• Link został skopiowany

Polska mistrzyni olimpijska miała już nie wracać do sportu. A jednak! "Tęskniłam"

Łukasz Jachimiak
- Moim najważniejszym, najpiękniejszym medalem jest teraz Blania - mówi Małgorzata Hołub-Kowalik, która 22 sierpnia urodziła córkę. Razem z nią właśnie była na pierwszym zgrupowaniu. Po co wraca do sportu, choć będąc w ciąży twierdziła, że to koniec jej kariery? - Jeszcze chcę powalczyć o coś wielkiego, bo czuję, że mogę i gdybym nie powalczyła, to miałabym do siebie pretensje - wyjaśnia polska sprinterka, mistrzyni i wicemistrzyni olimpijska.
Spotkanie z Małgorzatą Hołub-Kowalik, dwukrotną medalistką Igrzysk Olimpijskich w Tokio.
Michał Piłat

Małgorzata Hołub-Kowalik to 31-letnia biegaczka na 400 metrów, która przez lata była jedną z liderek naszej znakomitej sztafety 4x400 m. Razem z koleżankami - ale i z kolegami ze sztafety mieszanej - zdobyła mnóstwo cennych medali. A teraz, jako mama, chce powalczyć o jeszcze więcej i dlatego już dwa i pół miesiąca po porodzie uczestniczyła w pierwszym zgrupowaniu.

Zobacz wideo Piotr Lisek ucieknie z lekkoatletyki do freak fight czy nie? "To tam będę się angażował na sto procent"

Do sezonu z igrzyskami olimpijskimi Paryż 2024 Hołub-Kowalik zaczęła się przygotowywać w Zakopanem. Na obozie była razem ze swoją córką, którą planuje zabierać też na wszystkie następne zgrupowania.

Łukasz Jachimiak: Masz złoto i srebro olimpijskie, srebro i brąz z mistrzostw świata, złoto i srebro z mistrzostw Europy, a do tego jeszcze wór medali z mistrzostw halowych i z innych międzynarodowych zawodów. Twoja córeczka ma dwa i pół miesiąca i właśnie byłaś z nią na pierwszym zgrupowaniu, bo chcesz pojechać na przyszłoroczne igrzyska do Paryża. Po co ci to?

Małgorzata Hołub-Kowalik: To jest bardzo dobre pytanie! W ciężkich momentach przygotowań - a te momenty już się pojawiły - właśnie to pytanie sama sobie zadaję. Odpowiedź jest tylko taka, że jeszcze jest we mnie troszeczkę sportowej ambicji.

Raczej ogrom! Przecież w sporcie zdobyłaś wszystko i mogłabyś już w pełni skoncentrować się na życiu rodzinnym, ale wracasz po jeszcze więcej.

- Gdy byłam w ciąży, to mówiłam sobie, że nie wrócę. Ale jak już urodziłam Blankę, to zaczęłam się ruszać i szybko zatęskniłam. Poczułam, że dalej chcę to robić. Pomyślałam, że złoto i srebro z igrzysk już mam, a przecież dziewczyny lubią brąz!

Śmiejesz się, więc trochę żartując, pytam, co zrobisz, jeśli w Paryżu wywalczysz kolejne złoto czy srebro...

- No nie pogardzę, z chęcią przyjmę!

Chciałem zapytać czy za tym brązem goniłabyś aż do Los Angeles, do igrzysk w 2028 roku.

- Oj, nie! Paryż to będzie moja meta. Gdyby najbliższy sezon nie był olimpijskim, to na sto procent nie zdecydowałabym się na powrót. Igrzyska dla sportowca są najważniejszą imprezą, one motywują, żeby jeszcze raz spróbować.

Naprawdę będąc w ciąży wybrałaś kompletnie inny tryb niż teraz Adrianna Sułek-Schubert, która od początku wie, że po porodzie będzie chciała wrócić i na ile może, cały czas trenuje?

- Tak, u mnie wszystko wyglądało całkiem inaczej. Ja do powrotu podeszłam na spokojnie, a Ada będąc w ciąży trenuje, bo wie, że będzie wracała. Rozumiem to. Trudno porównać Adę i mnie, bo jestem starsza.

No i masz ten worek medali, a Ada chce taki mieć i dopiero niedawno zaczęła medale zdobywać.

- Ja jestem sportowo spełniona, mogę to otwarcie powiedzieć. A Ada na pewno jeszcze nie jest, widać, że czuje głód rywalizacji i wygrywania. Ja wracam, bo to lubię, bo sprawia mi to frajdę. Wróciłam do dziewczyn, znów spędzamy razem czasem - pracujemy, ale też przebywamy razem, śmiejemy się, żartujemy. Tęskniłam za tym. I świetnie jest - opiekują się Blanią, może zarażam je macierzyństwem, kto wie!

O waszej sztafecie mówiło się "Aniołki Matusińskiego", swego czasu wy same o sobie mówiłyście "Grażyny", to może teraz to będą "Ciotki"?

- Coś w tym jest! Ja całe życie byłam dla dziewczyn "mamasitą", teraz jestem prawdziwą mamą, a one faktycznie stały się takimi cioteczkami, że Blania nie narzeka!

Które koleżanki już się sprawdziły jako ciocie?

- Oczywiście w Zakopanem była też Justyna Święty-Ersetic, była Ania Pałys, była Ada Janowicz, była Ala Wrona. Skład naprawdę niezły i każda z tych dziewczyn idealnie się sprawdzała w roli cioci.

A jak ty sobie radzisz? Jak bardzo jesteś zmęczona pewnie najcięższym zgrupowaniem w karierze?

- Muszę przyznać, że to zgrupowanie było inne od wszystkich z wcześniejszych lat. Trudno było najpierw to wszystko poukładać, a logistyka to teraz klucz do sukcesu. Bardzo pomaga mi mąż - był z nami w Zakopanem i opiekował się Blanią, kiedy ja miałam treningi. Dużym kłopotem jest dla mnie brak czasu na taką regenerację, jaką miałam zawsze. Na razie jakoś to idzie, ale zobaczymy, jak będzie za miesiąc-dwa. Plusem jest to, że Blania zdecydowanie daje mi pospać, że w nocy wstaję do niej bardzo rzadko. To jest bardzo ważne, bo zawsze byłam śpiochem i trudno mi się funkcjonowało następnego dnia, jeśli się nie wyspałam.

Nie karmisz piersią?

- Ściągam mleko i dzięki temu dajemy radę. Oczywiście i tak nie ma takiej nocy, żebym Blani nie usłyszała - mój instynkt macierzyński się cały czas odzywa. Ale wstaję do niej raz, maksymalnie dwa razy na noc, a więc choć już nie ma mowy o przespaniu ośmiu godzin bez żadnej przerwy, to uważam, że i tak śpię nieźle jak na to, że mam bardzo małe dziecko. Blania czasem kwęknie, ale śpi przy mojej głowie i szybko się uspokaja, a generalnie jest takim śpioszkiem jak jej mama.

Mówisz, że na pierwszym zgrupowaniu bardzo pomagał ci mąż, ale pewnie nie jest możliwe, żebyście zorganizowali wszystko tak, że on będzie z tobą i z córką na każdym zgrupowaniu aż do igrzysk?

- Aż tak dobrze nie będzie, bo mąż też ma swoją pracę. Ale w pomoc włączyła się też moja mama. Na przykład do Wałcza na część obozu pojedzie mój mąż, a na część moja mama. Gdy jesteśmy w domu, to mama opiekuje się Blanią, kiedy ja robię trening. Pomoc rodziny jest naprawdę nieoceniona! Bez ich wsparcia na pewno nie wróciłabym do sportu.

Mówimy o Zakopanem i za chwilę o Wałczu, a jaki masz plan na zgrupowania w RPA czy w Turcji? Planujesz zabierać ze sobą dziecko zawsze i wszędzie czy będziesz próbowała znieść rozłąkę?

- Jeśli chodzi o wyjazd do RPA, to z niego zrezygnowałam. Zostanę w Polsce. Nie żałuję tego i się nie obawiam, bo były już takie lata, gdy zostawałam w tym czasie w Polsce i efekty były dobre. Natomiast w kwietniu będę miała jakiś obóz zagraniczny i już wiem na pewno, że polecę razem z Blanią i z kimś bliskim do pomocy. Ona będzie już wtedy starsza, będzie miała siedem-osiem miesięcy i myślę, że już będzie na tyle dorosła, żeby zwiedzić jakiś kraj!

Pewnie lepiej niż ja znasz historię sportsmenek, które urodziły dziecko, wróciły i odniosły sukces, a nawet jako mamy stały się jeszcze lepsze w sporcie. Krótko mówiąc - myślisz, że latem przyszłego roku możesz być w życiowej formie i bić swoje rekordy?

- Oczywiście znam te historie bardzo dobrze. Bliską mi historią tego typu jest ta, którą przeżywa Marika Popowicz, bo przecież ona urodziła i wróciła na bardzo dobrym poziomie. Też tak chcę, ale nie narzucam sobie jakiejś strasznej presji. Wiem, że zrobię co będę mogła, a czas pokaże, jaki będzie efekt. Mam naprawdę dobrą sytuację, bo sportowo już jestem spełniona, a ambicja jeszcze we mnie jest, więc będę walczyła. Wyjazd na igrzyska byłby dla mnie wielką sprawą, natomiast wiem, że jeśli nie dostanę się do kadry olimpijskiej, to mój świat się nie zawali, bo moim najważniejszym, najpiękniejszym medalem jest teraz Blania. To jest tak, że jeszcze chcę powalczyć o coś wielkiego, bo czuję, że mogę i gdybym nie powalczyła, to miałabym o to do siebie pretensje. Jeśli uda mi się zbliżyć do życiówki, to będzie super. Chciałabym. Mówią, że po ciąży kobieta dostaje doładowanie hormonalne i na pewno będę na nie czekała z niecierpliwością.

Dostajesz też doładowanie w postaci rywalizacji z koleżankami? W ubiegłym sezonie bardzo wiele polskich specjalistek od 400 metrów miało problemy ze zdrowiem i tak naprawdę szef sztafety, czyli trener Aleksander Matusiński, pierwszy raz od lat miał problem z jej zestawieniem. A czy teraz znów może mieć znany już sobie kłopot bogactwa?

- Z tego co wiem, wszystkie dziewczyny już są w treningu. W mniejszym lub większym, ale są. Na przykład Ania Kiełbasińska jeszcze nie wykonywała treningów biegowych, ale widziałam, że już jeździła na rowerze, już przygotowania rozpoczęła. A reszta dziewczyn już jest w treningach biegowych. Rozmawiamy z dziewczynami o tym, że przed igrzyskami w Tokio też było bardzo ciężko, że i wtedy pojawiło się dużo kontuzji...

I zachorowań na covid.

- Zgadza się! A mimo to dałyśmy radę. Wtedy wzajemnie się motywowałyśmy i myślę, że teraz też tak będzie. Widzimy, że rywalki z innych sztafet podniosły poziom, świat naprawdę jest coraz szybszy, ale jestem pewna, że my nie odpuścimy. Pokazywałyśmy już wielokrotnie, że potrafimy walczyć i na pewno po poprzednim sezonie, który minął pod znakiem kłopotów zdrowotnych, teraz trzon naszej ekipy wróci mocny, bo te dziewczyny się podleczyły i zregenerowały psychicznie. Wierzę, że będziemy zmotywowane jak nigdy i będziemy ostro walczyć. A że pojawiły się też nowe nazwiska, że są dziewczyny, które mają apetyt na sukcesy i chcą wejść do głównego składu, to szykuje się nam rywalizacja na wysokim poziomie. Dzięki temu polska sztafeta znów będzie mogła walczyć o najwyższe miejsca na świecie. Liczę, że znów zawalczymy o olimpijski medal.

Pamiętam jak razem z Justyną Święty-Ersetic, Natalią Kaczmarek i Igą Baumgart-Witan stałaś w Tokio po wywalczeniu srebra w sztafecie przed grupką polskich dziennikarzy i jak część z was nie wiedziała, co odpowiadać na nasze pytania o wasze dalsze kariery. Ty wtedy planowałaś jeszcze jedne igrzyska?

- Ja zawsze mówiłam, że Tokio to będą moje ostatnie igrzyska. Dziś się z tego śmieję i Justyna się ze mnie śmieje, że zawsze mówiłam, że nie dotrwam i też, że na pewno po ciąży już nigdy nie wrócę do trenowania, a jednak ciągle jestem. Już wtedy w mojej głowie było, że chciałabym mieć dziecko po Tokio. To mi się udało, a Justyna teraz się śmieje, że mi nie można ufać w temacie kończenia kariery, że ja generalnie co roku mówiłam, że już kończę, a jednak biegnę dalej. Naprawdę w życiu bym nie powiedziała, że dotrwam do Paryża! A teraz mam nadzieję, że dotrwam, że dopisze mi zdrowie i przygotuję formę.

Czyli tak naprawdę ty już się szykowałaś do nowej roli? W marcu bieżącego roku byłaś na halowych ME w Stambule jako ekspertka TVP i rozumiem, że wtedy myślałaś, że Paryż to ewentualnie zaliczysz właśnie w takiej roli?

- Tak było! Będąc w ciąży spróbowałam bycia ekspertką i bardzo mi się ta rola spodobała. Powiem szczerze: jeśli wyszłoby tak, że do Paryża się nie zakwalifikuję jako zawodniczka i dostałabym propozycję pracy takiej jak w Stambule, to z przyjemnością bym skorzystała. Oglądanie zawodów z boku, z wiedzą ze środka jak to wszystko działa, jest bardzo ciekawe. W Stambule prowadziliśmy bardzo dużo dyskusji choćby na temat składu naszej sztafety. Każdy z naszej telewizyjnej ekipy miał swoją wersję tego składu, a ja przez dwie godziny toczyłam z nimi wojny, tłumacząc dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dodam, że to wszystko dawało mi dużo emocji. Chyba nawet miałam ich więcej jako zaangażowany kibic niż wtedy, gdy sama startowałam. Kiedyś bym w coś takiego nie uwierzyła, uważałabym, że największy stres mam wtedy, gdy walczę. A jednak on jest większy, gdy stoisz z boku i nic nie możesz zrobić.

A pamiętasz, jak w Tokio po eliminacjach sztafety mieszanej powiedziałaś, że "będzie medal i to gruby"?

- Ha, ha, no jasne!

To się pięknie sprawdziło, a ty już wtedy pokazałaś, że masz papiery na bycie ekspertką.

- Ja wtedy wiedziałam, że jest dobrze. Miałam wiedzę ze środka. Oczywiście zbyt wiele wam nie mogliśmy powiedzieć, ale widzieliśmy, w jakich jesteśmy dyspozycjach. I my wyglądałyśmy mocno, i chłopaki też. Do Natalii Kaczmarek i do Justyny Święty się śmiałam po eliminacjach - i Natalia do tej pory to wspomina - że skoro ja w finale nie pobiegnę, to stawiam sprawę jasno i mówię: "Laski, ja tu przyjechałam po złoty medal i jakieś srebro w miksie mnie nie interesuje! Proszę zrobić tak, żeby było złoto!". Natalia powiedziała, że ją zestresowałam, a ja powtórzyłam, że naprawdę ma być złoto i koniec! Dziś Natalia wspomina to tak, że bardzo ją zmotywowałam, że uwierzyła, że złoto musi być i było [Hołub-Kowalik i Baumgart Witan pobiegły świetnie w eliminacjach, razem z Dariuszem Kowalukiem i Kajetanem Duszyńskim bijąc rekord Europy, z tego składu na finał został tylko Duszyński, a obok wypoczętych Kaczmarek i Święty-Ersetic w finale wystawiliśmy też świeżego Karola Zalewskiego i znów pobiliśmy rekord Europy oraz ustanowiliśmy rekord olimpijski].

W tym roku Natalia Kaczmarek osiągnęła swój największy w karierze sukces indywidualny, zdobywając srebrny medal MŚ w Budapeszcie. Ale pewnie tobie trudno było to śledzić, bo właśnie wtedy rodziłaś?

- Nie no, oczywiście, że to widziałam! Blania miała wtedy dokładnie jeden dzień i z Blanią na rękach - śpiącą, muszę przyznać, że cioci nie oglądała - kibicowałam Natalii. Transmisję odpaliłam sobie w telefonie, wcześniej wysyłałam jej filmiki, że ściskamy kciuki, a później wysyłałam filmiki z gratulacjami dla niej i specjalne filmiki też dla sztafety. Całe mistrzostwa świata w Budapeszcie razem z Blanią zaliczyłyśmy, kibicując!

Żyjesz tym tak mocno, że zastanawiam się czy droga do Paryża i oby start na tych igrzyskach to naprawdę będzie ostatni odcinek twojej kariery.

- Wiem, że kolejne lata biegania byłyby bardzo ciekawe, ale naprawdę wiem, że teraz mam swój last dance. Tak o swoim ostatnim roku mówił Piotrek Małachowski i bardzo mi się to określenie spodobało.

Zapewne zaczerpnął je od Michaela Jordana i jego last dance uwiecznionego w świetnym dokumencie Netfliksa.

- Oczywiście znam i ten last dance, i po prostu chcę mieć swój. To będzie moja ostatnia próba wykorzystania sportowego potencjału, jaki mam. Definitywnie!

Pamiętam, jak dwa lata temu razem z 17-letnią wtedy Kornelią Lesiewicz, 22-letnią Karoliną Łozowską i 23-letnią Natalią Kaczmarek zdobyłaś srebro MŚ sztafet i powiedziałaś: "Kiedyś powiem swojemu dziecku: zobacz, mamusia z tymi dziewczynami biegała". Jeśli karierę skończysz za rok, to twoja córka nie będzie pamiętała, jak z mamą jeździła na zgrupowania, ale kiedyś na pewno pokażesz jej zdjęcia i nagrania z takiego ostatniego, wyjątkowego sezonu swojej kariery?

- Myślę, że na pewno Blani będzie się miło słuchało takich opowieści i pewnie chętnie będzie oglądała różne moje, nasze pamiątki. Natomiast nie pamiętam tej swojej wypowiedzi, którą cytujesz, ale skoro tak powiedziałam, to bardzo się z tego cieszę, bo zawsze wiedziałam, że te młodsze dziewczyny będą na wysokim poziomie, no i proszę, widać, że jak coś mówię, to wiem! Śmieję się, ale naprawdę moje przewidywania się całkiem nieźle się sprawdzają. Widać jestem trochę taką czarownicą, ha, ha!

Więcej o:

Komentarze (1)

Polska mistrzyni olimpijska miała już nie wracać do sportu. A jednak! "Tęskniłam"

sagitt25
2 lata temu
Jakoś tak samo się nasuwa, że są sportowcy i udający sportowców. Pani Małgorzata jest wielka, zdobyła wszystko co było do zdobycia i ciągle chce więcej. Nie mówi głupot o 'zostawianiu serducha', tylko ciężko pracuje. A zarabia pewnie z 1000 razy mniej niż ci nieudacznicy piłkarze.
Wszystkiego najlepszego Pani Małgorzato.
Zgłoś komentarz

Czy masz pewność, że ten post narusza regulamin?

Wystąpił błąd, spróbuj ponownie za chwilę
Dziękujemy za zgłoszenie

Komentarz został zgłoszony do moderacji

Nadaj nick

Nazwa użytkownika (nick) jest wymagana do oceniania, komentowania oraz korzystania z forum.

Wpisz swój nick
Wystąpił błąd, spróbuj ponownie za chwilę

Użyj od 3 do 30 znaków. Nie używaj polskich znaków, wielkich liter i spacji. Możesz użyć znaków - . _ (minus, kropka, podkreślenie).