- Zawsze to samo, zawsze daję się nabierać. Wydajemy pieniądze na to g***, zamiast jechać z dzieciakami na wakacje i się cieszyć, to wracamy do domu nie dość, że bez pieniędzy, to jeszcze smutni - mówiła do mężczyzny w średnim wieku najprawdopodobniej jego żona, a na pewno rozżalona kibicka zespołu Polski, który w piątek w Berlinie przegrał w kluczowym meczu fazy grupowej z Austrią 1:3.
To już było na promenadzie Olympiastadion w Berlinie. Chwilę po tym, jak piłkarze zeszli z boiska. Jako pierwszy - selekcjoner Michał Probierz, który zaraz po meczu podał rękę Ralfowi Rangnickowi, ludziom z jego sztabu, podziękował też sędziom, ale nie czekał na swoich piłkarzy, tylko od razu poszedł do szatni.
Piłkarze byli jeszcze wtedy na boisku. Mecz skończył się dosłownie chwilę wcześniej. Wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego upadli na murawę załamani i zmęczeni m.in. Jakub Kiwior czy Nicola Zalewski. Tego drugiego od razu przyszedł pocieszać rezerwowy Bartosz Salamon.
Jako ostatni z boiska - z opaską kapitańską w ręku - schodził Robert Lewandowski, który piątkowe spotkanie zaczął na ławce rezerwowych. Gdy w 60. minucie Lewandowski wchodził na boisko, był remis 1:1. Chwilę później Polska straciła gola na 1:2. Ostatecznie przegrała 1:3, bo Austriacy wykorzystali jeszcze rzut karny.
Po chwili załamania kadrowicze Probierza zebrali się w grupę i podeszli pod polskie sektory. Usłyszeli z nich gwizdy, ale i brawa, bo co i tak zostało zagłuszone przez muzykę i cieszących się po przeciwnej stronie Austriaków. Dla Polski piątkowa porażka oznacza już koniec mistrzostw. Do rozegrania został jej jeszcze pożegnalny mecz na turnieju z Francją - 25 czerwca w Dortmundzie.