34 zawodników skakało w 35 stopniach Celsjusza, a i tak - mimo naprawdę piekielnie trudnych warunków - aż 13 z nich osiągnęło wysokość 5.75 metra. Bywało, że niewiele więcej wystarczało skoczyć, żeby mieć medal mistrzostw świata. Na przykład 5.80 m na MŚ 2015 w Pekinie dało brązowe medale Liskowi, Pawłowi Wojciechowskiemu (w środę przepadł w eliminacjach, skacząc tylko 5.35 m) i Renaudowi Lavillenie. Ale w ostatnich latach poziom tak bardzo się podniósł, że w Budapeszcie w sobotnim finale (godz. 19.25) będzie trzeba skakać znacznie wyżej, by walczyć o podium (w bieżącym sezonie aż ośmiu ludzi osiągnęło co najmniej 5.90, a trzech - co najmniej 6 m).
My w gronie walczących o medal chcemy widzieć Piotra Liska. - Dużą presję nakładacie na mnie, a ja staram się jakoś sobie z nią radzić - uśmiecha się nasz utytułowany skoczek.
- Nie no, jaka presja? Jesteś trzykrotnym medalistą MŚ i czekamy na twój czwarty medal - śmieje się oficer prasowy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - No zero presji, ha, ha! Faktycznie, zero presji! - odpowiada Lisek.
Daleko idących wniosków z kwalifikacji Lisek nie wyciąga. - Na pewno będzie ciekawy finał i na pewno trzeba będzie dołożyć - mówi. On 5.75 m skoczył w drugiej próbie. Wcześniej potrzebował też dwóch prób, żeby pokonać 5.55 m. Ale jest w formie na dużo wyżej - niedawno skoczył 5.87 m.
- Moje zrzutki były spowodowane kompletnie nieudanymi skokami technicznie. Natomiast kiedy ogarnąłem technikę, to było naprawdę dobrze i to jest fajny prognostyk na finał - ocenia Lisek. - Szkoda mi, że odpadł Karalis, mój przyjaciel treningowy. Ale bardzo się cieszę z Roberta. Dawno nie skakaliśmy razem w finale - mówi.
Razem z Soberą Lisek zajął na stadionie w Budapeszcie ważne strategicznie miejsca. W obszarze zacienionym. O nie toczyła się prawie taka sama walka, jak o pokonywanie kolejnych wysokości. - Była minimalna, cicha walka o te zacienione miejsca - uśmiecha się Lisek. - A jak przynieśli wiatrak, to już wszyscy się skumulowali w jednym miejscu - dodaje.
Lisek trochę chłodu nosi tu ze sobą. W sportowej torbie. - Chłodzenie pomogło tylko przez pierwsze pół godziny. Później w tym skwarze wszystko topnieje. Gdybym na bieżni rozbił dwa jajka, to mógłbym sobie zrobić śniadanie - śmieje się nasz najlepszy skoczek. I żartuje, że skoro na niedawne skakanie w mistrzostwach Polski wyszedł z filiżanką kawy, to tu mógł wyjść z patelnią.
Na specjalną prośbę Sport.pl Lisek pokazuje, co ma w tej swojej torbie chłodu. - Kamizelka z lodem - Piotr prezentuje strój, który ma specjalne wkłady na lód i którego założenie naprawdę daje ukojenie. - A w środku w torbie jest lód, choć w sumie już bardziej woda - mówi Lisek. - Ratuje życie - stwierdzamy. - Trochę uratowała - przyznaje Lisek. I jedną z opróżnionych butelek wrzuca do kosza. - Prawie LeBron James - kwituje z uśmiechem.
Upały na MŚ w Budapeszcie dokuczają sportowcom codziennie. Ale wygląda na to, że właśnie przyszedł najtrudniejszy dzień. Przed południem organizatorzy mistrzostw ogłosili, że eliminacyjne biegi na 5000 m kobiet zostają przesunięte w programie z godziny 11 na 19.
W oficjalnym komunikacie padają stwierdzenia o ekstremalnych warunkach pogodowych, które mogłoby grozić udarem. Specjalny wskaźnik WGBT (to kombinacja temperatury powietrza, wilgotności stopnia zachmurzenia i siły wiatru) każe zobrazować dzisiejsze warunki czarną flagą. To najpoważniejsze możliwe ostrzeżenie.