Zawsze mówił o sobie, że jest najlepszym trenerem na świecie. - Pewnie wymieniłbym kilku lepszych, ale na pewno był najlepszy dla nas. Dla każdego z nas był jak ojciec. Fabio Capello, Alex Ferguson czy Arsene Wenger nie doprowadziliby nas do trzeciego miejsca na świecie - powiedział Slaven Bilić, były selekcjoner reprezentacji Chorwacji, który w 1998 r. był podstawowym obrońcą rewelacyjnej kadry Miroslava Blazevicia.
"Trener wszystkich trenerów", jak nazywają go w Chorwacji, nie był taktycznym geniuszem, choć sam za takiego się uważał. Blazević bazował przede wszystkim na świetnej atmosferze, bliskich relacjach z piłkarzami i miłości do ojczyzny. Dzięki szczególnym więzom i wielkiemu patriotyzmowi Chorwaci odnieśli ogromne sukcesy w zaledwie siedem lat po odzyskaniu niepodległości.
- Nie potrzebowaliśmy kogoś, kto nauczyłby nas grać w piłkę. Mieliśmy wybitnych piłkarzy. Blazević potrafił jednak zmotywować jak nikt inny. Gdybyś miał przed sobą mecz z Estonią, to przygotowałby cię do niego jak do wyjazdowego spotkania z Brazylią. Miał w głowie plan na kilka dni. Codziennie prowokował jakieś małe zdarzenie, by nieco pobudzić każdego z nas, a gdy to zrobił, mówił, żebyśmy poszli do klubu nocnego. Wiedzieliśmy, że bardzo często kłamał, ale na każdy mecz wychodziliśmy jak na wojnę - wspominał Bilić.
- Byliśmy gotowi, mimo że nie kładł wielkiego nacisku na taktykę. Zawodnika rywali potrafił nazwać "kimkolwiek", a mówił o nim takie rzeczy, że mieliśmy pewność, że nigdy go nie widział. Robił to jednak w taki sposób, że nikogo nie lekceważyliśmy - dodał.
Ekscentryzm Blazevicia zaprowadził Chorwatów do jednego z największych zwycięstw w historii. A na pewno największego w tamtym czasie. 4 lipca 1998 r. Chorwaci rozbili 3:0 ówczesnych mistrzów Europy - Niemców - i awansowali do półfinału mistrzostw świata. Drużyna Blazevicia była pierwszą od 1966 r., która dotarła do tego etapu w mundialowym debiucie. Dla Niemców była to najwyższa porażka od 1954 r. i słynnej klęski 3:8 z Węgrami.
- To nie tylko kwestia sportu. Ten mecz miał też swoje reperkusje polityczne. Przed 1/8 finału o Chorwacji słyszało pewnie maksymalnie 5 proc. kibiców. Przed ćwierćfinałem było to może 15 proc. Teraz nie wyobrażam sobie, by ktoś nas nie znał - mówił po meczu Blazević, który chwilę później utonął w ramionach Franjo Tudjmana. Selekcjoner przyjaźnił się z ówczesnym prezydentem Chorwacji, wielkim kibicem, który - według relacji Bilicia - w szatni płakał jak dziecko.
Po latach Blazević nazwał ten mecz jednym z najtrudniejszych w jego trenerskiej karierze. Ale nie chodziło mu o poziom rywala, który pokonał jego drużynę w ćwierćfinale Euro 96. Ważniejsza była huśtawka nastrojów, jaką przeżył przed spotkaniem i to, co wydarzyło się w szatni.
Jeszcze pięć godzin przed meczem Blazević ze spokojem palił papierosy, zajadając się ulubionymi czekoladkami i arbuzem. W dobrym humorze utrzymał go faks z Zagrzebia od zaprzyjaźnionego astrologa. - Wszystko wskazywało, że Niemcy będą mieli wielkie problemy - wspominał rzecznik prasowy chorwackiej kadry - Darko Tironi.
Blazević był pewny swojego planu na mecz. - Spędziłem całą noc, myśląc o teorii - mówił w "Odwróconej piramidzie", książce o historii taktyki piłki nożnej. - Miałem problem z Oliverem Bierhoffem, ponieważ nie dysponowałem zawodnikiem zdolnym pokonać go w powietrzu. Wpadłem więc na pomysł, by nie dopuścić do wrzutek - dodał.
- Zamierzałem opowiedzieć zawodnikom historię o Rommlu i Montgomerym. Rommel był znacznie lepszym strategiem, ale nie miał paliwa. Czołgi więc nie mogły ruszyć i Montgomery wygrał. (...) Szedłem do szatni z głową wypełnioną teoriami, a w każdej szatni znajdowało się mnóstwo luster. Spojrzałem na swoje odbicie, byłem prawie zielony. Pomyślałem więc: "O mój Boże, czy ja umieram?".
- Zapisałem wszystko na papierze, ale nie zacząłem o tym mówić. Nie mogłem, bo zastanawiałem się, czy tam nie umrę. (...) Zgniotłem więc kartki i w ciągu siedmiu minut nie powiedziałem nic z tego, co na nich zapisałem. Pieprzyć teorię. Stwierdziłem tylko: "Musicie dziś wyjść i umrzeć za chorwacką flagę i ludzi, którzy oddali swoje życie". Nic o Bierhoffie. I wygraliśmy 3:0.
Od porażki z Niemcami na Euro 96 Blazević bez przerwy mówił swoim piłkarzom, że są najlepszą drużyną na świecie. - Na początku się z tego śmialiśmy, bo nie wierzyliśmy ani jemu, ani w siebie. W końcu zrozumieliśmy, o co mu chodziło. Byliśmy w półfinale mundialu i naprawdę mogliśmy zdobyć ten tytuł - mówił Bilić.
Ostatecznie Chorwaci mistrzostwa świata nie zdobyli. Wszystko przez porażkę 1:2 z późniejszymi mistrzami - Francuzami. Chorwacja przegrała tamten mecz, mimo że prowadziła od 46. minuty po golu Davora Sukera, a od 74. minuty grała w przewadze po czerwonej kartce dla Laurenta Blanca.
W tamtym momencie było już 2:1 dla Francji, a na chorwackiej ławce wciąż siedziała jedna z gwiazd zespołu - Robert Prosinecki. Zdaniem Bilicia były piłkarz m.in. Realu Madryt i FC Barcelony razem ze Zvonimirem Bobanem i Aljosą Asanoviciem tworzyli "najbardziej kreatywną linię pomocy w dziejach". Mimo to w meczu z Francją Prosinecki wszedł na boisko dopiero w 89. minucie. Według wielu wynik byłby zupełnie inny, gdyby pomocnik dostał więcej czasu.
Dziennikarze i kibice widzieli w Blazeviciu winowajcę porażki z Francją. Sam selekcjoner tłumaczył, że Prosinecki dzień przed meczem udawał kontuzję na treningu, czemu sam zawodnik zaprzeczał. - Bardzo go cenię, bo to wyjątkowy człowiek. Ale z jakiegoś powodu zawsze miał ze mną problem. Gdybym zagrał wtedy co najmniej 30 minut, mógłbym zrobić coś pożytecznego. Kto wie, może zostalibyśmy mistrzami świata? To był jego błąd - mówił Prosinecki w 2014 r.
Panowie szybko doszli do porozumienia. Mecz o trzecie miejsce Prosinecki zaczął w podstawowym składzie, strzelił gola, a Chorwacja pokonała Holandię 2:1. - Nie mogłem być bardziej dumny. Przyjechaliśmy z małego, anonimowego kraju i zajęliśmy trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Może i mamy niewielkie państwo, ale mamy wielkich piłkarzy i drużynę - mówił Blazević.
O ekscentrycznym selekcjonerze i jego "synach" mówił cały świat. Blazević był na szczycie, a niewiele brakowało, by w ogóle nie zaczął się na niego wspinać. Kiedy miał 16 lat matka, która marzyła, by został księdzem, wysłała go do klasztoru. Blazević wyleciał z niego po kilku dniach po tym, jak zalecał się do jednej z zakonnic. Dwa lata później zdobył mistrzostwo Jugosławii w biegach narciarskich. Blazević dokonał tego jako pierwszy zawodnik spoza Słowenii.
Sam mówił o sobie, że był bardzo słabym piłkarzem. Blazević, który grał na prawym skrzydle, skończył karierę w wieku 30 lat po kontuzji, jakiej doznał, gdy występował w FC Sion. Do Szwajcarii wyjechał dwa lata wcześniej i to tam zaczął przygodę z trenerką. Pracę w klubach na początku łączył z etatem woźnego, a potem pracownika fabryki zegarków. Ale Blazević nie bał się wyzwań. Początkujący trener miał cel i twardy charakter wykształcony przez burzliwe dzieciństwo.
O tym, jakim był człowiekiem, świadczy anegdota z "Odwróconej piramidy". "Krótko po tym, jak został trenerem w Vevey, jakaś starsza kobieta zastała go zamiatającego szatnię.
- Dlaczego to robisz? - zapytała. - To nie twoja praca, jesteś naszym pierwszym trenerem.
- Tak, jestem pierwszym trenerem - odpowiedział Blazević. - A któregoś dnia zostanę trenerem reprezentacji Szwajcarii.
Starsza kobieta się zaśmiała. - Tak, oczywiście - odparła. - A ja któregoś dnia zostanę miss Szwajcarii.
Blazević, po prowadzeniu drużyn ze Sionu i Lozanny, został trenerem kadry. O osiągnięciach starszej pani w konkursach piękności nic nie wiadomo".
Chorwat poprowadził reprezentację Szwajcarii tylko dwa razy w roli tymczasowego selekcjonera. Jego sława stawała się jednak coraz większa, co w końcu postanowili wykorzystać w jego ojczyźnie. W 1980 r. Blazević zaczął odbudowę podupadłego giganta - Dinama Zagrzeb.
W ciągu zaledwie dwóch lat trener wyciągnął drużynę z kryzysu i zdobył z nią pierwsze od 24 lat mistrzostwo Jugosławii. Ci bardziej przesądni twierdzili, że wielka w tym zasługa charakterystycznego, białego, jedwabnego szalika, który Blazević zakładał na każdy mecz. Bardziej merytoryczne uwagi koncentrowały się na umiejętnej wymianie kadry i wprowadzeniu innowacyjnego ustawienia 3-5-2. Innowacyjnego, bo w tamtym czasie większość jugosłowiańskich drużyn grała w ustawieniu 4-3-3.
- Żeby zadecydować, jakim ustawieniem i taktyką grać, musisz uwzględnić trzy czynniki: cechy zawodników, którymi dysponujesz, tradycję i odpowiednie zastosowanie pierwszego i drugiego czynnika w aktualnym systemie gry - mówił Blazević.
- Tylko słaby trener przyjdzie do nowego klubu i powie: "Będę grać tym systemem". I to bez uwzględnienia cech piłkarzy, których ma w składzie. Tylko słaby trener staje się ofiarą systemu - dodał.
Do mistrzostwa kraju zdobytego z Dinamem Blazević dorzucił jeszcze tylko Puchar Jugosławii. Pierwsza z czterech kadencji w klubie zakończyła się w 1983 r. po tym, jak pokłócił się z jego władzami. Blazević ruszył w świat. W ciągu 10 lat pracował w pięciu różnych klubach, wyjeżdżając do Szwajcarii, Grecji i Francji.
Blazević stopniowo budował swoją markę. Z Grasshopperem Zurych zdobył mistrzostwo Szwajcarii, w trakcie trzeciej kadencji w Dinamie dał mu pierwsze mistrzostwo niepodległej Chorwacji. Kiedy w 1994 r. otrzymał propozycję objęcia kadry narodowej, nie miał wyboru. Nie mógł zawieść swojego przyjaciela - Tudjmana - z którym grywał w tenisa, a który naciskał na niego w tej kwestii.
Blazević nigdy nie lubił rozmów o systemach, ustawieniach i taktycznych zawiłościach. Zawsze uważał, że najlepiej przygotowana taktyka zawiedzie, gdy piłkarze nie będą odpowiednio zmotywowani. Blazević uznawał jednak jeden wyjątek: własne, "innowacyjne" 3-5-2 wprowadzone w Dinamie.
"Są tacy - z samym Blazeviciem na czele - którzy uważają, że 3-5-2 to twór Blazevicia z czasów pracy w Dinamie Zagrzeb. Jak to ujął: 'Synu, powiem ci prawdę. System 3-5-2 wynalazł w 1982 r. Blazević" - pisał Jonathan Wilson w "Odwróconej piramidzie".
"Blazević - jak przystało na człowieka jedynego w swoim rodzaju i starającego się to podkreślać - upiera się, że 3-5-2 to w całości jego pomysł, do tego stopnia, że gdy Carlos Bilardo przypisał sobie autorstwo tego ustawienia, Chorwat nazwał Argentyńczyka 'fiutem'. Według jego wersji nie był to proces ewolucyjny, idea wyskoczyła z jego głowy już w całości uformowana" - dodał.
Mimo że Blazević nie był człowiekiem konfliktowym, praw do ustawienia 3-5-2 bronił jak lew. Nieważne dla niego było to, że bardzo popularna dziś formacja, była znana jeszcze zanim on został trenerem. Zdaniem Blazevicia tylko jego Dinamo grało tak odważnie i intensywnie od samego początku meczu. Jego drużyna często zyskiwała nawet dwubramkową przewagę w pierwszych 20 minutach, bo rywale nie byli w stanie dostosować się ani do ustawienia, ani stylu Dinama.
Blazević nie tylko odniósł wielkie sukcesy jako trener. On też inspirował kolejnych selekcjonerów. Kiedy Chorwaci dwukrotnie ogrywali Anglików w eliminacjach Euro 2008, drużynę prowadził Bilić. W 2017 r. kadrę objął Zlatko Dalić, który ponad 10 lat wcześniej był asystentem Blazevicia w Varteksie Varazdin.
- Nie wstydzę się powiedzieć, że wiele się od niego nauczyłem. Pracowałem z nim przez dwa lata ten czas sprawił, że zrobiłem wiele kroków naprzód. Był moją inspiracją - przyznał Dalić, który w 2018 r. przebił wyczyn Blazevicia. Na mundialu w Rosji Chorwaci doszli do finału, gdzie znów pokonali ich Francuzi. Dla większości obserwatorów postawa Chorwatów znów była sensacją, choć Blazević jeszcze przed turniejem wróżył rodakom sukces.
- Przed każdym turniejem jest takie samo grono faworytów. Ale tym razem na pewno dojdzie do małej niespodzianki. Według mnie Chorwacja jest jednym z głównych faworytów do mistrzostwa - mówił kilka tygodni przed rozpoczęciem mundialu.
- Luka Modrić, Ivan Rakitić, Ivan Perisić, Mario Mandżukić, Dejan Lovren i wielu innych. To wspaniali piłkarze. Mamy odpowiedni balans między gwiazdami a zawodnikami harującymi dla drużyny. Mamy wszystko, by odnieść sukces - dodał.
Na ostatnim turnieju w Katarze Chorwaci wypadli niewiele gorzej, sięgając po brąz. - Szefie, to dla ciebie. To ty zacząłeś to wszystko w 1998 r. Ten sukces jest także twój - mówił Dalić po meczu o brąz, dedykując zwycięstwo Blazeviciowi.
Wtedy 87-latek był już bardzo słaby. Od długiego czasu zmagał się z nowotworem prostaty. Dla Blazevicia była to już trzecia walka z chorobą, którą pierwszy raz zdiagnozowano u niego w 2011 r. - Wyniki są bardzo złe. Lekarzom udało się usunąć przerzuty z trzech miejsc, ale w międzyczasie nowotwór przeniósł się do kości i rozprzestrzenił na żebra i miednicę. Ale zaakceptowałem tę sytuację. Jedyne czego pragnę, to odejść bez bólu. Zawsze miałem niski próg tolerancji na niego - mówił w 2021 r.
- Będę szczery: mój czas dobiegł końca. Mam prawie 88 lat, wiele przeżyłem. Co jeszcze mogę? Już tylko pogodzić się z tym, że moja sytuacja zdrowotna jest katastrofalna. Ale nie chcę, by mnie opłakiwano. Osiągnąłem zbyt wiele, by wylewać przeze mnie łzy. Odchodzę w spokoju i to jest w porządku. Poza tym dawno odeszli już wszyscy moi przyjaciele i tęsknię za nimi - dodawał w listopadzie.
O jego śmierci pisały portale na całym świecie. Nie tylko na Bałkanach, ale też tam, gdzie pracował i nauczał: w Szwajcarii, Grecji, a nawet Iranie oraz Chinach. W poruszający sposób Blazevicia pożegnał kapitan chorawckiej kadry, zdobywca Złotej Piłki - Luka Modrić.
- Byłeś gigantem chorwackiego futbolu. Dorastałem na twojej legendzie, inspirowałeś nas każdego dnia. Bez tego nie byłbym tu, gdzie jestem. Żegnaj, "trenerze wszystkich trenerów".