Nie chodzi o to, że jestem taka fajna i uważam się za świetnego biegacza. Wręcz przeciwnie, wciąż nie mówię tak o sobie, bo uważam, że biegam zbyt krótko i za mało. Wciąż jestem niezadowolona z wielu rzeczy i wiem, że to dopiero początek, bo czeka mnie mnóstwo pracy, ale to już w październiku.
Przyłożyłam się
Nie boję się z jednego powodu: patrzę wstecz na ostatnie cztery miesiące i jestem zadowolona, bo wiem, że się przygotowałam na to wyzwanie. Czy się uda? Tego nie wiem, i już nawet nie chodzi o mój wymarzony czas (4:05:00, a ostatnio marzę o 3:59:59), może nawet zrezygnuję po 30. kilometrze, bo dopadnie mnie tak silny kryzys. Tego nie wie nikt - może się tak stać. Mimo wszystko nie boję się, bo wiem, że jeśli coś mnie zatrzyma, to nie pasmo imprez, opuszczone treningi czy zła dieta, a coś, na co nie miałam wpływu. Jasne, zawsze można było zrobić to lepiej: inaczej zaplanować treningi, dać z siebie więcej, zrezygnować z kilku butelek wina wypitych w czerwcu w Rzymie na urlopie. Ale cieszę się, że z pełną odpowiedzialnością za własne słowa mogę powiedzieć: przyłożyłam się.
Rachunek sumienia
Przede wszystkim cieszę się z jednego: nie odpuszczałam treningów. Miałam tygodniowy plan, który konsultowałam z Magdą i innymi autorytetami i starałam się go sumiennie wypełniać: dzień po dniu. Owszem, zdarzało się, że coś wymieniałam, kiedy nie mogłam korzystać z siłowni, szykowałam się do zawodów takich jak choćby półmaraton. Gdy czułam się słabiej, zamieniałam dni, gdy byłam znużona, wprowadzałam coś nowego, gdy byłam przetrenowana, dałam sobie dzień luzu, który wykorzystywałam na wzmacnianie mięśni głębokich i stretching. Nauczyłam się lepiej dbać o dietę: w końcu dobre jedzenie to nie tylko energia ale także regeneracja. Ograniczyłam ilość wypijanego alkoholu. Na początku było z tym ciężko: jestem osobą towarzyską i lubię wyjść na piwo, wino czy na drinka. Czasem lubię też potańczyć. Pierwsze dwa miesiące nie były łatwe, bo nie trudno o okazje: wesele dobrego kolegi, moje urodziny, urlop i letnie szaleństwo. Nie przesadzałam, ale nie mogę powiedzieć, że zachowywałam się jak przykładny abstynent. Czasem po prostu chciałam wyjść wieczorem i się rozerwać, więc robiłam to, ale nie przesadzałam. Nie jestem zawodowym sportowcem, więc chcę czasem pożyć. W końcu biegam, bo kocham i chcę, a nie dlatego, że muszę ;) Od sierpnia wzięłam się w garść i sporadycznie zdarza się, że wypiję jedno małe piwo, czasem lampkę wina. I to nie dlatego, że tak sobie postanowiłam. Jakoś weszło mi to w krew i chyba mam tak dużo na głowie, że najzwyczajniej w świecie mi się nie chce.
Zawody dużo mi dały
Kiedy podjęłam decyzję o tym, że chcę przebiec maraton, nie miałam na swoim koncie ani jednego udziału w zawodach. "Weź udział w czymś mniejszym zanim porwiesz się na maraton. Zobacz, jak się biega w zawodach, poczuj ten klimat" - doradziła Magda, a ja grzecznie posłuchałam. Do tej pory nie chciałam tego robić, bo uważałam, że biegam dla siebie. Jak bardzo się myliłam. Nie ma nic lepszego niż udział w zawodach! Wczoraj już siedziałam z kalendarzem i notowałam w czym chcę pobiec po maratonie. Lista jest długa, a mnie rozpiera energia. Pewnie po maratonie przez chwilę będę myśleć: "Pierniczę, nie biegnę już", ale to moje największe uzależnienie i podskórnie wiem, że już się tego nie pozbędę. Nie umiem tego opisać, ale kiedy biegnę, czuję, jakbym mogła wszystko. Raptem znajduję rozwiązanie dla wszystkich problemów, oddycham głęboko i czuję, że żyję. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez biegania dlatego nie boję się. Mogę nie podołać i nie spełnić ambitnego celu, jaki sobie wyznaczyłam, ale kocham to uczucie tak bardzo, że będę biec dalej i jeśli nie w Warszawie to dam radę w Londynie, ale zrobię to, i zrobię jeszcze o wiele więcej.
Moje treningi: 1. Pn.: podbiegi sprinty lub inny trening tego typu (np. 4 razy 1 km max). 2. Wt.: odpoczynkowy bieg wolny na dyszkę. 3. Śr.: nogi na siłowni ale bez ciężarów tylko wykroki z jeżdżeniem na ręczniku, przysiady z wyskokiem, wskakiwanie na skrzynie itp. plus mięśnie głębokie. 4. Cz.: siłownia ręce, plecy klatka plus bieg ale krótszy: 5-7 km. 5. Pt.: Bieg odpoczynkowy 6. Sb: dłuższe wybieganie 7. Nd.: lenistwo.
Przeczytaj również:
Pokonaj z nami maraton: Każdy może! Pokonaj z nami maraton: Czas zacząć! Pokonaj z nami maraton: Pierwszy sprawdzian Pokonaj z nami maraton: Pierwsze długie wybieganie Pokonaj z nami maraton: Wracam do sił Pokonaj z nami maraton: Sprinty Pokonaj z nami maraton: Kryzys Pokonaj z nami maraton: Pierwszy półmaraton typu trail
Anię w przygotowaniach do 34. Maratonu Warszawskiego wspiera adidas