Takiego dramatu pogodowego nie było w Polsce od wielu lat. Niż genueński, który nadciągnął w ostatnich dniach nad m.in. Czechy i południową Polskę, sprowadził potężne opady deszczu. Podniosły one poziom wody w wielu rzekach czy potokach do bardzo niebezpiecznych wartości. W wielu miejscowościach trwa rozpaczliwa walka z potężnym żywiołem.
Jednym z miast, które ucierpiało najbardziej, jest Kłodzko. - Kłodzko podobnie jak w 1997 roku potężnie ucierpiało z powodu powodzi. Płynąca przez miasto Nysa Kłodzka sięga już ponad 6,5 metra. To więcej niż nawet 27 lat temu. Internet obiegają nagrania z zalanymi ulicami miasta i budynkami, w których uwięzieni są ci, którzy nie dali rady się ewakuować w porę - pisał trzy dni temu Bartosz Królikowski ze Sport.pl.
Niszczycielski żywioł dotknął również Michała Majewskiego, pilota rajdowego, który mieszka właśnie w Kłodzku. "Jego dom praktycznie przez 24 godziny znajdował się pod wodą, a on sam z rodziną ewakuował się dosłownie w ostatnim momencie przed nadejściem fali powodziowej. Dziś staje przed trudnym wyzwaniem, co zrobić z kompletnie zniszczonym domem, który dzielili z rodziną brata" - czytamy na portalu WP Sportowe Fakty.
We wtorek z poszkodowanymi w Kłodzku spotkał się Donald Tusk, premier Polski. Teraz Majewski przyznał, co powiedział premierowi. Przede wszystkim zwrócił uwagę na fakt, że w momencie najtrudniejszych chwil mieszkańcy nie mieli pomocy i musieli radzić sobie sami.
- Wobec żywiołu zostaliśmy zupełnie sami, miałem wrażenie, że o nas zapomniano. Tak naprawdę do soboty nie było w naszym mieście żadnego alarmu, ani pomocy ze strony samorządu czy służb. Ludzie sami organizowali pomoc sąsiedzką, rozkładając worki z piaskiem, czy organizując wsparcie dla starszych ludzi. Nikt nie informował nas o zagrożeniu, korzystaliśmy jedynie z ogólnodostępnych prognoz pogody. Nie mogliśmy spodziewać się, że będzie aż tak źle. To wszystko powiedziałem na spotkaniu z premierem Tuskiem - powiedział Majewski w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Zdradził on również, że poszkodowani bardzo potrzebują teraz porady doświadczonych fachowców, którzy będą w stanie ocenić, czy budynki nadają się do remontów.
- Przyznałem, że w tym momencie ważniejsze niż pieniądze jest dostarczenie doświadczonych fachowców, którzy będą mogli rzetelnie ocenić, czy zalane budynki w ogóle nadają się do odbudowy. Musimy to wiedzieć, zanim zaczniemy prace. Siła wody była tak duża, że zupełnie podmyte zostały fundamenty na półtora metra w głąb ziemi, wyrwane zostały rury gazowe, uszkodzona jest instalacja elektryczna. Znajomy specjalista koszty odbudowy oszacował na kilkaset tysięcy złotych. To będzie dużo trudniejsza praca niż zwykły remont - dodał Majewski.
Na pomoc Majewskiego ruszyli inni rajdowcy, którzy w internecie uruchomili zbiórkę pieniędzy. Pomóc można w linku tutaj.