilicia - w szatni płakał jak dziecko.

Po latach Blazević nazwał ten mecz jednym z najtrudniejszych w jego trenerskiej karierze. Ale nie chodziło mu o poziom rywala, który pokonał jego drużynę w ćwierćfinale Euro 96. Ważniejsza była huśtawka nastrojów, jaką przeżył przed spotkaniem i to, co wydarzyło się w szatni.

Jeszcze pięć godzin przed meczem Blazević ze spokojem palił papierosy, zajadając się ulubionymi czekoladkami i arbuzem. W dobrym humorze utrzymał go faks z Zagrzebia od zaprzyjaźnionego astrologa. - Wszystko wskazywało, że Niemcy będą mieli wielkie problemy - wspominał rzecznik prasowy chorwackiej kadry - Darko Tironi.

Blazević był pewny swojego planu na mecz. - Spędziłem całą noc, myśląc o teorii - mówił w "Odwróconej piramidzie", książce o historii taktyki piłki nożnej. - Miałem problem z Oliverem Bierhoffem, ponieważ nie dysponowałem zawodnikiem zdolnym pokonać go w powietrzu. Wpadłem więc na pomysł, by nie dopuścić do wrzutek - dodał.

- Zamierzałem opowiedzieć zawodnikom historię o Rommlu i Montgomerym. Rommel był znacznie lepszym strategiem, ale nie miał paliwa. Czołgi więc nie mogły ruszyć i Montgomery wygrał. (...) Szedłem do szatni z głową wypełnioną teoriami, a w każdej szatni znajdowało się mnóstwo luster. Spojrzałem na swoje odbicie, byłem prawie zielony. Pomyślałem więc: "O mój Boże, czy ja umieram?".

- Zapisałem wszystko na papierze, ale nie zacząłem o tym mówić. Nie mogłem, bo zastanawiałem się, czy tam nie umrę. (...) Zgniotłem więc kartki i w ciągu siedmiu minut nie powiedziałem nic z tego, co na nich zapisałem. Pieprzyć teorię. Stwierdziłem tylko: "Musicie dziś wyjść i umrzeć za chorwacką flagę i ludzi, którzy oddali swoje życie". Nic o Bierhoffie. I wygraliśmy 3:0.

Winny porażki z Francją

Od porażki z Niemcami na Euro 96 Blazević bez przerwy mówił swoim piłkarzom, że są najlepszą drużyną na świecie. - Na początku się z tego śmialiśmy, bo nie wierzyliśmy ani jemu, ani w siebie. W końcu zrozumieliśmy, o co mu chodziło. Byliśmy w półfinale mundialu i naprawdę mogliśmy zdobyć ten tytuł - mówił Bilić.

Ostatecznie Chorwaci mistrzostwa świata nie zdobyli. Wszystko przez porażkę 1:2 z późniejszymi mistrzami - Francuzami. Chorwacja przegrała tamten mecz, mimo że prowadziła od 46. minuty po golu Davora Sukera, a od 74. minuty grała w przewadze po czerwonej kartce dla Laurenta Blanca.

W tamtym momencie było już 2:1 dla Francji, a na chorwackiej ławce wciąż siedziała jedna z gwiazd zespołu - Robert Prosinecki. Zdaniem Bilicia były piłkarz m.in. Realu Madryt i FC Barcelony razem ze Zvonimirem Bobanem i Aljosą Asanoviciem tworzyli "najbardziej kreatywną linię pomocy w dziejach". Mimo to w meczu z Francją Prosinecki wszedł na boisko dopiero w 89. minucie. Według wielu wynik byłby zupełnie inny, gdyby pomocnik dostał więcej czasu.

Dziennikarze i kibice widzieli w Blazeviciu winowajcę porażki z Francją. Sam selekcjoner tłumaczył, że Prosinecki dzień przed meczem udawał kontuzję na treningu, czemu sam zawodnik zaprzeczał. - Bardzo go cenię, bo to wyjątkowy człowiek. Ale z jakiegoś powodu zawsze miał ze mną problem. Gdybym zagrał wtedy co najmniej 30 minut, mógłbym zrobić coś pożytecznego. Kto wie, może zostalibyśmy mistrzami świata? To był jego błąd - mówił Prosinecki w 2014 r.

Panowie szybko doszli do porozumienia. Mecz o trzecie miejsce Prosinecki zaczął w podstawowym składzie, strzelił gola, a Chorwacja pokonała Holandię 2:1. - Nie mogłem być bardziej dumny. Przyjechaliśmy z małego, anonimowego kraju i zajęliśmy trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Może i mamy niewielkie państwo, ale mamy wielkich piłkarzy i drużynę - mówił Blazević.

Niedoszły ksiądz, który był mistrzem w biegach narciarskich

O ekscentrycznym selekcjonerze i jego "synach" mówił cały świat. Blazević był na szczycie, a niewiele brakowało, by w ogóle nie zaczął się na niego wspinać. Kiedy miał 16 lat matka, która marzyła, by został księdzem, wysłała go do klasztoru. Blazević wyleciał z niego po kilku dniach po tym, jak zalecał się do jednej z zakonnic. Dwa lata później zdobył mistrzostwo Jugosławii w biegach narciarskich. Blazević dokonał tego jako pierwszy zawodnik spoza Słowenii.

Sam mówił o sobie, że był bardzo słabym piłkarzem. Blazević, który grał na prawym skrzydle, skończył karierę w wieku 30 lat po kontuzji, jakiej doznał, gdy występował w FC Sion. Do Szwajcarii wyjechał dwa lata wcześniej i to tam zaczął przygodę z trenerką. Pracę w klubach na początku łączył z etatem woźnego, a potem pracownika fabryki zegarków. Ale Blazević nie bał się wyzwań. Początkujący trener miał cel i twardy charakter wykształcony przez burzliwe dzieciństwo.

O tym, jakim był człowiekiem, świadczy anegdota z "Odwróconej piramidy". "Krótko po tym, jak został trenerem w Vevey, jakaś starsza kobieta zastała go zamiatającego szatnię.

- Dlaczego to robisz? - zapytała. - To nie twoja praca, jesteś naszym pierwszym trenerem.

- Tak, jestem pierwszym trenerem - odpowiedział Blazević. - A któregoś dnia zostanę trenerem reprezentacji Szwajcarii.

Starsza kobieta się zaśmiała. - Tak, oczywiście - odparła. - A ja któregoś dnia zostanę miss Szwajcarii.

Blazević, po prowadzeniu drużyn ze Sionu i Lozanny, został trenerem kadry. O osiągnięciach starszej pani w konkursach piękności nic nie wiadomo".

Innowacyjne 3-5-2

Chorwat poprowadził reprezentację Szwajcarii tylko dwa razy w roli tymczasowego selekcjonera. Jego sława stawała się jednak coraz większa, co w końcu postanowili wykorzystać w jego ojczyźnie. W 1980 r. Blazević zaczął odbudowę podupadłego giganta - Dinama Zagrzeb.

W ciągu zaledwie dwóch lat trener wyciągnął drużynę z kryzysu i zdobył z nią pierwsze od 24 lat mistrzostwo Jugosławii. Ci bardziej przesądni twierdzili, że wielka w tym zasługa charakterystycznego, białego, jedwabnego szalika, który Blazević zakładał na każdy mecz. Bardziej merytoryczne uwagi koncentrowały się na umiejętnej wymianie kadry i wprowadzeniu innowacyjnego ustawienia 3-5-2. Innowacyjnego, bo w tamtym czasie większość jugosłowiańskich drużyn grała w ustawieniu 4-3-3.

- Żeby zadecydować, jakim ustawieniem i taktyką grać, musisz uwzględnić trzy czynniki: cechy zawodników, którymi dysponujesz, tradycję i odpowiednie zastosowanie pierwszego i drugiego czynnika w aktualnym systemie gry - mówił Blazević.

- Tylko słaby trener przyjdzie do nowego klubu i powie: "Będę grać tym systemem". I to bez uwzględnienia cech piłkarzy, których ma w składzie. Tylko słaby trener staje się ofiarą systemu - dodał.

Do mistrzostwa kraju zdobytego z Dinamem Blazević dorzucił jeszcze tylko Puchar Jugosławii. Pierwsza z czterech kadencji w klubie zakończyła się w 1983 r. po tym, jak pokłócił się z jego władzami. Blazević ruszył w świat. W ciągu 10 lat pracował w pięciu różnych klubach, wyjeżdżając do Szwajcarii, Grecji i Francji. 

Blazević stopniowo budował swoją markę. Z Grasshopperem Zurych zdobył mistrzostwo Szwajcarii, w trakcie trzeciej kadencji w Dinamie dał mu pierwsze mistrzostwo niepodległej Chorwacji. Kiedy w 1994 r. otrzymał propozycję objęcia kadry narodowej, nie miał wyboru. Nie mógł zawieść swojego przyjaciela - Tudjmana - z którym grywał w tenisa, a który naciskał na niego w tej kwestii.

Carlosa Bilardo nie oszczędził

Blazević nigdy nie lubił rozmów o systemach, ustawieniach i taktycznych zawiłościach. Zawsze uważał, że najlepiej przygotowana taktyka zawiedzie, gdy piłkarze nie będą odpowiednio zmotywowani. Blazević uznawał jednak jeden wyjątek: własne, "innowacyjne" 3-5-2 wprowadzone w Dinamie. 

"Są tacy - z samym Blazeviciem na czele - którzy uważają, że 3-5-2 to twór Blazevicia z czasów pracy w Dinamie Zagrzeb. Jak to ujął: 'Synu, powiem ci prawdę. System 3-5-2 wynalazł w 1982 r. Blazević" - pisał Jonathan Wilson w "Odwróconej piramidzie".

"Blazević - jak przystało na człowieka jedynego w swoim rodzaju i starającego się to podkreślać - upiera się, że 3-5-2 to w całości jego pomysł, do tego stopnia, że gdy Carlos Bilardo przypisał sobie autorstwo tego ustawienia, Chorwat nazwał Argentyńczyka 'fiutem'. Według jego wersji nie był to proces ewolucyjny, idea wyskoczyła z jego głowy już w całości uformowana" - dodał.

Mimo że Blazević nie był człowiekiem konfliktowym, praw do ustawienia 3-5-2 bronił jak lew. Nieważne dla niego było to, że bardzo popularna dziś formacja, była znana jeszcze zanim on został trenerem. Zdaniem Blazevicia tylko jego Dinamo grało tak odważnie i intensywnie od samego początku meczu. Jego drużyna często zyskiwała nawet dwubramkową przewagę w pierwszych 20 minutach, bo rywale nie byli w stanie dostosować się ani do ustawienia, ani stylu Dinama.

Inspirował swoich następców 

Blazević nie tylko odniósł wielkie sukcesy jako trener. On też inspirował kolejnych selekcjonerów. Kiedy Chorwaci dwukrotnie ogrywali Anglików w eliminacjach Euro 2008, drużynę prowadził Bilić. W 2017 r. kadrę objął Zlatko Dalić, który ponad 10 lat wcześniej był asystentem Blazevicia w Varteksie Varazdin.

- Nie wstydzę się powiedzieć, że wiele się od niego nauczyłem. Pracowałem z nim przez dwa lata ten czas sprawił, że zrobiłem wiele kroków naprzód. Był moją inspiracją - przyznał Dalić, który w 2018 r. przebił wyczyn Blazevicia. Na mundialu w Rosji Chorwaci doszli do finału, gdzie znów pokonali ich Francuzi. Dla większości obserwatorów postawa Chorwatów znów była sensacją, choć Blazević jeszcze przed turniejem wróżył rodakom sukces.

- Przed każdym turniejem jest takie samo grono faworytów. Ale tym razem na pewno dojdzie do małej niespodzianki. Według mnie Chorwacja jest jednym z głównych faworytów do mistrzostwa - mówił kilka tygodni przed rozpoczęciem mundialu. 

- Luka Modrić, Ivan Rakitić, Ivan Perisić, Mario Mandżukić, Dejan Lovren i wielu innych. To wspaniali piłkarze. Mamy odpowiedni balans między gwiazdami a zawodnikami harującymi dla drużyny. Mamy wszystko, by odnieść sukces - dodał. 

Na ostatnim turnieju w Katarze Chorwaci wypadli niewiele gorzej, sięgając po brąz. - Szefie, to dla ciebie. To ty zacząłeś to wszystko w 1998 r. Ten sukces jest także twój - mówił Dalić po meczu o brąz, dedykując zwycięstwo Blazeviciowi.

"Nie chcę, by mnie opłakiwano"

Wtedy 87-latek był już bardzo słaby. Od długiego czasu zmagał się z nowotworem prostaty. Dla Blazevicia była to już trzecia walka z chorobą, którą pierwszy raz zdiagnozowano u niego w 2011 r.  - Wyniki są bardzo złe. Lekarzom udało się usunąć przerzuty z trzech miejsc, ale w międzyczasie nowotwór przeniósł się do kości i rozprzestrzenił na żebra i miednicę. Ale zaakceptowałem tę sytuację. Jedyne czego pragnę, to odejść bez bólu. Zawsze miałem niski próg tolerancji na niego - mówił w 2021 r.

- Będę szczery: mój czas dobiegł końca. Mam prawie 88 lat, wiele przeżyłem. Co jeszcze mogę? Już tylko pogodzić się z tym, że moja sytuacja zdrowotna jest katastrofalna. Ale nie chcę, by mnie opłakiwano. Osiągnąłem zbyt wiele, by wylewać przeze mnie łzy. Odchodzę w spokoju i to jest w porządku. Poza tym dawno odeszli już wszyscy moi przyjaciele i tęsknię za nimi - dodawał w listopadzie.

O jego śmierci pisały portale na całym świecie. Nie tylko na Bałkanach, ale też tam, gdzie pracował i nauczał: w Szwajcarii, Grecji, a nawet Iranie oraz Chinach. W poruszający sposób Blazevicia pożegnał kapitan chorawckiej kadry, zdobywca Złotej Piłki - Luka Modrić.

- Byłeś gigantem chorwackiego futbolu. Dorastałem na twojej legendzie, inspirowałeś nas każdego dnia. Bez tego nie byłbym tu, gdzie jestem. Żegnaj, "trenerze wszystkich trenerów".

Więcej o: