Trener Górnika Zabrze: W piątek chcemy pokazać naszym kibicom inną, lepszą twarz [ROZMOWA]

- To my jesteśmy faworytem. Zagramy na Arenie Zabrze, która musi być naszym atutem. Wiemy, jak przystrzyżona jest tu trawa, na który fragment boiska pada cień, a na który nie... - mówi Marcin Brosz, trener Górnika Zabrze, który w piątek (godz. 20.30) zmierzy się ze Stalą Mielec.

Kamil Kwaśniewski: Niemal równo 18 lat temu, wygranym 2:0 meczem z Polonią Warszawa debiutował pan przy Roosevelta jako piłkarz. Teraz czas na debiut w roli trenera.

Marcin Brosz: - Nawet nie mam czasu się nad tym zastanawiać (śmiech). Najważniejsze jest nasze motto czyli wygrywać w każdym meczu. Wszyscy musimy w to wierzyć. Wiara przecież czyni cuda, przenosi góry. Dbajmy o małe sukcesy, a one potem złożą się w duży.

Sezon zaczęliście jednak słabo, bo od porażki z Miedzią Legnica.

- W piątek mamy zamiar pokazać, że wyciągnęliśmy z tego odpowiednie wnioski. Chcemy zagrać inaczej. Pokazać naszym kibicom inną, bardziej ofensywną i kreatywną twarz. Tylko wtedy kibice wychodząc ze stadionu będą z nas zadowoleni i już będą planowali, żeby być na naszych kolejnych meczach.

Aby się udało, drużyna musi być bardziej odporna psychicznie. Po bramce dla Miedzi pańscy piłkarze zwiesili głowy...

- Rzeczywiście, takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Zespół musi reagować inaczej, musi być w nim ta wiara, o której już mówiłem. Tak, by strata bramki dawała nam wręcz pozytywny impuls. Pracujemy nad tym, ale na wszystko potrzeba czasu.

Stal okopana przed własnym polem karnym i Górnik zmuszony do ataku pozycyjnego - tak będzie wyglądał ten piątkowy mecz?

- Nie przesądzałbym... Ostatnio Stal wygrała 4:3 w pucharowym spotkaniu z Wisłą Płock, zwycięską bramkę zdobywając w 94. minucie. Do Zabrza ten zespół również przyjedzie nie po to, by kalkulować, ale by grać w piłkę. I dlatego to będzie ciekawy, otwarty pojedynek. Choć to my jesteśmy faworytem. Zagramy na Arenie Zabrze, która musi być naszym atutem.

Wiemy, jak przystrzyżona jest tu trawa, na który fragment boiska pada cień, a na który nie...

Nie korci pana, by wystawić Armina Cerimagicia? Przypomnijmy - w pierwszej lidze obowiązuje przepis, w myśl którego na boisku może przebywać tylko jeden zawodnik spoza Unii Europejskiej. W meczu z Miedzią był nim Ołeksandr Szeweluchin.

- Gdyby nie ten przepis, Armin miałby miejsce w pierwszym składzie. To piłkarz nietuzinkowy, więc grać po prostu powinien. Potrafi wygrać pojedynek jeden na jeden, niekonwencjonalnym zagraniem otworzyć koledze drogę do bramki... Czyli potrafi to, czego w meczu z Miedzią nam brakowało. Trochę nam Armina szkoda, dlatego przygotowujemy wariant, w którym w trakcie spotkania zamieniamy Szeweluchina na Cerimagicia.

Nie zmienia pan natomiast zdania na temat konieczności wzmocnienia drużyny.

- Absolutnie. Potrzebujemy nowych możliwości. Zarówno na treningach, jak i już w trakcie meczów. A kiedy te nowe możliwości już się pojawią, będzie to z korzyścią dla nas wszystkich.

Wciąż nie określiliście się w sprawie przyszłości testowanego napastnika z Czech, Lukasa Stratila.

- Obok żadnego piłkarza, który ma inklinacje do gry ofensywnej, nie przechodzimy obojętnie. Przede wszystkim szukamy jednak zawodników, którzy grają regularnie, zdobywają bramki i mają trochę inne predyspozycje. Reasumując - Stratilowi nie mówię "nie", ale nie mogę też powiedzieć, że chcemy go już zakontraktować.

Do domu pojechał już natomiast inny testowany, Tomasz Lisowski. Jak wiele mu zabrakło?

- Tomek bardzo się starał, wyglądał coraz lepiej, ale zdecydowaliśmy, że skoro nie chcemy za bardzo rozbudować tej kadry, to w pierwszej kolejności szukamy jednak piłkarzy ofensywnych.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.