Kryzys Marcina Chabowskiego. "Chcesz biec szybciej, ale nogi i ręce zalane są ołowiem"

Oprócz Yareda Shegumo, srebrnego medalisty mistrzostw Europy w maratonie, na wielkie brawa zasłużył 28-letni Marcin Chabowski, który prowadził przez 27 km, ale z powodu kryzysu wycofał się z wyścigu.

aa a

Chabowski zaryzykował już na 8. kilometrze, na którym oderwał się od grupy. Na półmetku pędził w tempie 3 minut na kilometr i miał 48 sekund zapasu nad grupą pościgową. Po 25. km sytuacja wyglądała jeszcze lepiej, bo przewaga Polaka nad rywalami wzrosła do 1 minuty i 11 sekund.

Niestety, po raz kolejny potwierdziło się, że maraton to specyficzny i nieprzewidywalny dystans. I nawet tak spora przewaga może zostać szybko zniwelowana.

W pewnym momencie na samotny pościg za Chabowskim zdecydował się Daniele Meucci , zwycięzca całego biegu na 42,195 km. Włoch dogonił Polaka na jednym z podbiegów, tuż przed 35. km. W tym czasie nasz reprezentant przeżywał straszliwe męki. Zaczęły go dopadać skurcze i kolka. Z grymasem bólu trzymał się za miejsce w okolicach wątroby. Parę chwil później Chabowskiego doścignął Yared Shegumo i to był koniec. Skrajnie wykończony w końcu się zatrzymał, a chwilę potem wycofał z wyścigu. Konieczna była interwencja lekarzy.

Oprócz Chabowskiego maratonu nie ukończył również jeden z faworytów, czyli Henryk Szost , tegoroczny mistrz Polski, który zszedł z trasy przed 30. km. Na 43. miejscu z czasem 2:25:17 rywalizację zakończył Błażej Brzeziński .

Dla Chabowskiego to był drugi występ w biegu na dystansie 42,195 km w tym roku. W kwietniu 28-letni zawodnik startował w Łódź Maratonie Dbam o Zdrowie , w którym z czasem 2:11:23 zajął piąte miejsce. Triumfował Shegumo . Przygotowania do tegorocznych startów zaczął już w lutym na obozie wysokogórskim w Meksyku. Na swoim blogu tak relacjonował codzienną harówkę: "El Ocotal. Dzielnica w Mexico City, gdzie wysoko nad autostradą mieści się jedna z najbardziej znanych pętli biegowych w Meksyku. Niegdyś trenowali na niej najlepsi biegacze na świecie, m.in. Said Aouita czy Bronisław Malinowski. Położona na wysokości 2850 metrów crossowa pętla wyciska z zawodnika naprawdę dużo. Biegałem mocniejszy, 16-km bieg. Oddechowo człowiek daje jeszcze radę, ale podbiegi i zbiegi oraz zmiana tempa powodują szybkie niedotlenienie mięśni. Czujesz się tak, jakbyś chciał biec szybciej, ale nogi i ręce zalane są ołowiem i brakuje sił, aby ruszyć mocniej. Ciężko podnosić kolana. Tego dnia po 4-5 km na twarzy i rękach pojawiły się u mnie czerwone wykwity, a po 10 km czułem się tak niedotleniony, że zaczęło kręcić się w głowie" - pisał.

W Zurychu - aż do kryzysowego momentu - Chabowski najbardziej uciekał rywalom właśnie na podbiegach. Taką dyspozycję osiąga się tylko podczas treningów w górach, ale... - Bieganie na wysokościach nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. To zupełnie inna bajka od treningów na nizinach. Następuje dużo większe niedotlenienie kończyn, które w pewnym momencie odmawiają posłuszeństwa. Człowiek nie jest w stanie tego przeskoczyć i po prostu siada. Planuje się przebiec cztery długie odcinki, a na trzecim cię odcina. Nawet najmocniejsza psychika i twardy charakter nic nie daje - opowiadał serwisowi PolskaBiega.pl .

Chabowski ukończył Gdańską Wyższą Szkołę Humanistyczną na wydziale politologii oraz stosunki międzynarodowe w Akademii Marynarki Wojennej. Jest żołnierzem zawodowym w stopniu marynarza w Komendzie Portu Wojennego w Gdyni.

Patrząc na karierę Chabowskiego , można odnieść wrażenie, że jest to książkowy przykład tego, jak zostać zawodowym biegaczem na długich dystansach. Zaczął trenować w wieku 14 lat. Jeszcze przed rozpoczęciem regularnych przygotowań błysnął talentem, pokonując pierwsze 10 km w czasie 39 minut i 40 sekund.

Najpierw startował na 800 metrów, później rywalizował na 1500, 3000 i 3000 z przeszkodami (w 2005 r. na tym dystansie zdobył mistrzostwo Europy juniorów) oraz 5 km, 10 km, aż w końcu postawił na półmaratony i maratony.

Chabowski jest utytułowanym biegaczem. Dwa razy zdobywał mistrzostwo Polski w biegu na 10000 metrów i raz na dystansie półmaratońskim. Jego rekordy życiowe to: maraton - 2:10:07, 10 km - 28:55, 5 km - 13:52, 3 km - 8:01.

Sukcesów na jego koncie pewnie byłoby więcej, gdyby nie problemy zdrowotne, które zaczęły się w 2006 r. Wtedy doznał kontuzji kolana, którą leczył ponad rok. W tym czasie przeszedł dwie operacje. Wrócił w wielkim stylu. W 2007 r. zdobył mistrzostwo Polski w biegach przełajowych oraz srebrny medal na 10000 metrów.

Niestety, w kolejnych latach Chabowski znów narzekał na urazy. Z powodu kontuzji kolana nie wyjechał na igrzyska olimpijskie do Londynu. Ból się pojawił nieoczekiwanie. Przechodził kolejne badania, ale te nic nie wykazywały. Sytuacja była coraz gorsza, bo zawodnik nie był w stanie nawet truchtać. Ostatecznie przeszedł artroskopię, po której okazało się, że pod rzepką jest narośl, która powstawała przez lata treningu.

Jakby tego było mało w ubiegłym roku przewrócił się w trakcie treningu w lesie. Uszkodził chrząstkę i w efekcie miał prawie trzymiesięczną przerwę w treningach. Kiedy wydawało się, że limit pecha Chabowski już wyczerpał, przytrafił mu się kolejny uraz. Podczas przygotowań do łódzkiego maratonu pojawiły się problemy z mięśniem uda. Na trzy tygodnie musiał zawiesić zajęcia.

- Nie jestem do końca zadowolony z mojej ścieżki rozwoju. Gdybym miał zaczynać od nowa, to pewnie wprowadziłbym kilka zmian, np. więcej startów na krótszych dystansach. Nie biegałbym przeszkód, które są bardzo kontuzjogenne. Niestety, bardzo często zmagałem się z różnymi urazami, które się ciągną. Ale wiadomo, mądry człowiek po szkodzie... - mówił Chabowski .

Głosuj na Damiana Bąbola, autora tekstu, w plebiscycie "Biegowy Dziennikarz Roku" . Wyślij SMS o treści MEDIA.5 na numer 70120 i wysyłając e-mail poprzez formularz znajdujący się TUTAJ

Copyright © Agora SA