Sikora kilka dni był przeziębiony, ale ostatnio udało mu się normalnie potrenować w Dusznikach. W czwartek wrócił do domu w Wodzisławiu, a już w niedzielę leci do Kanady, gdzie na olimpijskich trasach w Whistler odbędą się biegi na 20 km i sprint na 10 km. - Ciągle jeszcze dokucza katar i kaszel, ale czuje się już lepiej. Mam nadzieję, że utrzymałem formę biegową - mówi Sport.pl. Sikora.
Polak ma wielką szansę na pierwszą w karierze Kryształową Kulę za Puchar Świata. Na osiem startów do końca sezonu w klasyfikacji generalnej ma 23 pkt. przewagi nad Bjoerndalenem. W marcu zostały trzy odsłony PŚ - po Whistler będą jeszcze trzy biegi w norweskim Trondheim (19-22 marca) i na koniec znów trzy w syberyjskim Chanty-Mansyjsku (26-29 marca). W sumie osiem biegów indywidualnych, w których można zdobyć 480 pkt (zwycięstwo w PŚ daje 60).
- Wirtualnie nie jestem już liderem. Żeby wygrać, to ja muszę gonić Bjoerndalena i uzyskiwać od niego lepsze wyniki. Mało kto pamięta bowiem teraz o przepisie, że na koniec sezonu odlicza się punkty z trzech najgorszych startów, a to premiuje Bjoerndalena - przypomina Sikora. - Norweg kilka razy w ogóle nie wystartował i nie straci już punktów. Ja stracę za trzy najgorsze biegi. Sytuacja wyjściowa nie jest więc tak różowa, ale będę ostro walczył do końca - podkreśla najlepszy polski biatlonista.
Trzy najgorsze biegi Sikory w sezonie to: 20. miejsce w Hochfilzen, 16. w Pyeong Chang i 14. lokata w Oberhofie. Odpisanie tych wyników będzie kosztowało Polaka na koniec sezonu aż 73 pkt. Tymczasem, Bjoerndalen w ogóle nie wystartował w trzech biegach: sprincie w Hochfilzen i dwa razy w Anterselvie przed MŚ. Wychodzi więc na to, że wirtualnie 50 pkt. przewagi ma teraz Norweg.
Rosyjscy kibice grozili śmiercią szefowi federacji ?