Jakub Błaszczykowski powrócił do Wisły Kraków na początku 2019 roku, gdy niewiele wskazywało na to, ze "Biała Gwiazda" przetrwa kryzys. Duże znaczenie miał wówczas fakt, że kilkanaście dni wcześniej Vanna Ly i Mats Hartling próbowali przejąć klub. Gdy to się nie udało, a Wisła wydawała się ostatecznie upadać, do gry włączył się właśnie Błaszczykowski.
Reprezentant Polski w rozmowie z "Rzeczpospolitą" opowiedział o kulisach przejęcia Wisły Kraków. - Na początku 2019 roku szukałem kontaktu do osób mogących wesprzeć ratowanie klubu, jednak udało się spotkać wyłącznie z panami Stanisławem i Darkiem, właścicielami firmy Dasta Invest. Uznaliśmy jednak, że ciężko będzie cokolwiek zrobić. Po tym spotkaniu wróciłem w nocy do domu, powiedziałem żonie o problemach, a ona zachowała się jak zawsze w takich sytuacjach. Powiedziała: "Błaszczu, nie mów, że tak łatwo się poddasz". Postanowiliśmy więc zostać w Krakowie i zrobić coś niemal od nowa. 9 stycznia 2019 roku Wisła zaczynała treningi. Nie mówiąc nic nikomu, przyjechałem i już zostałem - przyznał Błaszczykowski.
- 9 stycznia na treningu pojawili się Jarek Królewski, Rafał Wisłocki i Bogusław Leśnodorski. Żadnego konkretnego planu ratunkowego jednak wtedy nie było. Potrzebne było minimum 4 mln złotych, aby utrzymać jedyny kapitał w klubie, czyli zawodników. Jarek zaproponował, abyśmy wyłożyli te pieniądze. Zgodziliśmy się, że potrzebna jest jeszcze jedna osoba i tak w naszym gronie pojawił się Tomek Jażdżyński, którego notabene poznałem dopiero u notariusza podczas udzielania pożyczek - dodał, opisując początek współpracy między trójką obecnych właścicieli Wisły Kraków.
Pandemia koronawirusa bardzo mocno odbiła się na stanie "Białej Gwiazdy". - Musieliśmy zmniejszyć uposażenie zawodników i trenerów o połowę. Kierownictwo spółki również zrzekło się części poborów, niestety z wyjątkiem jednej osoby. Z powodu pandemii wycofało się również dwóch sponsorów, którzy byli zainteresowani inwestowaniem w klub - wyjaśnił Błaszczykowski.
W przeszłości niewiele brakowało, aby Jakub Błaszczykowski trafił z Borussii Dortmund do Juventusu. Przed transferem powstrzymał go jednak Juergen Klopp. - Suma odstępnego wynosiła 13 mln euro i Juventus na to się zgodził. Miałem kontrakt na stole. Ale po finale [Ligi Mistrzów - przyp.red.] Mario Goetze odszedł z Borussii do Bayernu i Juergen Klopp powiedział: "Chociaż ty mi tego nie rób". Zostałem w Dortmundzie, tym bardziej że bardzo dobrze się tam czuliśmy z rodziną - opisał reprezentant Polski.