NBA. Jedyny polski skaut z NBA: Mam nadzieję, że kolejny Polak, który zagra w NBA, już się urodził

Nie ma przypadku w tym, że w NBA zaistnieli tylko Marcin Gortat i Maciej Lampe, którzy prawdziwej koszykówki uczyli się za granicą - mówi Rafał Juć, skaut Denver Nuggets.

Michał Owczarek: Czy kolejny Polak, który zagra w NBA, zaczął już trenować koszykówkę?

Raf Juć: Bardzo trudne pytanie. Jako skaut analizuję zawodników w perspektywie trzech lub pięciu lat. Przez ten czas zawodnik potrafi znacząco się rozwinąć. Do tego dochodzą gracze, którzy późno zaczynają treningi. W Denver Nuggets skauting zaczynamy od 16-latków, ale nie analizujemy np. mistrzostw Europy w tej kategorii.

Dlaczego?

- Bo wiele przyszłych gwiazd w nich nie gra. Nasi zawodnicy Jusuf Nurkić, Joffrey Lauvergne i Nikola Jokić nie mieścili się w tak młodym wieku w kadrach młodzieżowych. W koszykówce przeskok z juniora na seniora jest dużym wyzwaniem. Dotyczy to także Polaków. Nie ma przypadku w tym, że w NBA zaistnieli tylko Marcin Gortat i Maciej Lampe, którzy prawdziwej koszykówki uczyli się zagranicą.

Od czasów ich debiutów w NBA niewiele w Polsce się niestety zmieniło. Mam na myśli poziom rywalizacji, szkolenia, ale też selekcji koszykarzy i masowości dyscypliny. Pozytywne jest natomiast to, że coraz większa liczba młodych graczy wyjeżdża do silnych klubów w Europie.

Mamy ciekawych graczy. Jest 16-letni Filip Siewruk z Barcelony, 18-letni Olek Balcerowski z Gran Canarii i Adrian Bogucki z Krosna oraz 19-letni Łukasz Kolenda z Trefla Sopot. Wszyscy dopiero dobijają się jednak do seniorskiej reprezentacji, a ich rówieśnicy już tam są. I grają w mocnych ligach europejskich.

Ponad 100 graczy z kontraktami w NBA urodziło się poza USA. Czego brakuje Polakom, żeby tam się dostać?

- NBA to liga najlepszych koszykarzy na świecie, a miejsc jest tylko 450. Elita. Ostatnio blisko niej byli m.in. Adam Waczyński, Mateusz Ponitka czy Przemysław Karnowski. Nie ma jednego powodu, dla którego nie zagrali w NBA.

W przypadku Waczyńskiego i Ponitki była to kwestia świadomego prowadzenia kariery. Dla nich przenosiny do NBA mogły się wiązać ze sporym ryzykiem. Odrzuceniem lukratywnej oferty z Europy na rzecz niegwarantowanego kontraktu, oczekiwaniem na szansę, w końcu - odgrywaniem w NBA roli, która by ich nie satysfakcjonowała.

Żeby dostać się do tej ligi, oprócz świetnych warunków fizycznych i wybitnych umiejętności, trzeba mieć też trochę szczęścia. Wiele aspektów musi się zgrać.

Uogólniając, polskim koszykarzom brakuje nieco warunków fizycznych. Piłka nożna, siatkówka i piłka ręczna podbierają najsprawniejszych sportowców. Kuleje też poziom wyszkolenia. W Polsce za młodego uchodzi zawodnik, który ma 20–22 lata. A NBA zatrudnia już 19-latków.

Braki fizyczne to zarzut w kierunku zawodników, czy systemu szkolenia?

- To kombinacja dwóch aspektów. Samoświadomość środowiska jest mała. Wzrasta dopiero na poziomie ekstraklasy. Coraz więcej zawodników decyduje się na indywidualne treningi i obozy przygotowawcze, zwraca uwagę na dietę, przygotowanie motoryczne. U młodzieżowych reprezentantów Polski ta świadomość jest dość niska. Wynika to z tego, że kluby nie potrafią przekazywać wiedzy, nie mają też warunków, by zająć się tym kompleksowo. Główna przeszkoda to oczywiście finanse.

Poza tym, poziom sprawności przeciętnych polskich sportowców jest coraz gorszy. I to bez względu na dyscyplinę. Kiedyś zawodnik przychodził do klubu z mocnymi podstawami motoryczno-atletycznymi. Teraz w klubie trzeba nadrabiać zaległości w bieganiu, poruszaniu się po boisku. A w koszykówce to kluczowe. Zmiana kierunku oraz tempa biegu, a także wyskok to podstawowe sprawności w tej dyscyplinie. Tego brakuje Polakom najbardziej.

W topowych klubach - Realu, Barcelonie - 13-latkowie pracują raz w tygodniu tylko nad tym. I nie chodzi o ćwiczenia na siłowni na wielkich ciężarach. To ciekawe zajęcia, w których wykorzystuje się m.in. ciężar własnego ciała, dba o technikę wykonywania ćwiczeń, zwraca uwagę na gibkość.

Polscy trenerzy nie zwracają na to uwagi?

- Ze względu na system szkolenia, wielu trenerów nie ma nawet możliwości wyciągania wniosków z własnej pracy. Trenują jeden rocznik, nie mają punktów odniesienia, nie wyciągają wniosków z tego, jak dalej potoczyły się losy ich wychowanków. Ja trzy lata po każdym drafcie analizuję, dlaczego niektórym się udaje, a innym nie. W Polsce szerszej perspektywy brakuje. Trener musi mieć wiedzę jeśli chodzi o koszykówkę, ale powinien być też dobrym skautem. Musi umieć identyfikować talenty. Ale sam nie zrobi wszystkiego, więc powinien dostać wsparcie od klubu, federacji. Brakuje koordynatorów szkolenia i wizji prowadzenia młodych graczy. Celem powinny być nie wyniki, ale rozwój. Efekt jest taki, że wielu 16-letnich reprezentantów Polski nie zaczyna nawet zawodowych karier. Zagranicą niemal się nie to zdarza.

W Hiszpanii zawodnik ma rozpisany program treningów na tydzień, potem gra mecz, który ma przetestować daną umiejętność. Raz będzie sprawdzany w roli rozgrywającego, innym razem będzie musiał wywiązać się z zadań defensywnych. U nas tego nie ma. Rywalizacja jest na niskim poziomie, brakuje silnych klubów.

Ale potencjał w polskich koszykarzach jest. Przykład? Kilka lat temu Mladen Starcević w Polonii 2011 wynalazł w małych klubach Sebastiana Kowalczyka i Macieja Kucharka. Obaj są w ekstraklasie, choć mało kto spodziewał się, że będą grać zawodowo w koszykówkę.

W tym sezonie polskie kluby rzuciły się na grę w europejskich pucharach. To szansa na poprawę sytuacji?

- Bardzo dobrze, że czołowe europejskie kluby przyjadą do Polski. To nie tylko frajda dla kibiców, ale i szansa dla trenerów na podpatrywanie trendów. Z różnych względów polska liga była zamknięta na nowoczesną koszykówkę. Być może dlatego, że brakowało pieniędzy na zatrudnienie odpowiednich osób, być może dlatego, że brakowało otwartości na nowe pomysły.

Gra w europejskich pucharach powinna ją wymusić na trenerach i klubach. To też impuls do tego, by w Polsce grali lepsi koszykarze. I są już pierwsze pozytywne oznaki. W Anwilu i Arce kontrakty podpisali gracze z naprawdę wysokiej półki, bo zobaczyli w Polsce szansę. Pośrednio skorzystają też polscy koszykarze, bo będą mogli trenować i grać z lepszymi od siebie. Tak było kilka lat temu w Asseco Prokomie Gdynia, gdzie Adam Hrycaniuk i Adam Łapeta na co dzień obcowali z zawodnikami dużo lepszymi od siebie i poszli do góry na miarę swojego talentu.

A jak blisko NBA jest koszykówka europejska?

- Kluczowe było to, że Euroliga stała się ligą zamkniętą na wzór NBA. To pomogło klubom od strony organizacyjnej i administracyjnej. Brak spadków i awansów pozwala im działać stabilniej, nie tylko od strony marketingowej, ale i sportowej. Euroliga mocno uciekła innym rozgrywkom. Widać już dysproporcje pomiędzy drużynami, które w niej grają, a tymi, które są poza nią. Euroliga jest najbliżej NBA, ale wciąż daleko. Pieniądze w Europie nie są tak duże jak w USA, co ma kolosalne znaczenie. Do tego NBA przejmuje talenty z całego świata. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Najlepsi grają za oceanem i nic tego nie zmieni.

Euroliga nadąża za NBA pod względem trendów koszykarskich?

- NBA i Euroliga przenikają się nawzajem. Jedna trzecia graczy Euroligi miała styczność z NBA. Trendy są podobne, jeśli chodzi o budowanie drużyny i poszukiwanie zawodników. Do USA przeprowadzają się najlepsi atleci, przez co nieco ich brakuje w Europie.

W NBA trenerzy żartują, że to za oceanem wymyślono koszykówkę, ale to w Europie gra się tak, jakby chciał twórca dyscypliny James Naismith: wszyscy koszykarze mają solidne podstawy, dzielą się piłką, są wszechstronni. Dodatkowo, za oceanem mówi się z przekąsem, że europejscy trenerzy robią więcej, mając mniej. Bo pracują z mniej utalentowanymi graczami, więc muszą stosować bardziej zaawansowaną taktykę, która uwypukli ich atuty, a ukryje braki. W NBA mankamenty i błędy koszykarze nadrabiają talentem i wytrenowaniem. Gwiazdy odgrywają ogromną rolę. W Europie składy są bardziej wyrównane.

Czy w NBA szuka się idealnego koszykarza?

- Nie ma takiego, bo różne są potrzeby i pozycje na parkiecie. W NBA coraz częściej odchodzi się od klasycznego podziału na pięć pozycji. Tak naprawdę są trzy: obwodowy, skrzydłowy i zawodnik wysoki. Pod tymi kategoriami są jeszcze różne typy.

Wystarczy spojrzeć na czołowe kluby NBA. Czy w Houston Rockets rozgrywającym jest James Harden, skoro w jego rękach piłka jest prawie przy każdej akcji?

NBA to liga otwartych umysłów, jeśli chodzi o zarządzających. Cel jest jeden - mistrzostwo, ale 30 zespołów próbuje go osiągnąć na 30 różnych sposobów. To piękne, że mamy drużyny o tak odmiennych stylach gry: Pelicans jeszcze niedawno grali na dwóch wysokich, Rockets mają niski skład, często rzucają za trzy. Warriors też stawiają na niskich, ale dokładają wymienność pozycji. Sposoby są różne, trudno wskazać, który jest właściwy.

Podstawową umiejętnością, na którą zwraca się uwagę, jest gra pick’n’roll, czyli akcji z zasłoną. W NBA to tylko wyjście do pewnych rozwiązań. Idealnie to widać na przykładzie ewolucji zawodnika z pozycji numer cztery. Dawniej był to silny skrzydłowy, kilka lat temu - wysoki, grożący rzutem z dystansu, który miał rozciągać defensywę rywala. Teraz musi być mobilny, agresywnie bronić, dobrze podawać. Kluczowa stała się wszechstronność. Na wszystkich pozycjach trzeba też dobrze bronić. Jeszcze kilka lat temu można to było ukryć. Nowoczesna koszykówka już na to szansy nie daje. Trzeba umieć zatrzymać każdego rywala. Także tego, który nie gra na Twojej pozycji.

Czy to oznacza koniec specjalistów w NBA? Wszechstronność ponad wszystko?

- W NBA zawsze będzie miejsce dla specjalistów. W każdej drużynie jest 15 miejsc. Część zajmują gwiazdy i tak pozostanie. Ale tzw. klasa średnia się powiększyła, tam jest najwięcej wszechstronnych koszykarzy. Zadaniowcy jednak nie wyginą, bo mają określony zestaw umiejętności, gwarantują stabilność. Widać to dobrze na przykładzie mojego Denver Nuggets. Gdy drużyna ma określoną tożsamość i jasno określone cele, wiadomo, jacy gracze najlepiej uzupełnią skład. Denver dużo gra z wykorzystaniem Nikoli Jokicia, co wymusza pewne rozwiązania. Szukamy zawodników, którzy dobrze zbiegają pod kosz, strzelców, bo Jokić, jak na tak wysokiego gracza, świetnie podaje.

W rolach zadaniowców świetnie odnajdują się Europejczycy, którzy mają doskonałą bazę umiejętności, odpowiednie podejście i akceptują swoją rolę. No i nie robią tego za drobne. Budżety przeciętnych klubów NBA są dwa razy większe niż europejskiej czołówki. Gwiazdy ze Starego Kontynentu nie wahają się długo, gdy dostaną propozycję z NBA. Natomiast Europa dogoniła USA pod względem szkolenia. 19-latek z Europy nie musi wiele nadrabiać po przeprowadzce. Poza tym, wie jakie są oczekiwania i jak się przygotować.

Jak duże są różnice między młodymi koszykarzami z Europy i USA?

- Przygotowanie do kariery jest inne. W USA stawia się na grę jeden na jednego, fizyczność i ogromną rywalizację wśród rówieśników. Koszykarze grają bardzo dużo. W Europie najzdolniejsi szybko przeskakują do starszych roczników, dostają szansę w seniorach. Błyskawicznie uczą się zachowań w szatni, a do tego mają wyższą świadomość techniczno-taktyczną.

Młodzież z Europy często decyduje się jednak na przygotowanie do gry w NBA przez collage. Dla wielu atletyczność nie jest przeszkodą, a wręcz szansą na poznanie tego rodzaju gry. W USA więcej jest też pracy indywidualnej, czego często w Europie w seniorskich drużynach brakuje. Czołowe kluby grają w lidze i pucharach, czasu na treningi jest mało. Do tego, sztaby trenerskie są mniejsze, kontrakty krótsze i nie inwestuje się w młodych graczy, bo liczy się tu i teraz.

Ale nie można powiedzieć, że jedna droga jest lepsza, a druga gorsza. Każdy zawodnik jest inny. Do jego umiejętności i braków trzeba dobrać odpowiednią ścieżkę rozwoju. Świadomie mu w tym pomóc. W Denver staramy się ściągnąć koszykarzy do USA jak najszybciej po drafcie, by kontrolować to, jak się rozwijają. Ale inne kluby pozwalają im zostać w Europie, by zdobywali doświadczenia w rywalizacji z dorosłymi.

Powtórzę pytanie: widzisz Polaka, który zagra kiedyś w NBA?

- Nie da się jednoznacznie powiedzieć. U młodych nawet rok rozwoju potrafi wiele zmienić. Mam nadzieję, że kolejny Polak, który zagra w NBA, już się urodził.

Więcej o:
Copyright © Agora SA