Brzmi znajomo? Ba! Wszyscy miłośnicy polskiej Ekstraklasy i ci, którzy oglądają ligowe mecze dla przyjemności/z masochizmu/z nudów oraz bo kiedy obejrzało się "Lejdis" to nawet mecz Piasta z Odrą boli mniej, znają to na pamięć. Wypowiedzi polskich piłkarzy ligowych są proste, przewidywalne, wielokrotnie powtarzalne i można odnieść wrażenie, że podchodzący do kamer Canal+ czy Orange Sport przekazują sobie dyżurny kubełek z "16 podstawowymi zwrotami pomeczowymi", na chybił-trafił wyciągają z niego lekko zużyte zdania, a po zakończonej transmisji pan Władzio odnosi ów kubełek do gabinetu prezesa. I tak co tydzień: "szkoda, że nie wyszło", "przeciwnik postawił trudne warunki", "szybko strzelona bramka ustawiła mecz", "nie chciałbym teraz się wypowiadać", "nie widziałem tej sytuacji" w koło Macieju oraz dookoła Wojtek, osiem razy w tygodniu, cztery razy na mecz, odtąd-dotąd, słowo w słowo, sztampa w sztampę, "yyyy" w "yyyy".
Ostatnio dało się zauważyć nowe zjawisko: niektórzy zawodnicy, chcąc dobrze wypaść w wywiadach nawiązują dialog z dziennikarzem, sygnalizują, że są skupieni, że słyszą pytajnik na końcu dziennikarskiego zdania i podzielają słuszną rację wyrażaną przez przedstawiciela czwartej władzy. Zazwyczaj odbywa się to przez użycie na początku wypowiedzi słowa "Dokładnie". Proste, krótkie słowo, a ileż daje możliwości... Dziennikarz jest zadowolony, bo jego analiza sytuacji zyskuje uznanie w oczach zawodnika, zawodnik jest zadowolony, bo wystarczy, że na każdą krytykę odpowie "Dokładnie" i nie musi się wdawać w bolesne dla siebie lub kolegów szczegóły, a prawdziwi mistrzowie - jak Paweł Brożek czy Grzegorz Podstawek - potrafią wykorzystać "Dokładnie" do sztuk jeszcze bardziej magicznych. Zapytani o - przykład z kapelusza - fatalną postawę obrony, potrafią odpowiedzieć: "Dokładnie. Rzeczywiście w ataku spisujemy się gorzej, ale za to chłopcom z obrony należą pochwały" i nawet kiedy dziennikarze zapytają ich o katastrofalną dyspozycję strzelecką, zanim się obrażą - też odruchowo użyją "Dokładnie!".
Oczywiście, piłkarz to nie sławny grecki mówca Domestos, od piłkarza wymaga się przede wszystkim gry, zwycięstw i strzelania bramek, a od mówienia są rzecznicy prasowi. Choć z drugiej strony, skoro gry nie ma, zwycięstw nie ma i bramek też nie ma, to może chociaż wywiady rozświetliłyby szary żywot drzemiącego kibica? Tomasz Hajto i Piotr Świerczewski są żywymi dowodami, na to, że można, że piłkarz potrafi wydobyć z siebie coś poza "standardowym zestawem pierwszej pomocy gębowej". Wszyscy pewnie pamiętają, jak Tomasz Hajto trzema zdaniami zredukował Cezarego Olbrychta do wymiarów przedstawiciela szkolnego radiowęzła, a wściekły na sędziego Marka Mikołajewskiego Piotr Świerczewski najpierw zapowiedział, że jeśli arbiter w drugiej połowie nie zmieni sposobu sędziowania, to będzie zmuszony potraktować go z bodiczka, a potem porównał sędziego do papierosów ze słynnego plakatu Andrzeja Pągowskiego . Poza boiskiem obaj piłkarze potrafią mówić o wiele spokojniej, ale równie barwnie i interesująco i nic dziwnego, że sięgają po nich stację telewizyjne. Świetnie przed kamerą wypadają także Tomasz Frankowski i Andrzej Niedzielan: zawsze spokojni, zawsze używający zdań złożonych, zawsze mający coś ciekawego do powiedzenia. Gdyby dobrze poszukać, mogłoby znaleźć się jeszcze trzech-pięciu zawodników, których warto posłuchać. Resztę spokojnie można wpuszczać przed kamerą z tabliczkami "Zestaw wypowiedzi nr 3" czy "Zwyczajowe trzy zdania po porażce; wersja wyjazdowa" - niech wejdą, pokażą tabliczkę, niech się ukłonią, niech im wypłacą po pół dniówki i niech idą tam, gdzie im każe reżyser Hochwander .
"Polscy piłkarze to medialna porażka" stwierdził ostatnio "Dziennik" w artykule , opisującym ciężką orkę na retorycznym ugorze, jaką prowadzą w niektórych klubach rzecznicy prasowi i przedstawiciele firm doradczych. Jak się okazuje, stacje telewizyjne proszą i sugerują, ambitni działacze tłumaczą, że zawodnik jest szyldem klubu, a profesjonaliści z firm szkolących medialnie już nawet nie chcą pieniędzy, byle tylko szkolony gracz wyszedł poza sztampę i mantryczne powtarzanie, że stara się realizować założenia taktyczne, nawet kiedy pada pytania, jak spędza wolny czas z żoną.
Szkolenia dla piłkarzy organizowały już Ruch Chorzów i Polonia Bytom, ciekawą politykę pi-arową prowadzi Lech Poznań, być może niedługo da się słuchać także zawodników Arki Gdynia, bo trener Pasieka nie boi się nowości, a sam ma ciekawe doświadczenia z czasów gry w Niemczech. Elokwentni bywają także piłkarze Legii Warszawa, ale jeszcze nie wiadomo, czy to dzięki szkoleniom, czy bardziej sytuacji, w której rzuceni między młot a kowadło czyli Scyllę kibiców i Charybdę zarządu, muszą uważać na każde słowo i jedną wypowiedzią równocześnie nasycić wilka i ocalić owcę.
Ktoś powie: A może by tak naszych grajków najpierw nauczyć grac, hę? Może zamiast tracić czas na lekcje pt. "Jak w czasie wywiadu nie wyjść na bakłażana i nie zabić się zdaniem podrzędnie złożonym?", urządzić piłkarzom sesję terapeutyczną, w czasie której przekonają się, że można przyjąć piłkę bez odbijania jej na trzy i pół metra, a trafianie w prostokąt zwany bramką jest możliwy nawet z odległości - Słuchajcie! Słuchajcie! - piętnastu metrów? Może po prostu nauczyć ich jak się gra w piłkę i strzela bramki?
- Przepraszam bardzo - powiedziała złota rybka - Ja jestem tylko złotą rybką, a nie jakimś Wszechmogącym i pewnych rzeczy po prostu nie umiem.
Błysnęło, huknęło, a z rozdartych błyskawicą chmur zagrzmiało bezradne:
- A myślisz, że ja umiem?
Nikt już dziś nie pamięta jak zagrał Ludovic Joseph Obraniak przeciw Słowenii, w której minucie wszedł na boisko Euzebiusz Smolarek i ile strat miał Robert Lewandowski, prawda? Prawda, prawda i niech Szanowna Wycieczka nie szuka teraz w danych w sieci, bo i tak nie uwierzę. Za to "Wielką Improwizację" w wykonaniu Dariusza Szpakowskiego będzie się pamiętało latami, a hasło "musimy to sobie powiedzieć, Andrzej" stosowane będzie przez rodaków przez długie dekady w najrozmaitszych sytuacjach: od intymnych oświadczyn po korporacyjne zwolnienie z pracy.
Szkolenia pi-arowo-retoryczno-medialne są tańsze, dają "szeroki paletaż możliwości", a ich efekty na pewno będą w stanie bardziej zapaść w pamięć niż zwykłe, proste strzelanie bramek czy wyślizgiwanie piłki w pełnym biegu. Zwłaszcza, że z tym pierwszym mamy ostatnio trudności, a drugie odbywa się najczęściej przy wtórze pękających ścięgien i kości (piłka czy noga, co za różnica, a zresztą sami spróbujcie trafić w biegu...), więc też za bardzo chwalić się nie można.
Kto wie, może już niedługo najciekawszym momentem widowiska sportowego będą właśnie pomeczowy wywiady, może zamiast Jacka Gmocha z pisaczkiem do studia zapraszani będą językoznawcy, poeci i profesor Miodek, a na ekranie zamiast schematu taktycznego pojawi się wypowiedź obrońcy Zagłębia Lubin: "Powiewy wiatru / Ulotność pajęczyny / Kolejny Feniks", którą goście zinterpretują jako a) filozoficzną refleksję nad przegraną, niepozbawioną jednak elementów nadziei na przyszłość, co dobrze wróży przed meczem XXII kolejki, b) rychły transfer zawodnika do klubu FC Wakarimasen z japońskiej drugiej ligi.
Na zakończenie analizy specjalny program komputerowy przełoży wypowiedź zawodnika na normalny język piłkarski i z głośników padnie stare, znane: "Yyyy... nie wiemy, co się dzieje, staramy się, tylko nie wychodzi... eee... ale najważniejszy jest następny mecz... yyyy...".
Kto wie, być może już niedługo Bartosz Bosacki, krytykując Semira Stilicia nie będzie "po naszemu, po robotniczemu zwierzał się, że "Semir nie gra najlepiej, ale nie można na niego krzyknąć czy zwrócić mu uwagi, bo wiadomo jak to jest z Bałkańcami - obrazi się i całkiem przestanie grać", tylko załatwi rzecz bardziej subtelnie i twierdzi, że "Inkluzywność nie jest pojęciem silnie reprezentowanym w dyskursywnej rzeczywistości naszego klubu. Interpretacja alternatywnych modeli narracyjnych nastręcza jeszcze wielu trudności i może prowadzić do występowania postaw subwersywnych".
Czy nie byłoby przyjemnie, gdyby zamiast dosadnego "Przecież nie da się grać na takim klepisku" padło uduchowione "Przestwór tego oceanu nie jest bynajmniej suchy, a wóz naszego zespołu tak unurzał się miejscowej zieloności, że rzeczywiście przypomina łódkę".
I te ewentualne multikulturalne interśrodowiskowe dialogi w czasie meczu...
- Morze przesławne, Bajkale ty nasz! - śpiewaliby wspomagający drużynę kibice. - Łajbo dziurawa, płyń burzy na przekór! - trener zagrzewałby zespół z ławki. - Żagle podarte wciągnijcie na maszt - kapitan sygnalizowałby konieczność zmian. - Już niedaleko do brzegu! -podawałby komunikat sędzia techniczny. - Dokładnie! - dodawałby Paweł Brożek, bo on z Krakowa, a tam tradycja to rzecz święta i żadnych nowinek im nie potrza.
Polska Ekstraklasa wygląda jak wygląda i mecze rundy wiosennej pewnie niewiele będą się różnić od meczów rundy jesiennej. Oczywiście, poza wyglądem murawy, która wiosną na pewnie nie będzie przypominać murawy, tylko brązowo-żółtego boba. Niechże więc polski kibic dostanie odpowiednią dawkę emocji w wywiadach, niech piłkarze podniosą mu poziom adrenaliny choćby po meczu, niech Mateusz Świecicki zyska konkurencję w żonglowaniu sześciosylabowcami, a "Poligon" źródło natchnienia do "Cytatu kolejki".
- I tu bym polemizował - wtrącił się lewoskrzydłowy - Irytujące jest upraszczanie, z jakim niektórzy przedstawiciele określonych środowisk podchodzą do złożonej materii, jaką stanowią retoryczno-medialne interakcje... - Dokładnie!
Andrzej Kałwa
Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.