Heynen odejdzie po IO? Polski trener będzie naturalną alternatywą dla PZPS-u

Jedni mówią, że lepsi, bo dobrze znają środowisko. Inni, że bardziej się nadają, bo są tańsi. Choć zdań o polskich trenerach w siatkówce jest wiele, to jedno jest pewne - w porównaniu do ostatnich lat w PlusLidze są na fali wznoszącej.

Sezon 2018/2019 w siatkarskiej ekstraklasie zostanie zapamiętany na długo. Rozpoczął się szumnymi zapowiedziami podboju rozgrywek przez Stocznię Szczecin, następnie jej kłopotami finansowymi, problemami na linii zawodnicy - kluby, migracjami trenerów, a zakończył triumfem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle po momentami kontrowersyjnej rywalizacji finałowej z ONICO Warszawa. Prawidłowości było jednak więcej. Jedną z nich był fakt, że polskich trenerów w rozgrywkach ponownie było tylko 5 (przy 9 szkoleniowcach zagranicznych). Do zmagań w roli głównej na ławce trenerskiej przystąpili Jakub Bednaruk (Chemik Bydgoszcz), Michał Mieszko Gogol (Stocznia Szczecin), Piotr Gruszka (GKS Katowice), Andrzej Kowal (Asseco Resovia Rzeszów) oraz Robert Prygiel (Cerrad Czarni Radom).

"Z Leonem w składzie możemy marzyć o medalu w Tokio"

Zobacz wideo

Liczba trenerów polskich i zagranicznych w PlusLidze w ostatnich 5 latach (liczone na stracie sezonu, bez zmian personalnych w czasie trwania rozgrywek):

  • sezon 2014/2015 - 8 trenerów polskich, 6 zagranicznych (14 drużyn)
  • sezon 2015/2016 - 7 trenerów polskich, 7 zagranicznych (14 drużyn)
  • sezon 2016/2017 - 7 trenerów polskich, 9 zagranicznych (16 drużyn)
  • sezon 2017/2018 - 5 trenerów polskich, 11 zagranicznych (16 drużyn)
  • sezon 2018/2019 - 5 trenerów polskich, 9 zagranicznych (14 drużyn)

Czy tylko brak sukcesów to brak zaufania?

Od 5 lat widać trend w zachowaniu klubów - zatrudniały mniej rodzimych szkoleniowców (choć nie wolno przeoczyć, że liga zmniejszyła się też o dwa zespoły). Dlaczego? Trudno jednoznacznie określić. Dla wielu było to przez brak międzynarodowych sukcesów Polaków na stanowiskach trenerskich. Jednym z niewielu wyróżniających się przedstawicieli polskiej myśli szkoleniowej był Andrzej Kowal, który przez 7 ostatnich sezonów współpracy z Asseco Resovią Rzeszów w charakterze pierwszego trenera, sięgnął z klubem po m.in. złota mistrzostw Polski czy srebrny medal Ligi Mistrzów, który należy do największych sukcesów polskiej drużyny na arenie europejskiej. Próżno szukać podobnych wpisów w CV innych polskich szkoleniowców, jednak ma to swoje uzasadnienie - brak zaufania najbogatszych polskich klubów.

- Wielu mówi o tym, że polscy trenerzy poza kilkoma wyjątkami nie odnosili sukcesów. Trzeba jednak najpierw zastanowić się, z jakimi zespołami mieli szansę pracować i czy były to drużyny zbudowane potencjalnie pod wygranie PlusLigi czy Ligi Mistrzów. Jacek Nawrocki, Sebastian Świderski czy Krzysztof Stelmach to wyjątki. Jakie kluby prowadzili Jakub Bednaruk, Robert Prygiel czy właśnie Piotr Gruszka? Nie mieli zespołów z bardzo dużym potencjałem na "top topów" w Europie - mówi w Sport.pl prezes Asseco Resovii Rzeszów, Krzysztof Ignaczak.

Bez sukcesów na rodzimym podwórku trudno szukać zatrudnienia za granicą. Kilku trenerów jednak wyjechało. Wśród nich wyróżnił się Mariusz Sordyl, który w ostatnim czasie z Fenerbahce sięgnął po Puchar Turcji oraz tytuł mistrza kraju - dla klubu pierwszy od 7 lat. Od tego sezonu szkoleniowcem szwajcarskiego teamu z Naefels jest Oskar Kaczmarczyk, który wcześniej samodzielnie pracował z Foinikasem Syros (3. miejsce greckiej ekstraklasy siatkarzy). Wyjechał również Andrzej Kowal po tym, jak jego drogi z Resovią się rozeszły. Z ACS Volei Municipal Zalau zdobył wicemistrzostwo Rumunii.

Przez lata w Polsce trener zagraniczny był synonimem kogoś lepszego niż „polski wuefista” (jak wielu niepochlebnie nazywało rodzimych trenerów), który w zeszytach zapisywał wszystkie przemyślenia na temat siatkówki. „Obcy” często oznaczał możliwości, natomiast „polski” wymuszoną konieczność. Tendencję tę widać było na różnych siatkarskich szczeblach. Przyjazd Raula Lozano z Lube nad Wisłę był sporym wydarzeniem. - Pokazał, jak powinno wyglądać zaplecze przygotowań zespołu, czego owocem jest między innymi siłownia w Spale, z której nasza kadra korzysta do dziś. To w późniejszym czasie przełożyło się na zdobywanie medali - wspomniał były libero biało-czerwonych, Piotr Gacek. Kiedy „mały rycerz”, jak nazywano Argentyńczyka, mówił, że zespół czegoś potrzebuje, nie kwestionowano jego opinii. Polak tak łatwo nie miał. Z reprezentacji to zjawisko przeniosło się na ligę. Doszło do etapu, w którym w Effectorze Kielce Dariusza Daszkiewicza odsunięto od prowadzenia teamu, by na stanowisku trenera zatrudnić Sinana Tanika, który miał większe doświadczenie w byciu dyrektorem sportowym niż samodzielnym szkoleniowcem.

Sezon 2019/2020 będzie inny. Polak to lepszy marketing i znajomość środowiska?

W sezonie 2019/2020 do rozgrywek PlusLigi przystąpi 8 trenerów polskich i 6 zagranicznych. Po raz pierwszy od rozgrywek 2014/2015 rodzimi szkoleniowcy mają liczebną przewagę nad konkurentami z zagranicy (Michał Mieszko Gogol - PGE Skra Bełchatów, Piotr Gruszka - Asseco Resovia Rzeszów, Przemysław Michalczyk - BKS Visła Bydgoszcz, Jakub Bednaruk - MKS Będzin, Michał Winiarski - Trefl Gdańsk, Robert Prygiel - Cerrad Czarni Radom, Dariusz Daszkiewicz - GKS Katowice, Andrzej Kowal - MKS Ślepsk Malow Suwałki). Skąd ta odmiana? Dla wielu przeważają trzy argumenty - to, że polscy szkoleniowcy zdążyli zdobyć już konieczne doświadczenie, są dobrym posunięciem marketingowym dla klubu (łatwa identyfikacja kibiców z rodakiem, brak trudności komunikacyjnych, aż po przekonanie potencjalnego sponsora do wspierania polskiego sportu) oraz lepiej niż obcokrajowcy znają polskie środowisko.

- Uważam, że trener Michał Miszko Gogol to jeden z najbardziej perspektywicznych szkoleniowców młodego pokolenia. Ma on spore doświadczenie zebrane na parkietach PlusLigi. Był statystykiem, a następnie otrzymał szansę pracy w bardzo trudnym projekcie, jakim stała się Stocznia Szczecin. Był on wymagający nie tylko ze względu na kwestie finansowe, ale również przez obecność Radostina Stojczewa. Mieszko poradził sobie z tym bardzo dobrze. Ponadto, jest pierwszym asystentem Vitala Heynena, co też wiele o nim mówi. Uważam, że młody wiek może być jego atutem. Dzięki rozmowom z zawodnikami wiem, że ma dobrą relację z graczami, rozumie polską mentalność, zna środowisko i ma zaufanie innych - zdradza prezes PGE Skry Bełchatów, Konrad Piechocki.

- Z Piotrem znamy się jak łyse konie - dodaje Krzysztof Ignaczak, który na stanowisku szkoleniowca Resovii zatrudnił Piotra Gruszkę. - Wychowaliśmy się w tej samej szatni i graliśmy u boku tych samych trenerów. Dzięki temu mam pewność, że stery w Resovii obejmuje człowiek, który jest mi bardzo bliski, jeśli chodzi o filozofię siatkówki. Poza tym doskonale zna polskie realia. Jest to dla mnie kluczowe, ponieważ wydaje mi się, że niezbyt wielu trenerów potrafi zrozumieć nasze podejście i kulturę. Znajomość pewnych zależności jest w mojej ocenie kluczowa, jeśli chodzi o budowanie składu w oparciu o polskich zawodników. Zagraniczni trenerzy czasami nie do końca wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Piotr pokazał również, że warto na niego postawić. Prowadząc GKS Katowice sprawił, że grupa średnich zawodników prezentowała się bardzo dobrze. Udowodnił, że potrafi wydobywać potencjał z graczy i robić z nich lepszych siatkarzy. Jako klub mamy do niego duże zaufanie. Liczymy na to, że z zawodników, których wspólnie wybraliśmy, uda mu się zbudować drużynę i wskrzesić ducha Resovii walczącej. W tym zawodzie nie ma jednak taryfy ulgowej i on dobrze o tym wie. Będzie tak samo rozliczany jak każdy inny trener - zaznacza Krzysztof Ignaczak.

Polak jest tańszy?

Mówi się również o jeszcze jednym argumencie przemawiającym na korzyść polskiego trenera. Chodzi o wysokość kontraktu, która według niektórych ma być znacząco niższa niż w przypadku szkoleniowca zagranicznego. - Rozróżniłbym kilka kwestii. Jeśli chodzi o pieniądze, nie ma znaczenia narodowość trenera. Składowymi kwestii finansowych zawsze są te same komponenty - doświadczenie, wartość marketingowa, budżet klubu i to, jakie nadzieje rokuje szkoleniowiec, jeśli chodzi o grę zespołu. Trudno porównywać zarobki Michała Gogola z Andreą Anastasim, czy trenera bełchatowian z

Michałem Winiarskiem, ale wyłącznie z tych powodów, które wymieniłem. Narodowość nie ma z tym nic wspólnego. Dziś zarobki Polaków na ławkach szkoleniowych osiągnęły już dość zacny poziom. Myślę, że w zdecydowanej większości rodzimi szkoleniowcy zarabiają takie same, a nawet i większe pieniądze niż zagraniczni trenerzy, którzy mogliby ich zastąpić. Uproszczenie tej kwestii do tego, że Polak jest tańszy, bo jest Polakiem według mnie nie ma zastosowania. Jedyną oszczędnością dla klubu może być to, że nasi szkoleniowcy raczej z samolotów nie korzystają, bo mieszkają stosunkowo blisko - zdradza manager siatkarski, Jakub Malke.

Wtóruje mu Konrad Piechocki. - Przy zatrudnianiu Polaka na stanowisku szkoleniowca klubu kwestie finansowe nie były absolutnie żadnym wyznacznikiem. Rynek jest ustabilizowany, a szkoleniowcy zagraniczni nie zarabiają więcej niż polscy. Myślę, że sam trener Gogol potwierdziłby, że jego uposażenie nie odstaje od ram rynkowych - przyznaje prezes PGE Skry Bełchatów. - Sprawa zazwyczaj wygląda bardzo prosto - klub ma określony budżet, który może spożytkować na pensję trenera. Jego władze nie patrzą na narodowość, a umiejętności potencjalnego pracownika. Przykładem może być Jakub Bednaruk, który na pewno zarabia więcej niż jego poprzednicy w MKS-ie Będzin - dodaje Jakub Malke.

Sezon 2019/2020 będzie więc ciekawy do obserwacji. Ilu trenerów utrzyma posadę przez całe rozgrywki? Ilu przedłuży swoje kontrakty w maju? Te informacje będą istotne dla całej polskiej siatkówki. Vital Heynen nie jest jeszcze pewny swojego stanowiska odnośnie do pracy z biało-czerwonymi po igrzyskach olimpijskich w Tokio. W przypadku odejścia Belga naturalną alternatywą w oczach Polskiego Związku Piłki Siatkowej prawdopodobnie będzie polski trener. Wszystkim powinno więc zależeć, by potencjalni kandydaci mieli gdzie zdobywać jak największe doświadczenie.

Więcej o: