Maciej Makuszewski: A czemu nie?
- Najpierw spróbuję zagrać w lidze. Jeśli mi się to uda i wyjdzie dobrze, to dlaczego miałbym odpuścić reprezentację? Od kilku dni trenuję z piłką, a od poniedziałku zaczynam ćwiczyć jeszcze intensywniej. Robię już podania, mogę się obracać, biegać. Nie jest źle. Trochę przeszkodziły mi mrozy, bo na trawę naturalną nie mogłem wyjść, a na sztuczną nie chciałem. Tam obciążenia są dużo większe, byłoby to niepotrzebne ryzyko. Brakuje mi tej trawy. Przedwczoraj miałem trening na nawierzchni naturalnej i to naprawdę wspaniałe uczucie.
- Trener przygotowania fizycznego mówi, że zrobiliśmy bardzo dobrą podbudowę pod dalszą pracę. Wszystko przebiega więc zgodnie z nakreślonym planem. Chociaż musiałem zrobić przerwę nie tylko przez mróz, ale i przez przegrodę nosową, którą niedawno operowałem.
- Zdecydowanie, to inne oddychanie. Może zabieg zaburzył nieco rehabilitację, ale nie dało się tego przeskoczyć.
- Jak ostatnio zobaczył wyniki testów, to był bardzo zadowolony. Powiedział, że praca jaką zrobiłem nad odbudową mięśni była kapitalna. Zakres kolana też jest zadowalający. Chwalił mnie. I podtrzymał datę powrotu o której mówił od początku. Czyli kwiecień. Dostałem też kolejne wytyczne, zgodę na trening z piłką. Zobaczymy co profesor powie za kilka dni.
- Myślę, że też tak mogę. Arek to nieco inny zawodnik, niż ja. Młodszy, inaczej zbudowany. Wiem, że chce dać sobie trochę więcej czasu, niż poprzednio. Ja też. Ale wyobrażam sobie, że powrót po pięciu miesiącach jest realny. Wiem jak pracuję, czuję jak ciało reaguje na ćwiczenia. Jest dobrze. A dodatkowy miesiąc to dużo czasu. Chcę jeszcze zagrać w tym sezonie!
- Tak, po ostatniej wizycie w Rzymie, czyli miesiąc temu. Za kilka dni mam zaplanowaną kolejną i po niej znów się zdzwonimy. Miło, że trener się interesuje, że rozmawia o mnie z ludźmi z Lecha, monitoruje sytuację. To dla mnie bodziec, aby ćwiczyć jeszcze mocniej.
- Trochę. Rozmawiałem z prezesem Klimczakiem, z trenerem Bjelicą. Bardzo się cieszyli, że tak to wygląda, ale mówili, żebym wracał spokojnie, bo oni na mnie poczekają. Martwią się, żebym nie zrobił czegoś za szybko. Nie ma w klubie presji, która mogłaby zrobić mi krzywdę. To naprawdę fajne, że Lech robi to z głową, że daje mi czas na pracę. Od razu człowiek ma dwa razy większą ochotę, żeby wrócić i się odwdzięczyć.
- Gram w Poznaniu, kibicuję tej drużynie, ale i bez tego uważam, że decyzja była krzywdząca. Przede wszystkim - piłkę nożną. Pan Marciniak to świetny arbiter, ale podjął decyzję, która nie szła z duchem gry. Może przeszkodziły mu konsultacje z asystentami, może stres? Nie wiem. Ale wiem, że Legia była słabsza, a dostała rzut karny, który może zadecydować o mistrzostwie Polski. Marciniak pewnie się wybroni, ale musi mieć świadomość, że to życie, a nie gra komputerowa. Przecież jak sędziował Juventusowi Ligę Mistrzów to nie dyktował ewidentnych jedenastek. A w Warszawie zobaczył nawet minimalny kontakt kciuka z piłką.
- To dla nas mecz o podwójną stawkę. Bo nie ma podziału punktów, a gramy z liderem, który ma nad nami sporą przewagę. Większa walka, niż na murawie, będzie w głowach. Bo oba zespoły są pod presją. Nas porażka może kosztować pożegnanie się z walką o mistrzostwo, a Jagiellonię - pierwsze miejsce w tabeli.
- Piłkarze tak nie myślą. To media to nakręcają. Lech miał grać o mistrza, na początku poszło nam średnio i zaczęły się dywagacje. Strata do Jagi jest spora, ale dalej jesteśmy na trzecim miejscu, trzymamy kontakt. Jeśli po rundzie zasadniczej będziemy tu, gdzie teraz, to jesteśmy w stanie wygrać ligę.
- Nie wiem, ale moim zdaniem zwolnienie nie miałoby sensu. Efekt nowej miotły nie zawsze działa. Trener powinien doprowadzić zespół do końca i dopiero wtedy może być rozliczony.
- Taką mam nadzieję.