Brazylia - Kolumbia. Gospodarze wierzą łzom

Brazylijczycy drżą przed ćwierćfinałem z Kolumbią: gra nam się nie klei, Neymar poobijany, Luiza Gustavo nie będzie, a nasz kapitan to beksa

Szturm na Fortalezę zaczyna się leniwie. W hali przylotów ekipa z telewizji bierze jeszcze przed kamerę każdego w kanarkowej koszulce. Za chwilę już nie nadąży. Miejsca w samolotach wykupione, hotele chcą za pokoje bajońskich sum, będzie tu szaleństwo. Bębniarzy i ich sambę już słychać.

Każdy kibic Brazylii - i Kolumbii też, będą dwie inwazje - chce być w piątek na ćwierćfinale w Fortalezie. Reprezentacja lubi tu grać. Bo kibice na północy kraju, tam gdzie nie ma wielkich klubów, kochają kadrę bezwarunkowo. Na południu lubią grymasić. W Belo Horizonte kiedyś cały mecz wyzywali Neymara, w Sao Paulo też go nie lubią, bo sukcesy odnosił z wrogim Santosem. Wprawdzie na mundialu nic przykrego kadry na południu nie spotkało, wszyscy zjednoczeni, ale teraz coś pęka. Aż prezydent Dilma Roussef musiała w twitterowym miniorędziu wezwać naród, by stanął za drużyną i za trenerem Luizem Felipe Scolarim.

Kolumbia bez kompleksów

W starciu z Chile o awansie Brazylii przesądził centymetr, może dwa, gdy Gonzalo Jara trafił w słupek. Teraz przed gospodarzami mecz z najładniej grającą na tym turnieju Kolumbią, która w przeciwieństwie do nich wygrała wszystkie mecze w grupie, a i w 1/8 finału awansowała przed dogrywką, nie dając Urugwajowi szans. Brazylia od dawna już pięknego futbolu nie gra, Scolari stawia na defensywę i szarże Neymara, brakuje fantazji. Tak zacięty mecz z Chile nie był zaskoczeniem, bo jeśli chodzi o umiejętności, żadna z południowoamerykańskich drużyn w 1/8 finału nie musi mieć wobec Brazylijczyków kompleksu. Kolumbia na pewno nie. Ale Brazylijczykom chyba trudno to przyznać, uciekli w psychoanalizę. Jest nowy problem narodowy: dlaczego oni tak płaczą?

Neymar płacze nawet przy hymnie, David Luiz nie mógł się powstrzymać po strzeleniu gola Chile. Bramkarz J lio César - jeszcze przed karnymi. A kapitan Thiago Silva zupełnie się rozkleił, nie chciał strzelać karnego i z murawy musiał go podnosić trener. - Duzi chłopcy płaczą, ale dopiero po meczu. Podczas meczu płaczą tylko płaczki, które moczą spodnie - brazylijski pisarz i publicysta Ruy Castro nie przebierał w słowach. I tak trwa medialna debata. Dęta, bo co to za problem, że płaczą, skoro dobrze grają? Czy lepiej żeby nie płakali, jak Fred czy Paulinho, i grali tak nijako?

Rodzina Scolariego

Scolari jednak uważa, że piłkarze są przytłoczeni presją. Boją się ryzykować, nikt nie chce zostać kozłem ofiarnym. Dlatego najpierw trener dał wykład dziennikarzom, którzy jego zdaniem nie umieją wspierać kadry, być jej przyjaciółmi, tylko szukają dziury w całym. Potem wezwał panią psycholog Reginę Brandao, z którą współpracuje od lat i która pomagała mu 12 lat temu zamienić mundialową reprezentację w grupę tak zgraną, że wspomina się ją dziś jako Rodzinę Scolariego. Potem pracowała z nim też w Palmeiras i w reprezentacji Portugalii.

Ale pod tym względem Kolumbijczycy nie będą gorsi, José Pékerman ma w sztabie swojego zaufanego człowieka, Argentyńczyka Marcelo Roffe, z którym pracował w różnych reprezentacjach Argentyny. Więc dziś ważniejsi dla Brazylii wydają się fizjoterapeuci stawiający na nogi poobijanego Neymara. I Scolari, który musi znaleźć jakiś sposób, by zastąpić Luiza Gustavo. Zawieszony za kartki piłkarz to na razie postać dla Brazylii kluczowa. To on próbuje zaprowadzać spokój w pomocy, dawać równowagę między obroną a atakiem. Kolumbijczycy też mają takiego żołnierza w pomocy, nazywa się Carlos Sanchez. I on w przeciwieństwie do Luiza Gustavo zagra. Kolejne zmartwienie to Fred, który nawet po bramce strzelonej Kamerunowi nie potrafił nabrać rozmachu i z Chile zagrał fatalnie.

Wspomnienia bledną

Na ostatnim treningu przed odlotem do Fortalezy (Kolumbia już tu jest, trenowała na uniwersyteckim boisku, za zamkniętymi drzwiami, ale znalazła też czas dla swoich kibiców) Scolari do pierwszej drużyny wstawił Ramiresa, Hernanesa i Williana. A Freda odesłał do grupy rezerwowych i zespół został bez typowego napastnika (nietypowym był Willian). Ale to raczej zasłona dymna. Gdy minął czas dla mediów, Scolari zrobił - jak podpatrzyli reporterzy "Lance" - kolejne zmiany. Do pierwszej drużyny wrócili Fred i Paulinho, i ich należy się spodziewać w składzie w Fortalezie. Scolari bardzo nie lubi się rozstawać z piłkarzami, z którymi osiągał sukcesy, więc dzisiejsza Brazylia wciąż wygląda jak wspomnienie tej sprzed roku, z wygranego Pucharu Konfederacji. Dość blade wspomnienie. Zwłaszcza jeśli chodzi o Paulinho, krytykowanego od początku turnieju. W meczu z Chile zmienił go Fernandinho, z Kolumbią prawdopodobnie zagrają razem.

Scolari zastanawiał się też ponoć nad przestawieniem drużyny na grę piątką obrońców. Czy też trójką środkowych i dwójką cofniętych skrzydłowych, trwa spór, jak to ustawienie nazywać, ważny, bo ta taktyka na tym mundialu wróciła do łask. Mistrzowska Brazylia Scolariego przed 12 laty grała właśnie w ten sposób. Tylko wtedy sporów o nazwy nie było, Cafu i Roberto Carlos byli po prostu ofensywnymi bocznymi obrońcami. Tamta Brazylia też rozgrywanie piłki w pomocy uznawała za zło konieczne, wypuszczała ją szybko do przodu. Pytanie, czy jeśli Scolari zmieni ustawienie, przychyli się też do głosu ludu, by prawym obrońcą był Maicon, a nie bardzo nielubiany w Brazylii Dani Alves.

Najważniejsze, że znów ćwiczy Neymar. Bez niego obecna Brazylia, nieważne czy zapłakana czy twarda, daleko nie zajedzie. Na konferencji prasowej przed wylotem do Fortalezy Neymar dokazywał tak, jakby żadnej presji nie było. Ale psycholog jest, jego zdaniem, potrzebny. Wszystkim, dziennikarzom też. Najgorsze fryzury w historii mundiali [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.