Gian Franco Kasper (przewodniczący Międzynarodowej Federacji Narciarskiej): - Staramy się coś zmieniać. Ale nie jest to łatwe. Do każdego pomysłu przekonać trzeba zawodników, trenerów, sponsorów, organizatorów i telewizje. Mieliśmy np. nadzieję, że w tym roku uda się uruchomić Puchar Narodów. Miała to być seria zawodów, w których konkurowałyby niewielkie damsko-męskie narodowe ekipy. Pomysł spodobał się wszystkim poza... austriacką federacją. A bez najlepszych nie ma to sensu. Nie tracę jednak nadziei. Może w przyszłym sezonie to uda. Zwłaszcza, że zyskaliśmy silnego sprzymierzńca - austriacką telewizję.
Nie do końca się jednak zgadzam z tym, że na narciarstwo alpejskie przychodzi coraz mniej widzów. Niektórzy organiazatorzy znaleźli niezłe recepty. W Wengen, Adelboden, Kitzbuehel, Schladming pucharowe zawody to wydarzenia sezonu na które przyjeżdżają dziesiątki tysięcy osób i gdzie zabawa trwa często przez całą dobę. I to jest droga, którą musimy iść.
- To fakt. Bardzo brakuje nam drugiego Alberto Tomby. Kogoś kto na stoku robi prawdziwy show. To, że Hermann Maier uległ wypadkowi też zbytnio nam nie pomoże, bo zwłaszcza w Austrii miał rzesze fanów, które przychodziły na stoki tylko dla niego. Wśród młodych zawodników jest jednak kilka "silnych charakterów", może coś z nich wyrośnie. Póki co apelujemy do narciarzy, aby na mecie jak najszybciej zdejmowali z głowy kaski. Kibice będą wtedy mogli zobaczyć ich twarze. Wydawałoby się to proste, prawda? Sponsorzy jednak chcą, żeby kaski mieli na głowach jak najdłużej, bo są tam przecież ich loga... Naprawdę trudno wszystkich zadowolić.