Hubert Cebulski: - Trudno to nazwać rodzinną tradycją, chociaż tata w latach szkolnych też ścigał się na gokartach. Mój wyjazd na gokarty to wielka wyprawa całej rodziny, jedziemy z przyczepą kempingową i przez kilka dni wszyscy swoimi zajęciami przyczyniamy się do mojego wyniku.
- Mój pierwszy kontakt z gokartem pamiętam z hali kartingowej gdy miałem 6 lat. Jeszcze byłem za mały aby dostać do pedałów i pierwsze okrążenia toru jechałem na kolanach. Bardzo mi się spodobało i prosiłem tatę, żeby kupił mi gokarta. Gdy po roku nudzenia dostałem upragnione cudo, pierwsze treningi odbywałem na parkingu stacji benzynowej, gdzie z butelek plastikowych napełnionych piaskiem układaliśmy tor.
Następnie zacząłem treningi na profesjonalnych torach kartingowych. Ponieważ nie miałem jeszcze odpowiedniego wieku, to jeździliśmy na wszystkie eliminacje do Mistrzostw Polski i od środy do piątku trenowałem razem z zawodnikami mającymi licencje.
Dlatego w pierwszym sezonie moich startów od razu stanąłem na najwyższym stopniu podium. I tak do dziś każdy sezon to kolejny tytuł na krajowym podwórku.
- Mam 17 lat, 10 lat się ścigam, może nie na najwyższym poziomie, bo finanse mi na to nie pozwalają, ale myślę, że to co robię to coś więcej niż hobby. Oczywistą rzeczą jest, że marżę zostać profesjonalnym kierowcą, jak daleko można dojść pokazał nam to wszystkim Robert Kubica.
- Karting to przedszkole sportu samochodowego, więc jest najtańszym sportem w dyscyplinach samochodowych. Mimo to jest bardzo drogim sportem, na pewno na początku młody kierowca musi mieć wsparcie u rodziców i w klubie, a dalsze kroki są prawie niemożliwe bez sponsorów.
- Pierwszym krokiem powinno być znalezienie toru kartingowego ewentualnie hali na której można wypożyczyć gokarta. Jest to na pewno najbezpieczniejsze miejsce, gdzie można przekonać się czy "ściganie", jazda gokartem, to jest to co mnie pociąga.
Jeżeli tak to kolejne kroki powinny być skierowane w poszukiwaniu środków na ten sport.
- Wszystkie tytuły, wszystkie wygrane są dla mnie ważne, jednak największym sukcesem było 7-miejsce w 2008 roku na Światowym Finale ROK-125 we Włoszech. Na początku nie byłem bardzo zadowolony z tego wyniku, bo liczy się tylko zwycięstwo, jednak czas uświadomił mi, że po wygraną przyjechało 102 zawodników z całego świata.
A największa porażką to Finał ROK-125 w 2007r., gdzie "głupia" awaria pompy paliwowej, uniemożliwiła mi walkę w finale.
- Dobrym pomysłem na utrzymanie sprawności fizycznej było regularne chodzenie na basen, pływanie stylem klasycznym i motylkowym opanowałem do tego stopnia, że mogę nawet pochwalić się zdobytymi pucharami. A zimową porą dokładam do tego narty, które nie ukrywam sprawiają mi mnóstwo frajdy.