Pierwsza kolejka grupy E Ligi Konferencji Europy przyniosła sensacje nie tylko w postaci zwycięstwa Legii Warszawa 3:2 nad Aston Villą, ale jeszcze bardziej nieoczekiwany rezultat padł w drugim meczu, gdzie bośniackie Zrinjski pokonało 4:3 AZ Alkmaar, mimo że Holendrzy prowadzili do przerwy trzema bramkami. To niekoniecznie była dobra informacja dla Legii, gdyż podopieczni Pascala Jansena nie mogli sobie pozwolić na drugą wpadkę. Zwłaszcza grając na swoim boisku, gdzie są niepokonani w tym sezonie.
Już w siódmej minucie sektor gości wybuchł radością po bramce Tomasa Pekharta, lecz Czech znajdował się na kilkumetrowym spalonym. To jednak wiele mówiło o początku tego spotkania, gdyż Legia ponownie nie przestraszyła się wyżej notowanego rywala, mimo że tym razem grała w roli gościa. Oczywiście AZ dłużej utrzymywało się przy piłce, ich technika użytkowa stała na wysokim poziomie, ale podopieczni Kosty Runjaicia nie chowali się za podwójną gardą na swojej połowie.
Z minuty na minutę odwaga Legii rosła. Aktywny był Marc Gual, który w pierwszych 30. minutach oddał aż trzy strzały, ale wszystkie były zablokowane. Pierwsze celne uderzenie należało jednak do gospodarzy autorstwa lewego obrońcy Wolfe'a. Było groźnie, bo do bramki było blisko, lecz skuteczną interwencją nogami popisał się wówczas Kacper Tobiasz. Ze strony Legii strzałem w światło bramki odpowiedział Josue, ale nie była to połowa, która nie mogła zachwycić miejscową publiczność. Co jest zaskakujące, bo w meczach obu tych drużyn w tym sezonie zwykle pada sporo bramek.
Po zmianie stron pierwsza zaatakowała Legia za sprawą Pawła Wszołka, ale w 52. minucie do głosu doszło AZ. Gospodarze skorzystali z niskiego wzrostu Patryka Kuna, który przegrał pojedynek w powietrzu po dośrodkowaniu na dalszy słupek. Dani de Wit zgrał do środka, a tam źle ustawiony był z kolei Radovan Pankov. Serb nie zdołał przeszkodzić Vangelisowi Pavlidisowi w umieszczeniu piłki w siatce. Dla Greka to czwarty mecz z rzędu ze strzelonym golem.
Podopieczni Kosty Runjaicia potrafili zepchnąć rywala do defensywy, ale brakowało z ich strony ostatniego podania, aby wyprowadzić partnera na dogodną pozycję do oddania strzału. Dużo było niechlujności. Z tego powodu większość ich prób była zablokowana - aż osiem z dwunastu w całym meczu. Od 66. minuty mogło być łatwiej, gdyż za brutalne wejście z boiska wyleciał Mayckel Lahdo. Szwed korkami zaatakował głowę Yuriego Ribeiro. Paskudny faul.
Legioniści nie potrafili jednak przedrzeć się przez szyki defensywne gospodarzy, którzy grając w osłabieniu, zdecydowali się na zdecydowanie niższą obronę. Ostatni kwadrans wicemistrzowie Polski prowadzili grę w ataku pozycyjnym. W dużej mierze opierał się on na dośrodkowaniach z bocznych stref boiska.
Czas uciekał Legii. AZ grało mądrze - do maksimum wykorzystywali każdy odbiór piłki, grając pod faul, aby wybijać z rytmu rywali oraz kraść kolejne minuty. To przynosiło pozytywny skutek do samego końca, mimo rozpaczliwej obrony w doliczonym czasie gry. Legia przegrała w Alkmaar 0:1 i do Warszawy wraca bez punktów.